niedziela, 12 lipca 2015

Spacer po lesie

Jak co jakiś czas, a nawet dosyć często, byliśmy u znajomych na działce. Wiadomo, pogoda śliczna,  towarzystwo fajne, i Jacha najlepsza koleżanka.
Jak to zwykle u mnie, włączył mi się w pewnym momencie antycywilizacyjny instynkt wędrowca.
- Dzieciaki, idziemy do lasu ?
Jachu pierwszy chętny. Moja krew ;)
Ola w pierwszej chwili stwierdziła, że zostaje się pobawić. Gdy jednak zobaczyła, że naprawdę zanurzamy się w gąszcz
- Czekajcie, idę z Wami !!!
To idziemy.
Oczywiście każde chce być przewodnikiem. Próbuje tłumaczyć, że to trudna rola. Że trzeba uważnie sprawdzać drogę. Sprawdzać, czy jest bezpieczna. Że czasem dorosły powinien iść przodem sprawdzać teren.
Próbuje ustawić szyk typu jeden obok drugiego. Ja w środku sprawdzam drogę, dzieciaki po bokach szukają ciekawostek. Za wąska ścieżka. Na szczęście pojawiły się pokrzywy. W obliczu takiego zagrożenia dostałem zgodę na przetarcie i oczyszczenie szlaku :)
Kilka metrów dalej dzieciaki zajęte walką o funkcję przewodnika o mało nie przeoczyly pierwszego odkrycia. Trochę z boku od ścieżki, w pniu drzewa stoi zielony skrzat. Duch lasu. A ja głupi zaczynam coś pleść o dawnych plemionach...
Na szczęście dzieciaki zostały uratowane przed moimi opowiastkami głosem sąsiada działkowego, sympatycznego w miarę Starszego Pana. Zaprosił nas na swój teren, pokazał podwieszonego pod niebem latającego boćka, wędkującego w kałuży ludka, i różne takie z drewna wystrugane. I opowiedział historię skrzata spod drzewa, który dawno temu został skazany na banicję. Zbyt blisko zaprzyjaznil się z szerszeniami... Owadom się znudził, ale wracać też już nie chciał.  Zasmakowal wolności...
Ruszyliśmy dalej.
Co by tu dzieciakom wymyślić... Same wymyslily. Rysowanie strzałek na ziemi. Żebyśmy wiedzieli, którędy wrócić. Zaczęliśmy od rysowania Xów. Łatwiej. Potem się zaczęło...
- Ola, ładną strzałkę narysowalem - pyta Jaś
- Nie, moja jest ładniejsza ! - odpowiada Ola
Na to Jaś planuje zemstę
- Tata, stań szeroko, zrobię największą strzałkę od nogi do nogi i wygram !
Na to Ola zaczyna odrysowywać moje stopy. Oczywiście "przy okazji" zamazując jasiową megaogromniastą strzałkę. Oczywiście zaraz były fochobeki dwa.
Po uspokojeniu sytuacji zaczęliśmy wypatrywać różne leśne ciekawostki.
- Wyrwany korzeń !
- Patrzcie jaka gałąź rośnie na tym drzewie !
- Paśnik !
- Jakie ogromne paprocie !
- A tu dziki szukały jedzenia !
Jak chcą to potrafią...
- A Ola wszystko znajduje a ja mniej !!!
- A Jasiek powiedział to co ja już widziałam tylko nie mówiłam !!!
Podwójny bekofoch. Dopiero drugi... próbuję ratować sytuację.
- Patrzcie, jaki pieniek...
To nie był najlepszy pomysł. Jedno zaczęło liczyć słoje, drugie weszło na pieniek i cwiczylo równowagę. Oczywiście żadne nie chciało zrobić dwóch kroków do innego pniaka. Sytuację uratowały mrówki.
- Patrzcie, dzikie mrówki ! Uciekamy, bo nas pogryzą i porwą do mrowiska !!!
Udało się.  Tylko potem rozpętała się dyskusja, czy mrówki były czerwone, czy czarne. Bo czerwone gryzą i porywają, a czarne są łaskotkowe.

Oczywiście rozpaczliwe próby wprowadzenia spokoju pod hasłem
- Jak się kłócicie to wracamy ?!
zgodnie (!!!) krzyczały
- Nie !!! Przecież jest super !!!

Po powrocie reszta towarzystwa nie rozumiała, czemu zaszyłem się w najdalszym od dzieci kącie działki po uspokajającym spacerze po lesie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz