sobota, 20 lipca 2013

Na dworcu

Babcia przyjeżdża ! Pociągiem ! Wyprawy powitalnej na dworzec wnusio sobie nie odpuści  Nie przygotowywał tylko transparentu powitalnego.
Stoimy więc na peronie i czekamy, urozmaicając sobie czas niezobowiązującą pogawędką o przejeżdżających pociągach. Ławka jak zawsze zajęta, młode nóżki chyba poczuły się zmęczone. I nagle - siad na glebę, nogi "na kokardkę" wg przedszkolnego określenia, ruchem wystudiowanym, doprecyzowanym, godnym wytrawnego włóczykija. We mnie na ten widok odezwał się długo głuszony instynkt. Zająłem zbliżoną pozycję koło niego. W połowie powstrzymałem rękę odruchowo sięgającą do wyimaginowanego plecaka po chleb i konserwe turystyczną, tudzież po zimną puszkę  Atawizm. Może jeszcze kiedyś...
Na razie cieszę się, że junior ma podświadome odruchy, instynktowne, naturalne gesty wędrowca.



piątek, 19 lipca 2013

Rozmowy brzuszków

Zasypiamy. Tzn próbuje go sprawnie uśpić. Tzn bajka już przeczytana, leżę na podłodze i bawię się telefonem, On leży w łóżeczku i bawi się autkami. 
Ostatnio lubi przed snem porozmawiać o czymś. Kilka dni rozmawialiśmy o pociągach. Kilka dni udawałem głos przytulanki. Dzisiaj nowa koncepcja
- Tata, czy brzuszki mogą porozmawiać ?
Jakie znów brzuszki, u czorta ?! Widząc, że nie kumam
- Tata, nasze brzuszki, mój i Twój !
Chyba łapię. Moduluję głos
- Cześć brzuszku Jasia...
- Cześć brzuszku Tatusia, jak się masz ?
- Dziękuję, dobrze, a Ty ?
- Ja też, jestem pełny bo właśnie zjadłem suchą bułkę. A Ty na pewno jesteś pusty i głodny...
Widzę do czego zmierza... Chwilę wcześniej wchłonął pół suchej buły (ot, taką miał ochotę) i próbował usilnie we mnie wepchnąć drugą jej połowę (ot, taki miał kaprys). Odmówiłem współpracy w tym zakresie. Akurat byłem najedzony i kompletnie nie miałem smaka na suche nadjedzone pieczywo. Ale Młody uznał, że musi się o mnie zatroszczyć, kiepsko wyglądam, nie może dopuścić by tatuś nie zjadł. Więc użył fortelu... Powiem więcej, był uparty.
- Brzuszku Tatusia, musisz zjeść bułkę, zaraz będzie Ci lepiej, naprawdę, uwierz mi, zjedz proszę...
Nie wiem jakim cudem udało mi się go przekonać, że pęknę i zjem później. Chyba mam zdolności do negocjacji. Albo konfabulacji 

Oczywiście skoro świt od razu sprawdził, czy bułka leży niezjedzona... Byłem sprytniejszy ! Kto rano wstaje...

czwartek, 18 lipca 2013

Łuk


Jak to zapalony turysta i łazik, na widok baszt czy też wież obronnych (ktoś mi wyjaśni różnice ?) w murze zamkowym krótko rzucił "wchodzimy na górę". Dwa rady razy nie trzeba mi było powtarzać. Wdrapujemy się więc po wąskich, stromych, krętych średniowiecznych schodach. Wyzwaniem są stopnie sięgające mu do pasa, ciemne zakręty i zaokrąglone wyślizgane krawędzie stopni. Dzielnie się pnie, podziwia widok ze szczytu, udało mu się nawet dojrzeć z góry różową mamusię rozkoszującą się słońcem między trebuszem a taranem.
W wieży bramnej, pewnie w komnacie komesa, oczom naszym ukazała się niezwykła machina. Cóż, wyrzutnia rakietowa dalekiego zasięgu. Tylko że Jachu nigdy czegoś takiego nie widział. Chyba nie widział... Mimo tego od razu wiedział, gdzie sięgnąć, co robić. Zadał tylko dwa pytania: czym się strzela i którędy amunicja wylatuje na zewnątrz. Z zapałem przez kilka minut naciągał cięciwę, póki nie wydałem komendy przegrupowania celem wzmocnienia drugiej flanki. A w duchu cieszyłem się, że nie dostrzegł naciągu korbowego 
Za to na drugiej flance, na podwórcu zamkowym, mógł rzucić się w wir walki i przynieść chwałę rycerstwu mazowieckiemu. Pod murami kłębią się hordy tatarskie, wojska rusińskie, na usta ciśnie się tradycyjny mazowiecki okrzyk bojowy "goń bolszewikami". I bez znaczenia jest fakt, że w czasach świetności odpierano tu raczej broniących wiary ojców Litwinów i krwiożercze wypady zwiadu krzyżackiego  Młody zoczył "Pana Rycerza" i postanowił przy jego boku uczyć się sztuki łucznictwa. Aż tupał z niecierpliwości. Gdy wreszcie dopadł oręża, nie zważał na fakt, że to ciężka odmiana, niekoniecznie dostosowana do zjedzonej na śniadanie ilości kaszki  Trzyma w rękach, na twarzy maluje się ogromne skupienie, słucha, trochę się niecierpliwi, trzyma prawie jak profesjonalista... Świst ! Bełt prawie doleciał do tarczy ! A młody giermek do rodziców ze skargą "Paluszki mnie bolą, już nie chcę !". A jednak rozmiar ma znaczenie



środa, 17 lipca 2013

Machiny wojenne

Na czerskim zamczysku trafiliśmy na wystawę machin oblężniczych rozmiarów mniej więcej orginalnych. Powiedzmy, średniego ówczesnego kalibru  Różnorodne tarany stanowiące pierwowzór czołgu, ruchome osłony czyli ówczesne transportery opancerzone, artylerię w postaci katapult i trebuszy. Gdy młody próbował zgłębić zagadkę, jak to ustrojstwo wprawić w ruch, ja ze zdziwieniem dowiedziałem się o wielozadaniowości owej artylerii, która była bronią
- artyleryjską w przypadku strzelania głazami,
- miotaczem ognia przy strzale rozpalonymi szmatami,
- bakteriologiczną gdy amunicję stanowiła zepsuta padlina lub szczury,
- biologiczną przy strzale gniazdem os,
- propagandową w przypadku ładunku w postaci ściętych głów złapanych jeńców.
Pomysłowość epoki mnie zadziwiła. A Jasiek korzystając z chwili mojej nieuwagi postanowił skorzystać z tarana. Wpadł pod osłonę opancerzoną, i nagle zobaczył... siedzącego mu na spodniach bąka. Pewnie broń biologiczna, dawny wrogi dron. Jako nieustraszony wój z drużyny komesa na Czersku pac go ręką. Zwierz oglupiały odleciał, zakosami, jakby po garncu krzepkiego miodu. A Jasiek, pamiętając o swych powinnościach, przybiegł zawiadomić mnie o podstępnym, szczęśliwie odpartym, ataku.

Może czas nauczyć go Bogurodzicy ?



wtorek, 16 lipca 2013

Rycerz

Na szlaku umocnień mazowieckich, punktów obrony strategicznej, cofamy się w średniowiecze. Dla urozmaicenia i wprowadzenia różnorodności tematycznej Jedziemy na zamek w Czersku. Właściwie do ruin zamku. Tak czy siak, mur z czerwonej cegły, baszty obronne, rycerze i damy dworu. Przy okazji piknik na trawie i gonitwa, czytaj mini turniej rycerski 
Więc dojechaliśmy. Zmierzamy ku fosie i bramie, po drodze kościółek, chcemy go minąć bokiem - ależ gdzież by nam się to udało, młody turysta ciągnie nas do środka tłumacząc
- Musimy obejrzeć obraz w środku !!!
Kto tu kogo edukuje  Dobra, pierwszy, nadprogramowy punkt wycieczki za nami. Wchodzimy na zamek.
Tym razem ja sobie uświadomiłem zasadniczą różnicę między wyobrażeniem i rzeczywistością. I nie będę karmił młodego wizją zamków królewskich, będących w istocie siedzibą możnowładcy, dworu, pięknych komnat i skarbów. Wawel czy Malbork to ewenementy. I twory późniejsze. W istocie zamek = bunkier, twierdza, fort, punkt obrony i kontroli okolicy. Mur, wieże, plac w środku. Plac, na którym w razie najazdu chroniła się okoliczna ludność. Jazdów, Bródno, Mrówki, Czersk, Bolków, Orle Gniazda... Dawne koszary  Do tego kościół i dom księcia.
Mały piknik, i wchodzimy w klimat. Mina trochę niepewna... Chyba jednak mi zaufał, bo głośno nie protestował  Kapturek na głowę przyjął bez skrzywienia, nawet od niechcenia rzucił, ze to prawie jak hełmofon. Miecznik spojrzał nań jak na dziwostwora z dalekich krain, trochę jak na bazyliszka, i szybko zakuł go w przyłbicę. W swej łaskawości nie uwięził go w kolczudze. Za to wręczył miecz, może w nadziei na starcie ? Młody podjął rękawicę i spróbował poćwiczyć władanie orężem oburęcznym. Cóż, kaszki zjadł za mało... Może za kilka lat.
Po chwili uwolniony z ulgą w oczach pomknął do swej wybranki, czyli Mamci, na przekąskę  Czekałem tylko, aż ta mu nakryje głowę nałęczką z okrzykiem "Mój Ci on !"



poniedziałek, 15 lipca 2013

Wyprawa po mopa

Sobotnie zakupy, mamy zlecenie specjalne: dotrzeć do Juli i kupić dobrego taniego mopa z powierzchnią czyszczącą w formie pasków mikrofibry. Dla przeciętnego faceta brzmi to jak opis konstrukcji napędu rakietowego. Przeciętna kobieta doskonale wie o co chodzi. Równouprawnienie...
Dwa razy nas zachęcać nie trzeba, jedziemy.
Wchodzimy. Ja się zanurzam w świat bardzo ostrych świetnych noży Mory, Jasiek podziwia zestaw śrubokrętów. Ogląda każdy śrubokręt osobno. Zestaw ma 24 elementy. Muszę na niego poczekać chwilę.
Delikatnie nadaję mu kierunek, żeby nie zanurzył się w świat młotków i zaworów. Doszliśmy do interesujących mnie ze względu na konieczność drobnych napraw domowych taśm montażowych. Oczywiście wzbudziły zachwyt małego pomocnika. Wybierał takie największe, pewnie uznał je za najlepsze. Obok leżały wałki malarskie. Dopadł najdorodniejsze, i hajda wałkować, walcować nim podłogę zaczął z zapałem. W tę i z powrotem odprawiał swoje prace, jak Hobbit wędrówki. A ja zyskałem chwilę na analizę potrzeb i kosztów. Też mi się spodobała taka jedna wypasiona taśma. Zdusiłem jednak w zarodku pragnienie jej zakupu myślą, że zakup taśmy dwukrotnie droższej od naprawianego elementu  Wzięliśmy za to kawałek taśmy na rzep, może się na coś przyda ?
O dziwo w miarę sprawnie minęliśmy fascynujący dział środków ochrony osobistej, przed nami sportowo turystyczny. Szykuje się dłuższy przystanek, tam jest sporo atrakcji dla nas obu... Odwiodłem młodego od zamiaru wypróbowania rowerków, więc dosiadł różnorodne urządzenia treningowe, trenażery chodziki bieżnie itp. A ja zanurzyłem się w świat bidonów kompasów i krzesiw... Trochę nam się zeszło, nikt nas nie poganiał, nacieszyliśmy oczy zabaweczkami męskimi. I w końcu przypomniało nam się, po co tu przyszliśmy 
Więc szukamy mopa. I mamy problem - tzw. roboczo miotła, ma być prostokątna czy okrągła ? Jak kupimy złą, czekają nas konsekwencje... Na szczęście nie ma mopów spełniających pozostałe kryteria, więc dylemat rozwiązał się sam.
Za to przy wyjściu Jaś bardzo zapragnął kupić hula hop...
Wracamy więc bez mopa, za to z zielonym kółkiem do kręcenia i małym kompasem  Nie wiem, czy najmilejsza będzie zadowolona z efektów zakupów, ale my jesteśmy bardzo...

niedziela, 14 lipca 2013

Ławeczka Chopina

Mechanizm już znany, pstryk w guziczek, tym razem słychać dźwięki chopinowskiego fortepianu. Zasłuchał się na chwilę... Błysnął koncepcją
- Tata, a możemy wgrać taką muzykę do mojej karetki zamiast ijania ?
Meloman się znalazł. Podobno dla dzieci nie ma rzeczy niemożliwych  Trzeba kiedyś spróbować wziąć go na niedzielny koncert chopinowski do Łazienek.
Na razie jednak na ławeczce zobaczył mapkę. Szybko wpadł na to, że kreska symbolizuje ulicę. Eureka ! W takim razie karetka może pojechać na wycieczkę !

Obok stały dwie starsze elegantki. Początkowo ich postawa, spojrzenie wyrażały zachwyt nad gustem muzycznym Jasia. W miarę rozwoju sytuacji jakoś straciły rezon i ich twarze wyrażały jakby zmieszanie...