Poszliśmy sobie do na zapowiedziany spacer do Łazienek. Pogoda była podeszczowa. Cel Jaśka - kalosze i błoto, prawie jak Świnka Pepa. Cel mój - pokazać mu pokazy kunsztu ułanów. Kałuż i błota zbyt dużo nie było. Na szczęście. Może oprócz stawu. W Jego nomenklaturze - rzeczki. Bo staw jest okrągły. A zbiornik wodny podłużny to rzeka. Zwłaszcza gdy nie widać końca.
Ułani za to dopisali. Odbywały się właśnie zawody i pokazy Honorowego Szwadronu 3 Pułku Szwoleżerów. Pomysł na weekend: pokazać dziecku konie, ułanów, napomknąć o kolejnym detalu historycznym. Tak jak mi Dziadek kupował książki o historii broni i munduru w Polsce. Coś mi z tego utkwiło w duszy, jak widać.
Fakt, było duże prawdopodobieństwo, że nie uda nam się dotrzeć na pokazy. Z przyczyn losowych. Po drodze spotkaliśmy wiewiórkę. Oswojoną, łazienkowską. Jasiek się zachwycił, jak bliziutko podeszła, obwąchała mu buty, machnęła kitą. Na szczęście nie mieliśmy orzechów, więc popędziła ku kolejnym spacerowiczom. A ja szybko przekonałem syna, żeby jej nie gonił, że koniki są ciekawsze :)
Dotarliśmy. Z całej gamy zawodów, konkurencji, wybrałem konkurs władania szablą. Stwierdziłem, że to chyba będzie najciekawsze dla czterolatka. Chyba trafiłem w gust. Stał na barierce ogrodzenia i patrzył jak oniemiały, jak kolejni jeźdźcy szast szablą ścinają łozy, prast zrzucają pakunek, ciach w worek na ziemi, trafiony ! Z zapałem bił brawo, z przejęciem dopytywał, ile który zawodnik zdobył punktów, jaki miał czas przejazdu, kto to jest plutonowy, kapral, wachmistrz. .. Z grubsza mu tłumaczyłem, chociaż przy kolorach koni poległem. Siwek jeszcze, ale reszta ? Który to kary, gniadosz, jabłkowity ? Dla mieszczucha to wiedza tajemna. Prawie jak sjena palona i ugier jasny... Na szczęście z pomocą przyszła stojąca obok nas kobieta, bardzej świadoma, i Jasiek usłyszał bardziej fachowe określenia niż brązowy konik i siwek z łatami ;)
Chyba w nas obu zagrała polska ułańska tradycja, zachwyt koniem i szablą, w geny wbudowana. Po zawodach, gdy tylko mu powiedziałem, że Jego Pradziad też był ułanem i tak jeździł na koniku, zaczął cwał, tafli galop przez łąkę i ciach - schylony ręką ścina wystające w górę kwiatki.
- Ja też jestem ułanem !!!
Po chwili zdał sobie sprawę, że czegoś mu brakuje w wyposażeniu
- Tata, bądź moim koniem !
Ups. Chwilę przedtem turlałem się z nim po trawie, ale wizja biegania na czworaka z 20-kilogramowym jeźdźcem na grzbiecie nie przypadła mi do gustu. Szczęśliwie młody ułan dostrzegł panikę w moich oczach, i trochę spuścił z tonu
- Trzymaj mnie za rękę i biegaj ze mną.
Na taką wizję wierzchowca mogłem przystać. Musiałem :) Drogą tzw kompromisu.
Chwila przerwy na posiłek.
Karmienie kaczek.
Oglądanie współczesnych żołnierzy.
I pokaż musztry kawalerii. Sam patrzyłem jak zaczarowany, kunszt i widowisko niesamowite, lewo prawo dwójkami trójkami synchronizacja jak w balecie :) I oczywiście polska tradycja zachwytu nad wierzchowcem i barczystym facetem w mundurze opanowała moje wrażenia. Jaśkowi... Cóż, sztuka koncentracji pełnego energii czterolatka ma swoje granice. W połowie pokazu wygrała w nim łąka, zachęcająca do cwału :) Przy bardziej malowniczych figurach wołałem go i chwilę patrzył nad głowami gapiów, w pozycji nabaranie. Tylko że w pewnym momencie pozycja ta przybrała nazwę "nakoniku". Znienacka poczułem uderzenie jego stóp i okrzyk
- Oddział marsz !
Dobrze, że buty ma bez ostróg... Ruszyłem powoli do przodu, instynktownie, niech się dziecko pobawi. I to był błąd. Po chwili usłyszałem z góry
- W lewo zwrot !
- Baczność !!!
- Dwójkami w prawo !
- Szybciej, kłusem !
Przejście do kłusu z niezbyt stabilnym dwudziestokilowym jeźdźcem na karku to spore wyzwanie dla zastałego urzędniczego kręgosłupa... Tym bardziej, że ułańska fantazja może mu nagle podpowiedzieć cięcie szablą celu gdzieś w dole, w indiańskim zwisie :)
Szczęśliwie dałem radę, kości wytrzymały. Dziecko faktycznie było szczęśliwe. Może coś z ułańskiej krwi w nim zagrało ?
- Tata, a kto to byli kalawerzyści ?
Chyba muszę się dowiedzieć, czy to na pewno to samo :)
- Tata, też mogę zostać ułanem ?
Tu mi zabił ćwieka. Chyba trochę za wcześnie. A konie... Cóż, droga zabawa. Ale pomysł mnie zainspirował, też bym chciał. Może to jakiś sposób na nadchodzący powoli kryzys wieku średniego ? ;) Coś zrobić w życiu sensownego oprócz cyklu praca - dom - dziecko ?
Tym bardziej, że Najpiękniejsza zaczęła mnie podpuszczać, że chyba dobrze bym wyglądał w mundurze i oficerkach ;)