sobota, 31 maja 2014

Flecik

Najdroższa jest uzdolniona muzycznie. Śpiewać umie. Ładnie. Grać na flecie też.
Ja takich uzdolnień nie mam. Ze śpiewaniem to Jasiek sobie radzi lepiej ode mnie. Mi Najmuzykalniejsza sugerowała, żebym Borsuczkowi puszczał kołysanki z płyty, a nie krzywdził go dźwiękami z własnej krtani.
Przy okazji Dnia Mamy Najmuzykalniejsza wspomniała, że chciałaby taki mały flecik. Zamówiłem. Przyszedł. Ukochana zadowolona. Misja zakończona powodzeniem.
Młody też zachwycony nowym instrumentem w domu. Ja akurat miałem ciężki dzień. Nie wyspałem się. Zmiana pogody. Glowa mi pęka. Zmęczony byłem. Do tego ciężki dzień w pracy. Chciałem choć pół godzinki w spokoju posiedzieć w fotelu. Młodego spławić telewizją albo grą na komórce. Czasem trzeba. Młody dopadł instrument... Zaczął dmuchać, wygrywać "melodie"
- Tato, zagram Ci piosenkę, żebyś miło odpoczął !
Nic więcej do szczęścia rodzinnego nie było mi potrzebne...

piątek, 30 maja 2014

Dzień Mamy

Impreza w przedszkolu. Cóż... Dzień Matki. Plener artystyczny z dziećmi dla mam w ogródku. Przyszła akurat burza. Impreza przeniosła się więc do sali.

Dostałem jakieś 20 minut od rozpoczęcia imprezy telefon
- Jesteś w pobliżu z parasolem ?
Byłem. Ruszyłem na ratunek. Wchodzę, pytam wesoło
- Jak było ?
Mina Rodzicielki jakaś nietęga, zachwytu nie wyraża.
- Daj spokój...
Cóż, nasze przedszkole nie grzeszy kreatywnością. Czasem po tzw występach dla rodziców jest tzw spotkanie integracyjne czy warsztaty, gdzie dzieci mają coś zrobić z rodzicami. Salka, na stole rozrzucone bibulki i nożyczki i hasło "zróbcie razem kwiatek". Chaos kompletny. Nieśmiało upewniam się
- Czyli jak zawsze ?
- Gorzej - chórem uszczegóławia Najbardziej Wymagająca z inną mamą... To ja wolę sobie nie wyobrażać...

Więc wyszliśmy w deszcz. Parasoli starczyło tylko dla dzieci. W wiosennej ulewie przemokliśmy całkiem, Najpiękniejsza trenowała chyba do występu w Miss Mokrego Pokoszulka, no pełen romantyzm ;)
A w domu sam z siebie Synek wziął się za laurkę i namalował tęczę. łąka już mu się nie zmieściła na kartce :)

czwartek, 29 maja 2014

Wybory

Wybory. Tym razem do Parlamentu Europejskiego.
Zawsze rodzice brali mnie na wybory. Jakiekolwiek. Dumnie trzymałem kartę i wrzucałem do urny. Może dlatego zawsze chodzę i poczuwam się do obowiązku. O to walczyliśmy, po to mamy demokrację, i zrezygnować z tego prawa nie możemy. Ba, musimy je wykorzystać. Ale nie o tym.
Idziemy z Jaśkiem. Dumny pomaga zrobić krzyżyk, dumny trzyma kartę nad urną i wrzuca w otwór. Młody demokrata, może nie będzie mówił za kilkadziesiąt lat, że polityką się nie interesuje albo że i tak nie ma na nic wpływu. Jak Ci, co nie poszli, a potem będą narzekać, że "jest źle i sami złodzieje / zdrajcy rządzą".
A potem zrobiliśmy pogadankę, że wybieramy tych, co ustalają prawo.
- Jakie prawo ?
- Zasady, jak mamy żyć, żeby było nam dobrze milo i bezpiecznie ?
- Takie, żeby nie zrywać kwiatków ?
- Takie też, żeby dbać o przyrodę.
- I żeby nie rzucać śmieci na ziemię ?
- Tak :)
Pewnie będzie głosował na Zielonych ;)
Potem poszedł z Najwspanialszą. Pokazał Jej, żeby zrobiła krzyżyk "przy jedynce, tak jak Tatuś !, bo wtedy nie będzie śmieci na trawnikach " :)

Lekcja demokracji za nami :)

Wyników komentował nie będę. Frekwencja żałosna, kampanii żadnej. I dyskusje skupiające się na naszych drobnych rozgrywkach i wojenkach z Tuskiem bądź Kaczyńskim, w miejsce dyskusji o przyszłości i rozwoju Europy, sprawach dla niej istotnych. Jak rozwój gospodarka czy bezpieczeństwo. Może brakuje postaci o horyzontach Mazowieckiego, Geremka itp, mających wizję dalekosiężną, a nie chwilowe interesiki. Intelektualistów i wizjonerów z charyzmą.

środa, 28 maja 2014

Dziadek Jasio

Któregoś wieczoru w łóżeczku, już po czytaniu bajki...
- Tatuniu, a czy można zrobić, żeby Dziadek Jasio odżył ? - jakimś takim smutnym tonem...
Jaś ma jednego dziadka. Niestety, obaj nie poznaliśmy drugiego. Widzę, że czasem ma z tym problem.
Rodzinni zmarli... Bywamy z Jasiem na cmentarzu, czasem o Nich coś rozmawiamy, czasem wspominamy sobie, czasem stwierdzamy " ale bym z Babcią pogadał...". O swoich pra- uznał, że po prostu byli kiedyś, i nawet z dumą czasem mówi, że Jego Pradziadek był ułanem. A temat drugiego dziadka powraca, może dlatego, że koledzy z reguły mają jeszcze komplet dziadków i babć.
- A ja chciałbym, żeby Dziadek Jasio odżył...
I rozchlipał się na dobre.
Opowieści o Niebie tylko pogorszyły sytuację..

wtorek, 27 maja 2014

Myjnia

Jedziemy gdzieś przez miasto. Nagle z tyłu, z fotelika słyszę
- Czy nasze Volvo też może być takie czyste i lśniące jak tamte auta ?
Aż mi się głupio zrobiło... Pozimowe mycie w maju...
- Jedziemy na ręczną myjnię ?
- Ja chcę na taką na stacji, jak w telewizji widziałem, gdzie takie szczotki same myją...
Dobra, Jasiek nigdy na szczotach nie był. Pojazd też :) obaj będą mieli pierwszy raz ;)

Z fascynacją patrzył, jak szczoty jeżdżą, chlapią, czyszczą. A potem podziwiał ze wszystkich stron, jak pojazd lśni :)

poniedziałek, 26 maja 2014

Samolocik

Sklejam sobie samolocik. Pierwszy od 15 lat. Coś mi wyjdzie lepiej, coś gorzej... Traktuję go raczej jako materiał do ćwiczeń, odświeżenia techniki, niż poważny model. Z zamysłem, że ostatecznie zawiśnie u Jaśka pod sufitem. I kiedyś może dorobię do niego samolot cysternę, namaluję niebo na kawałku ściany, może nawet dorobię atakującego ten zestaw Sukhoja... Jeżeli żona nie wniesie veta dot. wystroju dziecięcego pokoju ;)
Jasiek z fascynacją patrzy na moje sklejanie. Oczywiście staram się trzymać go z daleka od mojego jeszcze nieskończonego dzieła. Blednę, gdy bierze do ręki kadłub... Ale widzę, że też się pali do tej roboty, też by tak chciał :)
Więc postanowiłem kupić mu model do złożenia. Prosty, niewielki, taki "entry kit". Wiem, chemia, klej i farba śmierdzą, nie są zbyt zdrowe... Otwieramy więc okno ;)
Chcąc mu trochę jednak rozrzedzić tematy wojskowe, wybór padł na jakąś wersję Jumbo Jeta. Jakieś 30 elementów, skala malutka.
I sklejamy od kilku dni.
Ogląda instrukcję. Uczy się czytać rysunek techniczny. Może mu się przyda kiedyś, jak będzie naprawiał zlew. Też nic nie będzie do siebie pasowało :)
Bierze w rękę prawdziwy klej modelarski i z zapałem smaruje mniej więcej tam, gdzie mu pokazuję. I mniej więcej tak łączy. Zacieki kleju dookoła ? Trudno, zamalujemy ! Krzywo sklejone elementy ? Trudno, inwencja twórcza :) zresztą, tatko zawsze poprawi, wyrówna.
Maluje. Raczej mniej równo. Raczej rozlewa nadmiar farby z pędzla po modelu. Prawdziwą farbką modelarską. Pełen dumy zanurza pędzelek, ociera o brzeg nadmiar farby. I maluje, uważnie, ostrożnie. Pokazuję mu, gdzie została biała plamka, uzupełnia.
Oczywiście, niecierpliwi się, chce mieć już gotowy samolocik, robić dwie rzeczy naraz. Ale uczy się cierpliwości, czekania. Bo większość pracy modelarza to szukanie materiału i czekanie na wyschnięcie kleju i farby :) Na razie jeszcze nie dopieszczamy detali, nie będę do zniechęcać :)

Ale mimo wszystko, podświadomie, walczę ze sobą, żeby nie powiedzieć
- Jasiek, równo ! Jak trzymasz pędzel ? Nie widzisz, gdzie jest linia ?
A potem cichaczem poprawiam, wyrównuję. Żeby się nie zniechęcił, że krzywo zrobił i mój jest ładniejszy ...

Ostatecznie odeszliśmy od schematu kolorystycznego. Jasiek dał się ponieść fantazji. Jak na czterolatka ze wsparciem rodzica chyba nieźle sobie poradził. Najważniejsze, że chwyta bakcyla.

niedziela, 25 maja 2014

Rowerek

Kumpel mnie sprowokował. Zadzwonił, "wyjrzyj przez balkon" mówi. Wyglądamy. Patrzymy. Ola jeździ na rowerku, bez bocznych kółek, z tyłu kij od szczotki, Marcin do niego przyczepiony biega. Podpuścił mnie, wszedł na ambicję.
Chociaż, od kilku tygodni o tym z Najpiękniejszą rozmawialiśmy.
Następnego dnia, zmotywowany, wziąłem się do roboty. Rowerek napompowany. Kółka boczne odkręcone. Tylko co z tym kijem ? Trzeba go na sztywno, na wcisk założyć...
Rozglądam się po mieszkaniu. Kij od mopa ? Przymierzam. Za szeroki, nie klinuje się... Ciupaga z gór ? Za krótka, nie będę za nim biegał w przysiadzie... W końcu odkręciłem kij od miotły. Chwilę zastanawiałem się, czy go lekko nie zwęzić, ostrugać na dole, ale to była raczej chęć zabawy nożem niż potrzeba techniczna. Kilka razy stuknąłem, puknąłem i się zaklinował. Wyżej solidnie przywiązałem go do ramy, żeby na boki  nie latał. Przy czym sztywność samego kija nie jest oszałamiająca... Trzyma się. Musi, skoro użyłem superspecjalny sznurek z mojej szafki skarbów ;)
Trochę to trwało. Młody cały czas mnie obserwował przebierając nóżkami z niecierpliwości. W końcu jest gotowy, możemy się szykować.
Tatko przezorny z natury, wziął plecaczek, wrzucił do niego picie dla dziecka, chusteczki higieniczne i tzw mokre, apteczkę, nożyk, klucze rowerowe... Tatko włożył jakieś wygodne buty do biegania, rękawiczkę rowerową, żeby mu się od trzymania kija bąble na dłoniach nie zrobiły... Tatko chwilę się zamyślił... Ach, przecież dziecko trzeba też przyszykować ;)
Spodenki są. Kask jest. Ochraniacze... Spotkały się z krótkotrwałym oporem, ale Tatko miał silne argumenty i jego opinia wygrała. Założone. Idziemy.
I tu zaczęły się schody. Jasiek pełen zapału. Wsiada. O, rowerowek jakoś dziwnie się przechyla...Chwytam kij, zrozumiał, że rowerek bez kółeczek tak ma. Ruszamy. Oj, trochę pracy nas czeka. Na razie trwa zapoznawanie się ze specyfiką nowego pojazdu. Nie jest tak, że za dwa dni sam pojedzie. Nikt nie mówił, że będzie łatwo.
Jedzie sobie jak gdyby nigdy nic, nauką i równowagą specjalnie się nie przejmuje. Świetnie się bawi.
Rozpędza się. Za moją radą, bo podobno tak łatwiej złapać równowagę. Podobno. Nawet nie próbuję. Za to ja przechodzę do truchtu. Kłusu. Cholera, chyba z kondycją kiepsko. Jakaś zadyszka. Kłucie w boku. Muszę odsapnąć. Papieroski i siedzący tryb życia dają o sobie znać...
- Tata, nie zwalniamy, gazu, jestem ekspress !!!
To sobie niezły obóz kondycyjny zafundowałem...
Skręca. Ostro skręca. Składa się do pozycji motocyklisty przy prędkości naddźwiękowej. Chyba zaraz położy maszynę razem ze mną... Z bocznymi kołami odchylenie nie przeszkadzało...
Hamuje. Nagle, ostro, bez uprzedzenia. Uff, tym razem udało mi się nie nadziać na kij.
- Co ty wyprawiasz ?!
- Tata, to musisz trzymać kij z boku !
W sumie to ma rację...
Chwilami, przypadkiem, łapie równowagę... Może jednak coś z tego będzie ?
Zaczynam tłumaczyć mu w czym rzecz. Zaczyna być nerwowo.
- Jasiek, szybciej ! Nie pochylaj się ! Nie hamuj ! Słyszysz Ty mnie ! Bo pójdziemy do domu !
A ten niewzruszony robi swoje...

Widzę, że  nauka jazdy będzie nie tylko obozem kondycyjnym, ale i szkołą trzymania nerwów na wodzy :)