sobota, 8 marca 2014

Ambicje Tatki - Hala Kondratowa

Będąc tutaj dwa lata temu zaciągnąłem Rodzinę na Kalatówki. W ramach projektów "wspólnie w górach" i "czym skorupka za młodu". W dodatku zamiast bokiem szlakiem łagodnym przez las - wredną stromą kamienistą drogą. Przesadzam - kamienie były pod śniegiem. Czyli było ślisko. Nie wiadomo co gorsze. Udało nam się dojść. Pół drogi ciągnąłem sanki z coraz cięższym dwulatkiem. Drugie pół - niosąc go "nabaranie". Wciągnął się w klimat owieczek i juhasów. Chyba pobiliśmy rekord najdłuższego czasu podejścia na Kalatówki. Po wejściu nawet nie pamiętam, czy był jakiś widok ładny na góry... Trochę zjedliśmy, trochę biegaliśmy za dzieckiem. Normalne hobby rodziców dwulatków. Potem Udało nam się zjechać w dół na sankach i pupach. Byliśmy. I tyle.

Dwa lata później postanowiliśmy tej wyprawy nie powtarzać. Tylko mnie ciągnęło w góry. Męska trudna decyzja - idę sam, jak kilkanaście lat temu. Idę nawet kawałek dalej. Chyba musiałem sobie udowodnić, że jestem nadal w stanie przejść dalej niż do garażu :) Faceci w moim wieku tak miewają. Może też pobyć sam ze sobą i przewartościować, przemyśleć kilka spraw ? Choćby to, że też mam prawo czasem coś dla siebie zrobić ? Tu odzywa się też pępowina - żeby Młody miał Tatkę, który robi coś fajnego, pokazać mu wzorzec, żeby kiedyś pomyślał "Mój staruszek to jest gość, kiedyś też chcę te fajne rzeczy robić".

I polazłem sobie na Halę Kondratową. Przez śnieg, mgłę i oblodzonym szlakiem. Doszedłem. Ponad mgłę. Nawet do schroniska nie wszedłem. Tradycyjnie skorzystałem z herbatki w termosie, chleba i kabanosa. Z widokiem na grzbiet Giewontu z jednej strony, i zbocza doliny z drugiej. Chyba tego było mi trzeba. Sięgnąć, wyjąć na wierzch siebie samego sprzed lat. Z sukcesem udało się wyjąć coś, co było sednem mnie lata temu. Chłonąłem miejsce i majestat żlebów.

Przy okazji potraktowałem spacer jako rekonesans na przyszłość. Nie wiem co jest pod śniegiem na ścieżce. Ale latem pewnie spróbowałbym już Młodego zabrać. Jeśli by się nie znudził - dałby radę. Chyba. Lekkie podejścia przez las. Pod warunkiem, że na Kalatówki bokiem, niebieskim przez las, a nie brukiem ostro w górę. W warunkach bieżących - sam zastanawiałem się czy nie zawrócić, bo zejście po lodzie bez jakichkolwiek raków nie było zbytnio atrakcyjne... Mocno techniczne za to, nawet na takiej spacerówce...

Więc - z dzieckiem na Kondratową można. Jeżeli jest sucho i ładnie. W lecie bym próbował, teraz - sam myślałem o zakupie raków czy choćby kijków...

piątek, 7 marca 2014

Swędzi mnie

Przed snem.
- Swędzi mnie pod koszulą i nie mogę zasnąć.
- To się podrap i śpij wreszcie.
- Pomóż. Swędzi mnie w trzech miejscach, a nie mam tylu rączek !

- Rodzice, czemu się śmiejecie zamiast spać ?

czwartek, 6 marca 2014

Ambicje Tatki - Kasprowy

Chciałem dziecku pokazać kawałek gór. Zarazić go nimi. Może za wcześnie, może nie. Miałem pomysł. Nawet kilka. Jednym z nich był wjazd wyciągiem na Kasprowy. Jasiek miłośnik kolejek, opowiadałem mu o wyciągu, dla czterolatka to większa atrakcja niż widok panoramy Tatr. Byłem na dobrej drodze do sukcesu.
Cóż... Dziecko poszło do szkółki narciarskiej.  Moje ambitne plany się zdezaktualizowały. Rano robi wielkie oczy i piszczy "Tatusiu mogę na narty dzisiaj ?". Odmówić nie mam serca.z ciężkim sumieniem przytakuję, co powoduje szał radości dziecka. Z tonu widzę, że chyba czuje, że nie jestem takim obrotem rzeczy zachwycony.
Więc... Dziecko oddane pod opiekę zaprzyjaźnionej szkółki narciarskiej, trzeba coś z czasem zrobić. Niech już będzie ten Kasprowy, bez dziecka. Rzadka okazja pobyć sam na sam z żoną, bez wymyślania zabaw, atrakcji i nerwowego rozglądania się wkoło. Wjeżdżamy. Wyciągiem. Już wiem, jak to wygląda. Widoków niewiele, chmury. Ciekawe, czy taki pełny ludzi, nowoczesny wagonik by go zachwycił ? Nie wiem. Kiedyś się przekonamy.
Za to już wiem, że siedzący w chmurze nieznany stromy szczyt nie jest dla energicznego czterolatka. Nigdy tam nie byłem wcześniej, nie znam geografii 100 metrów wokół schroniska. Wiem, że gdzieś jest przepaść. Wiem, że widoczność sięgała w porywach 5 metrów. Wiem, że śnieg jest śliski. Już wiem, że nie jest to miejsce dla czterolatka. Już wiem, ze najpierw trzeba zrobić rekonesans terenu i zorientować się, czy jest sens ciągnąć tam najdroższego szkraba.

Ambitni tatusiowie ! Powściągnijcie swoje ambicje ! Przynajmniej na kilka lat. Może za kilkanaście lat założycie wspólnie raki i pójdziecie przez szczyty. Może za kilka lat weźmiecie szkraba na wycieczkę, za następny rok wyżej, potem wyżej i dalej, pokażecie mu nocleg w schronisku na glebie. Za kilka lat. Na razie większą atrakcją jest bałwan sanki narty.

Tylko cierpliwość stęsknionego za górami Tatki jest wystawiona na ciężką próbę...

środa, 5 marca 2014

Ferie

Rodzinne ferie w Zakopanem. Młody na stoku, najwspanialsza z żon na Krupówkach, ja na Hali Kondratowej ;)

Szczegóły po powrocie...

wtorek, 4 marca 2014

Gwiazdy

Wieczór, dojechaliśmy na miejsce, Junior dzielnie i odpowiedzialnie pomógł wnieść i rozładować bagaże. Nosił torby rybki tobołki i woreczki. Pełnił też dumnie funkcję klucznika - bardzo ciekawe i atrakcyjne zajęcie w tym wieku. Pilnował klucza, otwierał i zamykał drzwi, cały podekscytowany następca mickiewiczowskiego Gerwazego.
A potem poszliśmy na krótki wieczorny spacer wokół pensjonatu. Akurat niebo było chwilami bezchmurne, gwiazdy świeciły.
- Jasiek, patrz, jakie gwiazdy !
- Tata, to gwiazdozbiory, one mają różne kształty i nazwy !
Poczułem, że zaczynam nie nadążać za jego rozwojem. Czas pożyczyć się mapy nieba i nawigacji na gwiazdy. W końcu chciałbym jeszcze przez jakiś czas pozostać jego wszystkowiedzącym bohaterem :)

- A jakie nazwy mają gwiazdozbiory ?
- Na przykład gwiazdozbiór Bratka !
Ocho, Dinopociąg :) Jasne. Jednak zostało jeszcze coś dla mnie do zrobienia :-)

poniedziałek, 3 marca 2014

Wieliczka

Ferie są. Raczej były, ale nie trzymamy się jeszcze ściśle kalendarza. Przemierzamy kraj w stronę gór i nagle, spontanicznie, po drodze, bez planu stwierdziliśmy, że Wieliczka to w sumie po drodze, więc czemu nie. Będziemy na miejscu wieczorem i tyle.
Na miejscu lekka wątpliwość - trasa trzygodzinna - najwyżej będę niósł Juniora. Wchodzimy, skoro już jesteśmy :)
Wiadomo, Młody zupełnie inaczej odbiera świat. Zgrzewa go klasa zabytku UNESCO, rzeźby solne i formy naciekowe. Czterolatek nie pochyli czoła przed trudem górników, nie wyobrazi sobie w jakich warunkach pracowano tam 500 lat temu, nie doceni sztuki inżynierskiej stemplowania stropu wyrobiska.
Ale długi korytarz podziemny to jest coś ! Kilkaset schodów w dół. Skarbnik i solne krasnoludki. Tory kolejki górniczej. Ściany, które można lizać ! Słone ! Aż się baliśmy, że go zemdli albo zacznie lizać z rozpędu drewniane stemple ;) Sam to samo robiłem na jakiejś szkolnej wycieczce lat temu... Potem w aucie utrwalałem wrażenia i na pytanie czy było fajnie niezmiennie odpowiadał
- Mogłem sobie wszystko lizać !!!
I hitem była Pani Przewodnik w górniczym mundurze, którą ochrzcił "Panią Inspektor". Jeszcze nie zna zawodu sztygara ;) Od pewnego momentu kroczył za Nią jak cień, wpatrzony jak w obrazek, bo "dzieci idą koło Pani Inspektor z przodu".
I oczywiście sala zabaw dla dzieci na końcu wycieczki, gdzie jest prawdziwy dzwonek i telefon górniczy.
Były chwile, gdy się rozszalał z nudów i myślałem, że urządzę mu kąpiel w solance... Ale w końcu trzygodzinna wycieczka dla takiego maluszka to zbyt wielkie wyzwanie. Ale dał radę. I nawdychał się zdrowego powietrza :)

Można się z nadaktywnym dzieckiem wybrać na taką wycieczkę, byle nie nastawiać się na spokojne zwiedzanie :) Przy okazji, mimochodem, rodzic też ma szansę coś zobaczyć. Oczywiście pod warunkiem, że zapewni dziecku atrakcje. Takie jak
- latarka w ręce
- lizanie wszystkiego dookoła
- obietnicę zabawy w kopalnię na końcu
- wafelek i soczek po drodze
- opowieści na poziomie percepcji dziecka
- wyrozumiałą Panią Inspektor
- zapomni że dorosły może w spokoju coś obejrzeć
- zapomni że biegi i gadanie dziecka mogą przeszkadzać innym
Jeżeli im przeszkadzają, to znaczy że albo są źli z natury albo nigdy nie mieli dzieci.

A mimo jego rozemocjonowania i braku skupienia widziałem,  że chłonie nowy świat. Wycieczka utkwiła mu w główce, i będzie ją pamiętał. I sięgał do niej w razie potrzeby. Np. oglądając Stacyjkowo, gdzieś ciuchciaki jeżdżą tunelami. I gdzieś kiedyś wypali
- To tak jak w tej kopalni, gdzie lizałem ściany !

niedziela, 2 marca 2014

Gry komputerowe.

Temat rzeka, podnoszący ciśnienie, zwłaszcza różnym piewcom naturalnego chowu dzieci, stymulowania ich rozwoju i zabawek kreatywnych, zdrowych dla psychiki. Gry komputerowe. Wcielenie zła bezwzględnego. Ogłupiają, niszczą koncentrację i wyzwalają czysta bezinteresowną brutalność. Słowem - rozrywka dla tłuszczy, a na pewno nie dla dzieci.
A ja mówię: mój syn grał, gra i grać będzie. Bo:
- czasy ptaszków na patyku i toczenia koła dawno minęły. Bezpowrotnie,
- i tak kiedyś zacznie, nie oszukujmy się. Lepiej, żeby zrobił to pod moim czujnym okiem niż rzucił się na Dooma za kilka lat z kolegami w tajemnicy,
- mogę wskazać mu dobre gry, pokazać te rozwijające i zainteresować nimi,
- komputer będzie dla niego naturalną sprawą, obsługę będzie miał w małym palcu,
- niesamowicie rozwijają tzw małą motorykę i koordynację. Patrzę, jak manipuluje touchpadem równocześnie z klawiszami - ja tak nie umiem,
- sam sobie czasem lubię w coś zagrać i chcę mieć do tego kompana,
- gry to nie tylko bezmyślnie strzelanki. Widzę, jak trzylatek kombinuje przy grach logicznych i jestem w szoku nad jego sposobem rozwiązywania zadań - choćby sieciowy Truck Loader czy jakoś tak...
- a nawet jak bezmyślnie jedzie wyścigówką - nie każda zabawa musi być kreatywna, też się lubię czasem odmóżdżyć i mieć "czysty fun",
- ...
A poza tym zapewniamy mu masę innych rozrywek, zabaw, wycieczek, gry to jedna z nich. Nie główna. Podstawą jest różnorodność zajęć. I kontrola. Żeby czterolatek nie zabijał potworów i nie walczył mieczem świetlnym. Tak samo jak w zabawach poza komputerem. I traktował to jako jedną z możliwości.
Ba, gry są nawet używane w terapii np poprawiającej koncentrację przy schorzeniach typu Alzheimer. Więc... wszystko dla ludzi, byle rozsądnie i z umiarem.