poniedziałek, 13 lipca 2015

Helikopter

Jachu dostał w prezencie helikopter. Nie prawdziwowy oczywiście, taki malutki, do sklejania. Z samego Lądynu przyleciał. Jasiek się doczekać nie mógł,  ciągle pytał, kiedy wreszcie doleci. W końcu dotarł.
Ale maleństwo ! Kurczę, chyba muszę mu pomóc... Też chce mieć trochę zabawy, a małe paluchy z kielbachy jeszcze pincetą nie operują sprawnie :)
- Tata, zrobimy go dzisiaj całego ?
Ups. Tak to "se ne da Pane" :) Poza tym przyjemność trzeba dawkowac. Uczyć dzieci wytrwałości cierpliwości i systematyczności.  Zresztą - nie da się i tyle. Jedno musi wyschnąć by móc kleić następne :)
Wiec robimy. Względnie systematycznie.  Powoli. Z przerwami.
Z góry odpuściłem malowanie drobiazgów przed klejeniem. Jeszcze nie ten etap. Chodziło bardziej o tempo :)
Jachu dzielnie, o dziwo zgodnie z moimi wytycznymi i instrukcja, smarował  (nie paćkał) klejem. Co mniejsze detale wziąłem na siebie. Co wyszło to wyszło :) nie jest źle.
Wreszcie cały złożyliśmy. Czas na najlepsze, czyli - malujemy !
W powietrzu wisiało pytanie
- Tata, a będę mógł pomalować tak jak ja chce ?!
Oczywiście.  To jego model, nie mój. Więc odpuściłem wierność odtworzenia kamuflażu. Na szczęście w zestawie było kilka farbek. Nie dałem mu innych. Dzięki temu nie powstał blekitno-żółty helikopter bojowy... Wilk syty i owca cała. Nawet fajnie to wyszło.

A potem... Po prostu wziął go do zabawy. I tak średnio dwa razy w tygodniu doklejam odpadnięte śmigła, kółka bądź podwieszane uzbrojenie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz