Dawno temu, właściwie to jakieś trzy lata temu, jechałem sobie autobusem do pracy trawiąc nowe wiadomości z frontu rozwoju dobrze ukrytego w brzuszku małżonki dziecka pierwszego. Jakiś czas żyłem już w przekonaniu, że będzie córcia, taki cukiereczek do kochania. A tu nagle badania ostatnie wykazały, że córcia ma ogonek. Z przodu. Czyli SYN. Marzenie każdego faceta. Dopadło mnie szowinistyczne poczucie męskiej dumy. W którą zaraz wkradło się brzemię potężnej odpowiedzialności, stos wyzwań. Przecież ja będę musiał:
- zapoznać go z młotkiem i śrubokrętem,
- nauczyć obsługi wiertarki,
- wprowadzić w świat skomplikowanych relacji damsko-męskich,
- przećwiczyć kopanie piłki,
- ogarnąć temat wspinania się na drzewa i płoty,
- zaszczepić jakieś męskie pasje i zainteresowania,
- temat oglądania meczy zrzucić na żonę,
- nauczyć bezpiecznego prowadzenia auta,
- nauczyć z głową korzystać z używek,
- wszczepić w świadomość poczucie odpowiedzialności,
- nauczyć całkować,
- pokazac jak się zmienia koło w samochodzie,
- ocenić obiektywnie potencjalną synową,
- ....
Rany, czeka mnie pracowite kilkadziesiąt lat.
- zapoznać go z młotkiem i śrubokrętem,
- nauczyć obsługi wiertarki,
- wprowadzić w świat skomplikowanych relacji damsko-męskich,
- przećwiczyć kopanie piłki,
- ogarnąć temat wspinania się na drzewa i płoty,
- zaszczepić jakieś męskie pasje i zainteresowania,
- temat oglądania meczy zrzucić na żonę,
- nauczyć bezpiecznego prowadzenia auta,
- nauczyć z głową korzystać z używek,
- wszczepić w świadomość poczucie odpowiedzialności,
- nauczyć całkować,
- pokazac jak się zmienia koło w samochodzie,
- ocenić obiektywnie potencjalną synową,
- ....
Rany, czeka mnie pracowite kilkadziesiąt lat.