Cóż. Podjęliśmy decyzję, żeby Jasiek nie chodził na tzw dyżury do przedszkola zastępczego. Zresztą, Jasiek też zgłosił protest wobec takiej wizji. Zrozumiałe.
Tylko co tu teraz wymyślić ? Niestety, dostępny przeciętnemu człowiekowi urlop nie pokrywa chyba wszystkich dni wolnych w roku szkolnym i ferii zimowych, nie mówiąc o wakacjach. System edukacji specjalnie się tym nie przyjmuje. Niby są jakieś dyżury, ale w gruncie rzeczy to przechowania. Kilka dni takich w roku da się przetrwać, ale temat wakacji to duże wyzwanie dla organizacji życia rodzinnego... Zwłaszcza, że dziadkowie i ciocie, naturalne rozwiązanie, mieszkają jakieś pół Polski dalej...
I tak sobie myślę. Czy w przedszkolach państwowych, szkołach podstawowych, nie może być jakiego sensownego programu nie wiem, półkoloni ? Na których dzieci robią coś ciekawego, wychodzą do kina, teatru, muzeum, realizują tzw kreatywny program, a nie tylko "pobawcie się na podwórku" ? Są czyms więcej niż przechowalnią z konieczności życiowej ?
W tym roku nam się jakoś udało, jedynie dzięki zaangażowaniu i chęci rodziny, kosztem przejazdów przemęczenia Babci itp. Miesiąc z Jego punktu widzenia pełen atrakcji, to na plus. Do tego silnie zżył się z rzadko widzianą rodziną - to też ogromny plus. Ale zdrowie Babci ogarniającej przez trzy tygodnie dwójkę potworków też jest istotne.
Cóż - polityka prorodzinna państwa.