No właśnie, samodzielnie wciągał sanki na górkę...
Poszliśmy pojeździć następnego dnia. Wtarabaniliśmy się na górkę, zasiadł, nadałem mu pęd startowy, zjechał. Zatrzymał się na dole. I siedzi na sankach. Może myśli, że po płaskim też pomknie ? Może ciężko mu wyjść w kombinezonie kosmonauty z wąskich sanek ? Może się zmęczył i uciął sobie drzemkę ? Schodzę sprawdzić. Niby wszystko ok. Wchodzisz ? Nie. Czemu ? Tata, wciągnij mnie na górę. Ale przecież wczoraj sam wnosiłes sanki ?
I na to zdumiony odrobinę, że nie kapuję w czym rzecz, rozkłada szeroko ręce i rezolutnie ucina "Ale to było wczoraj".
Zapiski z codzienności. Może główny bohater za kilkadziesiąt lat to przeczyta i się rozczuli. Może pokaże moim wnukom ?
środa, 12 grudnia 2012
wtorek, 11 grudnia 2012
Na sankach
Poszliśmy na sanki. Śnieg spadł, normalne. Zmierzamy ku górce osiedlowej, mróz szczyptę w nosy, fajnie Sprostujmy to "poszliśmy", udawałem renifera pociągowego., Dobrze, że porykiwać nie musiałem. Co prawda w pewnej chwili padła propozycja "Tata siadaj, ja Cię pociągnę" ale szybko się poddał, nawet mimo mojej mokrej postury. Oj, malutki, malutki Jasiu jeszcze jesteś
Górka, sanki, ale o co właściwie chodzi ? Szybko załapał. Stok delikatny, tzw dziecięcy, raz zbiegłem asekuracyjnie obok sanek, ludzik, daje radę. Sanki lekko skręcają, więc trzyma tor jak po szynach wzdłuż krawężnika
Gapię się, schodzę, wciągam stwora pod górę... Coś tu nie tak, czas wychowywać i edukować... Zaczynamy od samodzielnego wchodzenia pod górkę. Działa. Oczywiście środkiem toru zjazdowego, jakżeby inaczej. Ja tu rządzę,, IKEA Jasiu, bokiem, uważaaaj ! W ostatniej chwili dał dyla w bok, uff. Doskonałą zabawę sobie znalazł... Zrozumiał dopiero, gdy odwołałem się do najwyższego autorytetu, czyli strażaka szefa. Kto nie wie o co chodzi, niech sobie obejrzy dowolny sezon strażaka Sama.
Wspinamy się bokiem. Młody nawet zniża się do samodzielnego wciągania sanek. Sukces ? Nie chcę tego głośno mówić...
Zjeżdża samodzielnie. Jasiuuuu, hamuuuuuj !!! Bach, wjechał jakiejś cudzej mamie w nogi. Nie przygniotła go Co się mówi ? Przepraszam. Ok. Lamentu nie wszczęła, widać ma podobne stworzenie Wie, że pewnych wypadków nie da się uniknąć.
Zjeżdża samodzielnie. Trochę mu zazdroszczę. Jasiek, chcesz zjechać z tatą z dużej góry ? Taak. Próbujemy, trochę się boję, stromo, wyskok ma dole. Daliśmy radę. Jeszcze. Ale po trzech turach mu się znudziło. Wrócił ma górkę dla dzieci. Tu też mu czegoś brakowalo. Ostatecznie ustaliliśmy cykl: 3 zjazdy samodzielne z małej, 3 wspólne z dużej. Obaj zadowoleni
Dobra, wracamy. Najtrudniejsza cześć wycieczki. Postanowił sturlać się z górki. Znowu mu zazdroszczę, mi trochę głupio Wchodzę w rolę renifera... Tataaa, w drugą stronę, nie do domku. Cwaniak, zwąchał pismo nosem, tak łatwo chyba nie pójdzie.. Wchodzę w rolę szalonego renifera, wiraże, serpentyny, zaspy, pęd, wiatr, smoki pod baranicą, jest fun, zbliżamy się, renifer ciężko sapie Zauważył, że dał się podejść... Kto u czarta zamontował w tych sankach hamulce ??? Kto u czarta nauczył Jaśka z nich korzystać ???
...
Weszliśmy do domu. Czas na gorąca herbatę. Czas się przebrać. Cholera, śnieg mi wlazł pod nogawki, nogi jak sopelki, czemu nic nie mówił ???
...
Trzy dni później. Coś ciepły. Mówi, że jest z zimny, wkłada bluzę. Daje sobie włożyć pod pachę termometr ?! Ups, zapowiada się kilka dni L4... Ze dwa stopnie powyżej normy. Mogłem przewidzieć...
Górka, sanki, ale o co właściwie chodzi ? Szybko załapał. Stok delikatny, tzw dziecięcy, raz zbiegłem asekuracyjnie obok sanek, ludzik, daje radę. Sanki lekko skręcają, więc trzyma tor jak po szynach wzdłuż krawężnika
Gapię się, schodzę, wciągam stwora pod górę... Coś tu nie tak, czas wychowywać i edukować... Zaczynamy od samodzielnego wchodzenia pod górkę. Działa. Oczywiście środkiem toru zjazdowego, jakżeby inaczej. Ja tu rządzę,, IKEA Jasiu, bokiem, uważaaaj ! W ostatniej chwili dał dyla w bok, uff. Doskonałą zabawę sobie znalazł... Zrozumiał dopiero, gdy odwołałem się do najwyższego autorytetu, czyli strażaka szefa. Kto nie wie o co chodzi, niech sobie obejrzy dowolny sezon strażaka Sama.
Wspinamy się bokiem. Młody nawet zniża się do samodzielnego wciągania sanek. Sukces ? Nie chcę tego głośno mówić...
Zjeżdża samodzielnie. Jasiuuuu, hamuuuuuj !!! Bach, wjechał jakiejś cudzej mamie w nogi. Nie przygniotła go Co się mówi ? Przepraszam. Ok. Lamentu nie wszczęła, widać ma podobne stworzenie Wie, że pewnych wypadków nie da się uniknąć.
Zjeżdża samodzielnie. Trochę mu zazdroszczę. Jasiek, chcesz zjechać z tatą z dużej góry ? Taak. Próbujemy, trochę się boję, stromo, wyskok ma dole. Daliśmy radę. Jeszcze. Ale po trzech turach mu się znudziło. Wrócił ma górkę dla dzieci. Tu też mu czegoś brakowalo. Ostatecznie ustaliliśmy cykl: 3 zjazdy samodzielne z małej, 3 wspólne z dużej. Obaj zadowoleni
Dobra, wracamy. Najtrudniejsza cześć wycieczki. Postanowił sturlać się z górki. Znowu mu zazdroszczę, mi trochę głupio Wchodzę w rolę renifera... Tataaa, w drugą stronę, nie do domku. Cwaniak, zwąchał pismo nosem, tak łatwo chyba nie pójdzie.. Wchodzę w rolę szalonego renifera, wiraże, serpentyny, zaspy, pęd, wiatr, smoki pod baranicą, jest fun, zbliżamy się, renifer ciężko sapie Zauważył, że dał się podejść... Kto u czarta zamontował w tych sankach hamulce ??? Kto u czarta nauczył Jaśka z nich korzystać ???
...
Weszliśmy do domu. Czas na gorąca herbatę. Czas się przebrać. Cholera, śnieg mi wlazł pod nogawki, nogi jak sopelki, czemu nic nie mówił ???
...
Trzy dni później. Coś ciepły. Mówi, że jest z zimny, wkłada bluzę. Daje sobie włożyć pod pachę termometr ?! Ups, zapowiada się kilka dni L4... Ze dwa stopnie powyżej normy. Mogłem przewidzieć...
poniedziałek, 10 grudnia 2012
Słowotwórstwo
Bawi się człowieczek. Na kanapie. Nagle pada zdanie "Ja sobie pożykam".
O żesz... Niepokój lekki, osiągamy stan gotowości jak strażak na dźwięk alarmu. Kiedyś jako "Chciałbym wymiotować" było próba wyjścia z łóżeczka wieczorem, szybko spacyfikowaną, uznaną przez Młodego za nieskuteczną.
Na nasze spojrzenie wnikliwe, pytające, spokojnie bierze swoją skrzynkę z narzędziami, wyjmuje wiertarkę, i robi "żżż, żżż, żżż ...".
Jasne, nowy Jasieński rośnie. Byle nie skończył jak tamten. Ciekawe, czy w ostatniej podróży widział daleka północ ?
O żesz... Niepokój lekki, osiągamy stan gotowości jak strażak na dźwięk alarmu. Kiedyś jako "Chciałbym wymiotować" było próba wyjścia z łóżeczka wieczorem, szybko spacyfikowaną, uznaną przez Młodego za nieskuteczną.
Na nasze spojrzenie wnikliwe, pytające, spokojnie bierze swoją skrzynkę z narzędziami, wyjmuje wiertarkę, i robi "żżż, żżż, żżż ...".
Jasne, nowy Jasieński rośnie. Byle nie skończył jak tamten. Ciekawe, czy w ostatniej podróży widział daleka północ ?
Subskrybuj:
Posty (Atom)