Kilka lat przede mną urodził się Marcinek. Duzo za wcześnie. Dawno temu, inkubator jakiś tam w szpitalu był, nienagrzany, technika medyczna na zupełnie innym poziomie - 45 minut życia, za mały, za słaby.
Ja urodziłem się bezproblemowo kilka lat później. Potem moja siostra.
Miałem brata. Mam brata. Trudno to nazwać, żyliśmy w innym czasie, nigdy sie nie spotkalismy, moze kiedys gdzies sie spotkamy. Znam tylko malutki grobek na cmentarzu, na którym od dziecka zapalam świeczki, kładę mały kwiatek. I czuję się cholernie z tym miejscem związany. Tam jest mój Brat. Czasami sobie myślę, jaki byłby, co by mi powiedział, jak by żył. Może trochę czasem mi żal, że nie biliśmy się o samochodziki w dziecinstwie. Ale od zawsze wiem, ze tam, pod malutką płytą, leży mój Brat.
I równoczesnie czuję, że mam brata - nierealnego, niecielesnego, ale gdzies tam we mnie gleboko siedzi poczucie jego istnienia.
I w ten sposob po prostu jest z nami, przy mnie od zawsze. Moze wlasnie dlatego Jego istnienie, króciutkie zycie, było wazne, potrzebne ?
Dla mnie zawsze to bylo oczywiste. Ten maly grobek, to, ze z rodzicami szlismy do Marcinka zapalic znicz, potem juz bardzej dojrzale mysli. Nigdy nawet przez glowe mi nie przeszlo, ze moge byc zamiast Niego, zastepuje Go rodzicom, czy cos takiego. Ba, nigdy mi nie przyszło do głowy, że mogłoby Jego nie być. Jest tak samo moim rodzeństwem, tak samo bliski i realny jak młodsza siostra, jaśkowa ciotka i chrzestna. Ot, jest nas trojka rodzenstwa, tylko Marcinek mieszka gdzies indziej. Nieraz o Nim myslę jako o tej małej kruszynce, jaką był, a nieraz - jak o kilka lat starszym żonatym i dzieciatym facecie, ktorym bylby dzisiaj - wiec, rosnie wraz z nami.
A od trzech lat się oswajam z Jego nową rolą życiową. Już nie idziemy do Marcinka, a do Wujka Marcina. Ciężko mi to przez usta przechodzi, ale wszyscy się starzejemy, wchodzimy w nowe role życiowe. Ja zostałem ojcem, siostra ciotką, Marcinek wujkiem. I Jasiek wzrasta w świadomości, rzeczywistości, że jest nas trójka.
A zupełnie na marginesie zastanawiam się, czy nie łatwiej dziecku poznawać, oswajać śmierć nad grobkiem Kogoś w jego wieku, z jego pokolenia, niż dziadków, wujków - dorosłych będących trochę innym gatunkiem dla kilkulatka ?