Słodkości wschodu. Słodkości Turcji. Słodycze Stambułu.
Pyszne słodkie ciastka, pełne miodu, orzechów, rodzynek.
Obok dojrzałych owoców. Takich dojrzałych i soczystych, jakiś tylko mogą wyrosnąć na południowym słońcu krańca Europy. Albo już na końcu Azji.
Nie jestem specjalnym fanem słodyczy, ale być tam i nie spróbować... Tym bardziej, że miodowo-orzechowe zestawienia smaków lubie bardzo. Bez tych wszystkich naszych kremów pełnych śmietany, ciężkich...
I sztandarowe, najbardziej znane. Chałwa. Zupełnie inna od dostępnej u nas bułgarskiej czy ukraińskiej. Tłustej, lepkiej, pełnej oliwy. Tam z radosnym zdziwieniem odkryłem na nowo chałwę. Suchą, kruchą, pyszną...
I słynny, występujący pod trzema nazwami, słodki tradycyjny przysmak. Właściwie zawłaszczony przez Turków jako lokalny rarytas, prawie towar eksportowy i symbol orientalnych słodkości. Coś pośredniego między galaretką a toffi czy naszą krówką, w różnych smakach owocowych i orzechowych. Kostki posypane cukrem pudrem. Ostatnio światu znane jako Tureckie Delicje. Nazwa jest dzieckiem tureckiej reklamy, marketingu turystycznego. Bardziej dociekliwi używają bliższej prawdy nazwy Lokum. I kojarzą czasami słodkie kostki z szerzej rozumianym Bliskim Wschodem. Wtajemniczeni wiedzą, że to nic innego niż rachatłukum. Znane od Turcji po stepy Azji Środkowej. I tylko się zastanawiam, skąd wywodzi się jego pierwotna wersja - czy powstała wśród pustynnych koczowników Półwyspu Arabskiego, Sahary, czy w dawnej Persji, a może gdzieś w stepie, na którym nomadzi tatarscy ścierali się z hordami Mongolii ?
Ale Turcy wiedzą swoje, mają własną wersję historii kulinarnej. Przynajmniej w celach eksportowo-marketingowych :)