sobota, 18 stycznia 2014

Łyżwy - pierwsze sukcesy

Jeździmy sobie na łyżwach. Tym razem Nasza Wspaniała Sportsmenka poszła chwilę chociaż swobodnie pojeździć, ja z nim za rękę. Ciągnę przez dorosłą część lodowiska, szybko, szybciej, gnamy, wyprzedzamy innych. Nagle słyszę zachwycone
- Tata, zasuwamy jak przecinak !
Skąd on zna takie słownictwo ? A niedawno pisałem, że się wyraża w wyszukany sposób. Cóż, chłopak z Pragi...

Poszedłem sobie trochę sam pojeździć, energię zużyć. Wracam po chwili okazuje się, że Junior pod okiem Mamusi przeszedł intensywne szkolenie. Patrzę, a ten się opdycha jedną nogą, sunie na drugiej i zmiana. Lewa prawa, w tempie zawrotnym, szur szur szur i dogonić go nie mogę ! No to zaczynamy sprinty przez pół lodowiska za szalącym czterolatkiem. Może sam sobie kupię ochraniacze, żeby po drodze się nie połamać ? W każdym razie jest dobrze, będzie śmigał jak ten przecinak :)

Po ślizgawce jak zawsze usiedliśmy na widowni. Taka mała przerwa regeneracyjna. Gorąca Inka, ławka, owoc batonik kanapeczka... Czyli małe conieco :) Z widokiem na czyszczenie tafli i rozpoczynający się trening jakiejś sekcji dziecięcej. Tancerki lodowe ćwiczące piruety niezbyt go zaintrygowały. Ale jak zobaczył chłopaków wymiatających z kijami hokejowymi przeplatanki i szybkie zwroty... Od razu oświadczył, że muszę go nauczyć ostro hamować i być jego trenerem. Chyba za rok - dwa zaczniemy się zastanawiać nad jakimiś zorganizowanymi zajęciami ruchowymi, może nie będzie aż takim fajtłapą jak ja ? :)

I mała próbka umiejętności Juniora :)
https://www.youtube.com/watch?v=9CU4cQsPvww&feature=youtube_gdata_player

piątek, 17 stycznia 2014

Piosenka o Jasiu

Jedziemy we dwóch autem na zakupy. Muzyka leci, hmmm, moja :) Coś mi strzeliło do głowy puścić mu "piosenkę o Jasiu". Czyli "Jasiek malarz pokojowy" J. Reichela. Spodobała mu się. Więc musimy jej słuchać przez jakiś czas w kółko.
W pewnym momencie wsłuchał się w treść. "...obok dziecko z karabinem tatatata już nie żyjesz..."
- Tatusiu a ja Cię kocham i trwa tak nigdy nie robie !
Tak znienacka mi pojechał. Ups. Wrażliwiec ? Pociągnę temat.
- A dlaczego ?
- Bo to niedobrze kogoś krzywdzić.
Pacyfista mi w domu rośnie ? Trzeba go będzie nauczyć, że w życiu powalczyć też czasem trzeba :) Jak wuj Andrzej z różnymi instytucjami życia społecznego ;)

https://www.youtube.com/watch?v=JYFqL2_wGAA&feature=youtube_gdata_player

czwartek, 16 stycznia 2014

Łyżwiarskie dylematy

Skoro już zaczęliśmy chodzić na łyżwy... Pojawiły się wrażenia, dylematy, refleksje.

Podstawowe pytanie - dokąd chodzić ? Jesteśmy w tej mało komfortowej sytuacji, że w sporym mieście mamy za duzy wybór i we łbach z nadmiaru nam się poprzewracało. Na Starówce przewidujemy tłok. Stegny daleko, ale kuszą turystycznie. Do pobliskich osiedlówek zraziła nas kiedyś jakość lodu. "Zima" raczej nie sprzyja obiektom otwartym i tradycyjnym wyprawom "na stawik". Ostatnio testujemy Torwar i Stadion. Wrażenia różne:
- Torwar. Lód świetny. Można pożyczyć pingwinki. Tylko brak ograniczeń osób, czyli tłok straszny, i kolejki na linii kasa i wypożyczalnia. Ale klimat fajny, małej hali sportowej, mocno łyżwiarski, jak na lodowiskach w mojej młodości. Większa powierzchnia wydzielona dla dzieciaków.
- Stadion. Lód świetny. Trochę taniej. Bliżej, możemy nie wyciągać auta, co ma swoje zalety. Brak pingwinów. Największa wadą jest reglamentacja biletów, co oznacza że trzeba je rezerwować kilka dni naprzód przez neta. Za to ludzi niewiele, można swobodnie jeździć, całkiem inny komfort i zabawa. Na dodatkowe atrakcje nie patrzyliśmy poza tym, ze można coś ciepłego zjeść I wypić po zejściu z tafli :) Klimat - no stadion jest nowoczesny, betonowy i niełyżwiarski, co kto lubi. I cały czas gość z mikrofonem próbuje robić tzw show i atmosferę, co mu nie do końca wychodzi ;)
Koniec końców jak mamy bilety walimy na stadion, jak nie - na Torwar :)

Kwestia druga - bezpieczeństwo. Ochraniacze, kaski itp. Początkowo temat zignorowałem. W moich czasach takich bajerów nie było, a kilka siniaków chłopakowi nie zaszkodzi. Szybciej się nauczy, że warto trzymać się na nogach. Najodpowiedzialniejsza była innego zdania. Zwłaszcza na temat kasku. Ale... Poczytalem neta, też o wypadkach. Młody poleciał klasycznie na plecy i trochę głową stuknął. Znajoma opowiedziała, że po łyżwach miała dość poważnie uszkodzony kręgosłup. Przewrażliwiony nie jestem, uważam, że kilka razy w życiu trzeba mieć siniaka i zdarte kolano. Ale następnym razem wzięliśmy kask. Rowerowy, bo taki akurat mamy. Pasuje, bo ma namalowane pingwinki :) Chyba warto kupić pełny, co bardziej osłania tył głowy. Ochraniacze zamówione. Chyba głównie na nadgarstki się przydadzą. A ja może skorzystam z okazji i jakieś rękawiczki taktyczne sobie sprawie ? ;)

Kwestia trzecia. Gadżeciarz jestem, jak większość przerośniętych chłopców ;) Już knuję, jakby tu sobie rękawiczki kupić. Ochraniacze na płozy przyszły. Ochraniacze na Jasia zamówione. Termiczne ciuszki dla naszej dużej łyżwiarki w planie. Podobnie jak specjalne torby na łyżwy. Co jeszcze wymyślę ? Puchar dla Młodego ? Ech, muszę sobie jakieś ograniczenia narzucić, żeby starczyło na bilety wstępu :)

środa, 15 stycznia 2014

Makieta - łąka

Skoro zrobiłem las, to z łąką też sobie dam radę !
Wśród zabawek wala się rodzina krówek rodziny holsztyńsko-fryzyjskiej. Figurki. Plastikowe. Krowa, byk i dwa cielaki. Skala ok. 1/35. Kiedyś pojawił mi się pomysł zrobienia dla nich łąki czy pastwiska. Niby banał - kawałek zieleni pod raciczki i dla wyobraźni dziecka więcej nie trzeba. Ale dawnemu modelarzowi, chcącemu zarazić syna pasją, to na pewno nie wystarczy ;)
Więc w głowie pojawiła się wizja holenderskiej łąki nad kanałem. Walcząca z równoległym pomysłem polskiego pastwiska. Niby prawie to samo. Zarys ogólny podobny. Trawa, ciek wodny, krowy, może płot i drzewo ? Ale diabeł tkwi w szczegółach. Wysokość i kolor trawy. Głębokość i kolor niderlandzkiego kanału kontra polska rzeczka po kostki. Rodzaj brzegu. Estetyka płotu. Jabłonka kontra topola. Skala wymaga wdania się w takie niuanse. Pewnie powstanie wersja pośrednia. Będzie zabawa. Boję się wycinania i sadzenia setek źdźbeł trawy. Dobór ich wysokości. Decyzja o kolorze wody...
Na razie mamy kawałek deski. Wyżłobiłem koryto rzeki. W koncepcji holenderskiej. Młody zaraz ustawił krówki i zaczął się bawić w brodzenie po nanibowej rzece. Siła dziecięcej wyobraźni :)
A ja siedzę i myślę co dalej, zaczniemy od wysypania gładkiej ziemi z kawy i inki. A w głowie pojawia się głaz pod drzewem, ławka i krowi placek... Do wiosny mi się zejdzie.

wtorek, 14 stycznia 2014

Po kolędzie, jak co roku

Jest w naszym społeczeństwie głęboko zakorzeniony zwyczaj tzw. wizyty księdza "po kolędzie". O ile w codzienności do kościoła nam trochę nie po drodze, to zwyczaj kultywujemy. I ze względu na organizację dnia, zazwyczaj z zaskoczenia, co skutkuje dziwnymi sytuacjami. Zwłaszcza, że ksiądz zazwyczaj puka w niezbyt sprzyjającej chwili, a o planowanej wizycie dowiadujemy się chwilę przed z kartki w bramie.
Dwa lata temu wróciłem z pracy, żona jeszcze w pracy, zmieniam opiekunkę, rozwiązuje krawat, szybka wymiana informacji pt "obiad zjadł ładnie, kupę zrobił, na dworze bawił się w to i tamto, nie spał..." i nagle stuk puk w drzwi - ksiądz we własnej osobie. Patrzy - dziecko szczęśliwie, jakaś dziewczyna wychodzi, facet w do połowy rozwiązanym krawacie chaotycznie szuka świeczki i krzyżyka na stół - minę miał jakby zdezorientowaną. Po chwili, gdy poprawiwszy krawat wprowadziłem go w niuanse naszej codzienności i wyjaśniłem kto jest kto, jakby odetchnął z ulgą i przeszedł do zwyczajowych czynności :)
Rok temu spotkanie odbyło się w miarę spokojnie.
W tym... Wracamy z przedszkola, kartka na bramie, że dziś chodzi ksiądz z wizytą duszpasterską. Zarejestrowałem pobieżnie informację, przekazałem synowi i specjalnie się faktem nie przejąłem. Postanowiłem najpierw spokojnie wykonać codzienne czynności - przebrać się, moja kawa, kupa Młodego - i potem zobaczyć co dalej. Jak się potem okazało, Jasiek bardziej się  przejął.
Zdążyła wrócić Najwspanialsza z żon, szybka decyzja - jesteśmy zmęczeni, dom jakby nieposprzątany, w tym roku nie przyjmujemy gościa w sutannie, trudno. Stuk puk, ministranci z pytaniem - nie. I znienacka Młody na cały głos, rozżalony
- Ja chciałbym, żeby ksiądz nas odwiedził !!!
Wymiana spojrzeń, gnam za ministrantami z okrzykiem "Jednak przyjmiemy !!!", Najwspanialsza chaotycznie szuka gładkiego obrusu, świeczki chociaż w postaci wkładu pod czajniczek, zgarniamy z pokoju stertę zabawek... Udało się :) Młody przyspieszonego kursu znaku Krzyża nie przyjął, ale obrazek dostał :) Za to wiedział, kto jest na obrazku. Tradycji stało się zadość.

Może kiedyś uda nam się przyjąć księdza normalnie, w spokoju...

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Na łyżwach

W ramach postanowień noworocznych postanowiliśmy zwiększyć aktywność fizyczną celem poprawy kondycji, zdrowotności itp. Dobra, rozpocząć jakąkolwiek :) Postanowienie chwalebne, tylko jak to zrobić ? Po chwili namysłu wybór padł dość naturalnie na łyżwy.  Łatwiejsze to niż wymagające samozaparcia i organizacji regularne siłownie baseny bieganie itp.
W ramach prezentów okołoświątecznych Jasiek od cioci Isi dostał łyżwy, ja sobie kupiłem nowe superowe w miejsce ponad dwudziestoletnich ruskich skorup z bazaru, Kasia też sobie znalazła zgrabne białe z futerkiem, więc idziemy. Gdzie ? Chcieliśmy zobaczyć słynną nową taflę na stadionie, ale problemy z lodem i biletami skierowały nas na Torwar. Równie słynny ;) Lód super, nowe łyżwy się sprawdziły wyśmienicie, ba - nawet my utrzymaliśmy się na nogach, trochę jeszcze pamiętam ;)
Miejsce o tyle fajne, że wydzielona część tafli dla dzieci, coś jak brodzik.
A Jasiek ?
Rok temu byliśmy kilka razy, ale to było ciągnięcie go za sobą. Ewentualnie pchanie przed sobą. Przerywane co chwilę "chodźmy odpocząć na ławce". Byliśmy bardzo ciekawi, jak mu pójdzie w tym roku i czy chwyci bakcyla.
Wszedł na lód. W mordę, ale ślisko ! Rodziców za ręce, niech ciągną. Dalej się zobaczy, muszę rozpoznać, z czym to się je. W sumie fajnie, ale czy bez wow.  To ja sobie zejdę na ławkę odpocząć. I tak co okrążenie lodowiska. O, tam jest widownia, może namówie rodziców, żeby tam odpocząć ? Może być fajnie.
I tak przez pierwsze pół godziny. A, jeszcze chciał pojeździć z Pingwinkiem. Takim wspomagającym równowagę dla dzieci. Wszystkie były zajęte.
Cóż, tatko musiał sięgnąć do głębi własnej pomysłowości i zacząć mu uatrakcyjniać ślizgawkę. Bo co to za frajda dla czterolatka być statecznie ciągniętym za ręce ? Więc krótkie szkolenie z poruszania nogami. I rozwianie obaw
- A jak się poślizgnę i upadnę ?
- To wstaniesz i pojedziesz dalej !
Krótko i po męsku. Trochę mu się to kłóciło z codziennym "Jasiek, nie biegaj tak bo upadniesz i rozkwasisz sobie nos", ale po chwili namysłu przyjął do wiadomości m, że na lodzie są inne reguły.
Więc zaczynamy zabawę. Przecież za rękę można jeździć o wiele szybciej.
- Tata, ale pędzimy !
Puściliśmy go. O dziwo tyłek zaliczył dopiero po dłuższej chwili. Radzi sobie, jest super !
Pchamy go. Ciągnę jadąc tyłem. Puszczamy, bawimy się w niby-berka.
- Tata, tak szybko mi nie uciekaj !
Ja patrzę, a ten goniąc mnie przemieścił się o pół lodowiska. Samodzielnie i w pionie ! Czyli będzie jeździł :)
Kulminacją była wyprawa na sam środek "dorosłej" części tafli. Minę miał jak zdobywca bieguna :)

Przyznam, że Junior jak na początki przygody świetnie sobie radzi, i spodobało mu się. A że my oboje też uwielbiamy jeździć, to mamy sukces. Teraz trzeba kupić kije hokejowe :)

niedziela, 12 stycznia 2014

Makieta - finał

Wreszcie, w ramach przygotowań świątecznych, znalazłem chwilę czasu i samozaparcia. Skoro ubieraliśmy choinkę, postanowiłem wykończyć odłożoną makietę lasu i zasadzić drzewka w koncepcji lasu iglastego. Materiał - wąż/łańcuch choinkopodobny z marketu. Przy okazji powstało kilka detali, jak płotek czy stojaki na drewno. Z szopy i karmnika dla sarenek zrezygnowałem.
Tym razem Junior pojął pomysł zabawy w drwala i leśnika. Na szczęście nie wymyślił, że do zabawy potrzebuje siekiery i piły łańcuchowej :)

A efekt ostateczny poniżej. Teraz czas na wiosenną łąkę dla krówek, która chodzi mi po głowie od pewnego czasu. Pewnie znowu prosty pomysł rozrośnie mi się w detale typu drzewko, rzeczka i bańki na mleko... Ale to za jakiś czas.