Kolejne dylematy wychowawcze, narzucone przez propagandę pacyfizmu braterstwa międzyludzkiego i poprawności politycznej. Jak zawsze piękne ideały tak jakby odstające od rzeczywistości.
Zabawy ze strzelaniem. W niektórych przedszkolach wręcz zabronione. Bo po co uczyć dzieci przemocy ? Walki, bicia się, strzelania i zabawy w wojnę czy zabijanie ? Niby wszystko pięknie. Tylko...
Niestety czasem trzeba się bronić. Życie jest jednak walką. W różnych wymiarach, na różnych płaszczyznach. Nie ma co udawać, że świat jest piękny. W życiu z reguły osiągają coś ci, którzy umieją czasem być ostrzy. Ale ja nie o tym ;)
Lata świetlne temu, począwszy od przedszkola, bawiłem się z kumplami w różne gdy wojenne, z przemocą strzelaniem i zabijaniem. Oczywiście "nanibowymi". Policjantów i złodziei, indian i kowboi, czterech pancernych itp. Kulminacją był moment, gdy na podwórku były wykopy w temacie remontu pewnie rur wodociągowych. To były nasze okopy, granatami były grudki ziemi. Kamień automatycznie wykluczał z zabawy - takie były reguły, sztywne, bezdyskusyjne. Zawsze miałem wśród zabawek jakąś szablę, pistolet, czołg. Z chłopakami w szkole co jakiś czas się biliśmy. I co ? Nie zostałem żołnierzem mafii czy najemnikiem. I nie biję żony, kolegów w pracy i przechodniów ;)
Więc trzeba znaleźć złoty środek . Nie przesadzajmy z tymi trendami i poprawnoscia. Jak świat światem chlopaki się bili i bawili w wojnę. Może właśnie dzięki temu wyrastali na mężczyzn, a nie hipsterów. I może dzięki wpojeniu, że czasem trzeba się bić, potrafi o coś walczyć lub czegoś bronić. Zamiast "nakładać sankcje" z wygodnego fotela.
Nie będę dziecku zabraniał zabawy w wojnę. Tylko mu powiem, po której stronie trzeba walczyć. I nawet w szale tej zabawy pilnować reguł gry. I będę pilnował, żeby to była walka o coś, a nie dla samej walki.