sobota, 24 maja 2014

Tłok w łóżeczku

Zasypiamy. Tzn próbujemy Jaśka uśpić. Zażyczył sobie tego wieczoru, że oboje mamy go usypiać. My już przysypiamy, on jakby mniej. Położyłem się koło niego w łóżeczku. Nie do końca wiem, czy chciał się przytulić, czy traktował to jako dodatkową atrakcję wieczoru. Wszystko jedno.
W pewnym momencie widzę, że wreszcie zaczyna przysypiać.
- Tata, idź już poleżeć na podłodze...
Propozycja nie do odrzucenia. Znaczy - na poważnie zabiera się do spania. Nie byłby jednak sobą, gdybym trochę nie pociągnął tematu
- A dlaczego mam iść ? Tam jest niewygodnie...
Najbardziej Wyrozumiała spojrzała na mnie z wyrzutem pt. "nie rozbudzaj go !". A ten dziarsko
- W moim łóżeczku zrobiło się zbyt tłoczno !
Cóż... Stado pluszowych przyjaciół mu nigdy nie przeszkadzało, a Tatuś tak. Trafiony siłą argumentu poszedłem na podłogę. Za dwie minuty spał :)

piątek, 23 maja 2014

U fryzjera

Czasem wypada skrócić włosy. I sobie, i bąblowi. Już nie te czasy, gdy miałem pióra do ramion ;) Więc skracamy. Z reguły po prostu maszynką. Może nie na rekruta, ale w miarę krótko.
Pierwszą wizytę u fryzjera zaliczyliśmy... Kiedy to było... Pewnie miał jakieś półtora roku. Gdy pierwsze zainteresowanie minęło, kilka rzeczy ciekawych wokół go rozproszyło, i wrócilismy z połową głowy w nowej fryzurze, połowie w starej :) Z pomocą przyszedl wujek Bibi, dumny właściciel maszynki do włosów. Służył pomocą techniczną dłuższy czas - ja Młodego trzymałem, Najbardziej Kreatywna tworzyła teatrzyk odwracający uwagę, a Wuj Bibi czynił swą powinność. Czyli ciął, ciął, ciął...
Potem, kiedyś, znienacka, poszliśmy do fryzjera. Chyba tylko we dwóch. I okazało się, że siedzi dość spokojnie, gada, obserwuje papugę w klatce. Czasem tylko marudzi, że maszynka łaskocze. Albo uszczypnie w ucho ;)
A mi się przypomniało, jak mnie Tata brał do fryzjera. O maszynkach nie było mowy, rządziły nożyczki i żyletka. Chyba nie stawiałem oporu. Jechaliśmy do fryzjera dziecięcego, Wrocław, w połowie ulicy Ruskiej się mieścił. Najważniejsze, co pamietam, to bujany koń z gatunku tych na monetę. Chyba ucharakteryzowany w stylistyce dzikiego zachodu. Wtedy to była duża atrakcja :)
Kilka dni temu znów byliśmy. Znowu nie zdecydowałem się na drastyczny krok wobec mojej głowy. Jednak nie tuż przy skórze, ale kiedyś w końcu to zrobię.
Zgodnie z ustalonym porządkiem, poczekaliśmy chwilę w kolejce, pierwszy na fotel zasiadłem ja. Młody zajęty pół oglądaniem papugi, gazety o autach i moim telefonem. Jednym słowem - zajęty i nic dziwnego nie powinno mu przyjść do głowy. Raz dwa trzy, zrobione,  kolej na Jasia. Teraz już jestem spokojny i sam mogę pooglądać gazetę. Ale rok temu musiałem całe strzyżenie z nim gadać :)
- Jak Jasia ostrzyc ?
Co się będziemy zastanawiać.
- Proszę tak samo jak mnie.
- Na pewno tak krótko ? Mama nie.będzie miała pretensji ?
W kontekście, tata sobie coś wymyślił i mu się pewnie w domu oberwie. Na szczęście gust Najwspanialszej w tym zakresie znam i wiem, że powie, że dobrze wyglądamy.
- Na pewno. Najwyższej nastepnym razem dostanę bardziej szczegółowe wytyczne niż "idźcie do fryzjera"

Było dobrze. Najwspanialsza zadowolona. My też :)

czwartek, 22 maja 2014

Ogolony tatko

Ogoliłem się. Na gładko.
Rok czy dwa nosiłem kilkudniowy zarost. Raczej z lenistwa. W dodatku Najwspanialsza stwierdziła, że chyba lepiej w nim wyglądam.
A "poważnej" brody nie chce mi się zapuszczać, pielęgnować. Nie pasuje mi. Może to jeszcze nie ten wiek :)
Dobra, ogoliłem się. Jasiek był w pełni zachwycony. Cały dzień przytulał się do policzków.
- Tatuś, teraz nie drapiesz, mogę Cię głaskać, przytulać, całować !!! Nie będziesz już miał kłujaków ?
- Jasiu, ale mężczyźni mają kłujaki, też Ci wyrosną i będziesz się golił.
- Nie chcę !

A ja pozwolę dziecku cieszyć się gładkim tatkiem kilka dni. A potem wygra opinia żony, lenistwo. Zresztą, spojrzałem w lustro...

środa, 21 maja 2014

Gra dla dużych chłopców

Ostatnio sobie trochę gram na komputerze. W klon starego dobrego Panzer Generala. Strategia, bliżej szachów czy wojennych planów w sztabie na mapie niż zabawy w wojnę. Młody podpatrzył - strzelające czołgi, grafiki wybuchów
- Super, mogę też w to pograć ?
- To nie jest gra dla dzieci. Jak będziesz duży to Cię nauczę.
Choćby dlatego, że do grania trzeba umieć czytać, znać angielski i analizować siłę  i morale jednostek.

Dalsza część dnia. Idzie do łazienki, sam bez stołeczka zapala i gasi światło. Od niedawna dosięga kontaktu, wyrósł. Nie zawsze mu się chce stawać na palce w tym celu, wtedy słyszę
- Tata, pomóż !
Tym razem mu się chciało, więc usłyszał pochwałę
- Ale wyrosłeś, brawo, sam umiesz zgasić światło !
- Jestem już duży ?
- Pewnie, duży chłopak już z Ciebie !
- To mogę pograć w Twoją grę o czołgach ?
Tu mnie ma, spryciarz jeden...

wtorek, 20 maja 2014

Dziewiąta wieczór

Jaś zasypia o dziewiątej wieczorem. Regularnie.
Oczywiście, są wyjątki. Czasem jest tak zmęczony, że zaśnie pół godziny wcześniej. Czasem tak podekscytowany bądź rozemocjonowany, że nawet godzinę później. Jednak te wyjątki dotyczą nie więcej niż 5 - 10 dni w roku. Poza nimi punkt dziewiątą śpi. No, plus minus dziesięć minut i dokładność zegarka.
Nawet nie próbujemy tego zmienić. Są rzeczy niezmienialne całkiem niezależnie od nas.
Czasem jest wykończony, miał ciężki dzień, zmęczył się, był na wycieczce. Czasem my jesteśmy wykończeni trudnym dniem, w skrytości duszy chcemy mieć go z głowy, marzymy tylko, żeby jak najszybciej usnął. Nic z tego. Im bardziej się staramy, tym mniej On śpi .
Czasem wstanie przed szóstą rano. W dodatku w weekend. Cały dzień spiskujemy, knujemy, żeby go oszukać, położyć wcześniej. Chociaż pół godziny wieczorem zyskać. Nic z tych rzeczy.
   Kładziemy go trochę wcześniej. Czytamy najkrótszą możliwą bajkę. Szczelnie zasłaniamy okno, usuwamy z pola widzenia wszystkie możliwe rozpraszacze, ściszam muzykę, udaję że sam śpię..
Próżny trud. Godziny zachodu słońca i przyjazdu pociągu też nie da się zmienić. Pogodzić się z pewnym faktami trzeba i już :)

poniedziałek, 19 maja 2014

Autem do przedszkola

Zwykle Najwspanialsza odprowadza Jasia do przedszkola. Czasem, wskutek tzw. przyczyn losowych mi się zdarza. Blisko jest, zawsze chodzimy piechotą. Z powrotem jedziemy autobusem. Jeden przystanek. Tak się przyjęło :)
Kilka dni temu miałem dzień wolny. Czasem jest potrzebny. Na mnie wypadło odprowadzenie do przedszkola. Ok. Od świtu lało niemiłosiernie. Stwierdziliśmy, że zawiozę go samochodem. Nie zmoknie, nie zmarznie, katarek nie przekształci się w chorobę, nie będzie potrzebne L4. Nie wiem, czy kiedyś już go tam wiozłem.
Budzimy Go. Ciężko idzie. Udaje, że nasze poczynania w ogóle Go nie dotyczą. Motywujemy
- Dziś Tatuś Cię odprowadzi.
łypnął jednym okiem, skrzywił usta w półuśmiechu i wrócił do stanu wyjsciowego, czyli snu zimowego. Siegam po ostateczny argument
- Zawiozę Cię dziś autem do przedszkola.
Aż tak gwałtownej reakcji się nie spodziewałem. Wystrzelił w górę jak sprężyna, błyskawicznie ogarnął wszystkie regulaminowe poranne czynności jak mycie ubieranie itp. I zanim jak się uszykowałem ze wszystkim stał gotowy przy drzwiach. Jak chce to potrafi :)

Zawiozłem go szczęśliwego zastanawiając się, czy dłuższa droga jest z domu do garażu, czy z garażu do przedszkola, bo jakoś około połowy to wypada. Dobrze, że chociaż po drodze :)

niedziela, 18 maja 2014

Pegazy

Stoją sobie w centrum miasta Pegazy. Radosne, kolorowe, wielkości konia trojańskiego. Kiedyś, w epoce przedjaśkowej, wspinaliśmy się z Najmilejszą na nie wesoło.
Nawet nie myślałem, że stoją tam dalej. Zamajaczyły mi w oddali kolorowe wesołe sylwetki.
- Jasiek, chodź, pokażę Ci coś fajnego !
- Co ? A może zostaniemy na placyku ?
- Wrócimy zaraz, chodź :)
- No dobra, ale tylko na chwilę...
W międzyczasie, po drodze (jakieś 50 metrów), zdążył zgłodnieć i wchłonąć banana.
- Tata ! Nigdy czegoś takiego nie widziałem !
- Idziemy nimi polatać ?
- Pewnie !
Więc wchodzimy do środka podsadzam Juniora, jest zachwycony
- Lecę jak tęczą !
Po chwili
- Tata, zdejmij mnie już, idziemy do następnego.
Nie ma tak dobrze. Sam zeskocz, ja cię tylko za ręce lekko będę hamował. Może nie wyrośnie na takiego fajtłapę jak ja ;) Skoczył, przełamał strach, luzik.
I tak musieliśmy wypróbować wszystkie sześć skrzydlatych rumaków.
- Tata, a teraz wracamy na placyk zabaw !
Pewnie, to był tylko krótki przerywnik :)