Słoneczna niedziela. Atrakcja. Nie podejmuję się stwierdzić, czy większa dla mnie, czy dla dziecka. W każdym razie idziemy całą rodziną. Dla wzmocnienia efektu, jedziemy SKMką. Czyli w języku jaśkowym "Emilką szalącą".
Kierunek - Muzeum Kolejnictwa.
Małżonka Najmilejsza coś tam wspominała, że dwa razy w roku to Ona może pójść obejrzeć pociągi, ale niekoniecznie co miesiąc :) Dała się jednak namówić.
Wchodzimy. Poprzebierani żołnierze, znaczy rekonstruktorzy, spacerują. Fajnie. Dostaliśmy z Jaśkiem po hełmie na głowy. Jeszcze fajniej. Wchodzimy do pociągu pancernego. Rarytas na skalę europejską. Taki czołg na torach, tylko trochę większy. Przedział załogi spory. Rozglądamy się. Ja muszę spojrzeć w każdy kąt. Jasiek musi spojrzeć przez każdy otwór obserwacyjno-strzelniczo-wentylacyjny. Chociaż chwilami mam nieodparte wrażenie, że jestem bardzej zainteresowany niż on. Ale pocieszam się, że na razie zbiera pierwsze wrażenia, a za kilka lat przyjdzie czas na dyskusje o rodzajach dział, konfiguracji pancerza i możliwościach bojowych ;) Wchodzimy do wieżyczek strzelniczych, celujemy w niebo. Niestety, nie da się niczym poruszač i pokręcić. Za tu już wiemy, po co mamy hełmy na głowach :) Nisko, ciasno, stuk puk o żelazny sufit, ściany, śruby. Nacieszyliśmy oczy żelaznymi płytami, wychodzimy. Nie potrafimy tylko Najpiękniejszej odpowiedzieć, co jest fascynującego i ciekawego w tej żelaznej konstrukcji. Cóż, chyba to samo co w bajkach o księżniczkach, czyli niespełnione marzenia o męskich przygodach.
Wyszliśmy. Rozpoczęła się inscenizacja krótkiej scenki. Z lat tużpowojennych. Czyli próba ataku na pociąg i zdobycia kilku skrzynek amunicji przez tzw wyklętych. Czyli Armia Czerwona, czy raczej wojska NKWD vs tzw banda NSZ. Mniejsza o historyczne niuanse. Grunt, że Jasiek patrzył zachwycony, jak żołnierze spacerują, strzelają, jest akcja. Coś nowego zobaczył, coś mu może w głowie zostać. Ja patrzyłem z mniejszym zachwytem. Wybuchł granat. I co ? I nic. Dwie, trzy minuty bezruchu. Żadnego ataku. Sołdat z niebieskim otokiem na czapce jak gdyby nic spaceruje wzdłuż wagonu. Dynamika akcji ;) O, wreszcie coś na horyzoncie. Kilku partyzantów, w nienagannych mundurach nadjeżdża na motocyklu, kilka strzałów, krasnoarmiejec gwiżdże alarmowo schowany pod wagonem, NSZowcy przekładają skrzynki z amunicją na wózek przy BMW z radosną rejestracją Wehrmachtu. Potem... Wreszcie znaleźli się rosyjskojęzyczni. Kilka strzałów, zamieszanie, ranny, akcja się rozwinęła :) I końcowy meldunek sołdata składany dowódcy. Czemu po polsku ?! Czemu "Panie dowódco !" zamiast "Tawariszcz komiendant !" ?! I czemu nie dostał tradycyjnie w pysk ? Albo chociaż nie padło oczekiwane "Job Twoju..." ?! Napięcie siadło momentalnie. Ale dzieciaki były zadowolone. Coś się działo, i w dodatku zobaczyły żołnierza biegnącego "w takich fajnych kaloszach". Czyli walonkach ;)
Idziemy dalej. Jest atrakcja. Przyjażdżka starym motocyklem o praskich numerach rejestracyjnych. WH... Dziwnie pokrywających się z numerami Wehramachtu ;) Czegoś takiego przepuścić nie możemy. Jasiek do wózka, ja na tylne siodełko, i jazda. Junior ma poważną minę, cały skupiony i przejęty. Mina poważna. Znaczy, chłonie wrażenia :) Pewnie sam by chętnie pokierował. A ja udaję chojraka mimo, że na siodełku sprężynowym faluje jak w kajaku podczas sztormu ;) Utrzymać się na nim chyba równie trudno...
A na koniec, na końcu bocznicy z lokomotywami, w ostatnim wagonie towarowym... Rekonstruktorzy urządzili strzelnicę dla tłumu zwiedzających. Nie ma dyskusji, trzeba postrzelać. Tym razem ja sobie tą atrakcję jednak odpuściłem. Niech Najwspanialsza też ma coś z życia ;) Nie chciała wejść do pociągu pancernego, z motocykla nie wiedzieć dlaczego zrezygnowała, niech sobie przynajmniej postrzela. Czasy niepewne, nie wiadomo, kiedy ta umiejętność się przyda ;)
Zapoznali się z bronią, przyjęli postawę... Dla Jasia to nie pierwszyzna, trzymał gnata jak stary wyjadacz :) Obojgu chyba udało się trafić w tarczę, nie jest źle, Ojczyzna kształci swych obrońców ;)
Tyle atrakcji na jedno niedzielne przedpołudnie.. Mieliśmy nadzieję, że Jasiek po prostu zmęczony padnie. Jak zwykle nadzieje okazały się płonne...