sobota, 8 czerwca 2013

Kolorujemy świat

Dzień powszedni, po pracy przedszkole i w stronę domu. Ale...
W przedszkolu były obchody dnia dziecka. Junior wypełzł dumnie dzierżąc urządzenie do puszczania baniek mydlanych. Chciałem schować do plecaka. Wiem, pomysł absurdalny. 
Zaraz zabrzmiała propozycja z gatunku nie do odrzucenia
- Popuszczamy bańki ?
Biorę do ręki bańkownicę - o zgrozo - w środku są mydliny ! Przyjął argument, że w przedszkolu Pani Dyrektor nie pozwala puszczać baniek. Jednak uznaje jakiś autorytet. Szkoda, że raczej nie mój 
Chwilę potem radośnie wybiegł na dwór. Nic to, że pada deszcz. Nic to, że parasol. Zaraz wyjął mi z kieszeni bańkownicę, już nie udał mi wymigać od otworzenia jej. Poddałem się nastrojowi kolorowych baniek, śmiejemy się obaj w głos. Już prawie nie pada, więc z czerwoniutkim parasolem w ręku biegam i łapię bańki ręką, Jasiek mi dopinguje głośno "Tata, łap, tam leci !". Przechodnie się śmieją, chyba wprowadzamy radość w zmęczony nastrój ulicy 
Przystanek, grzecznie chowamy nasz przyrząd i wsiadamy do burego warszawskiego autobusu. Ludzie szarzy, zmęczeni, ponurzy. W tak piękny radosny wiosenny deszczowy dzień smutni ? Nieoczekiwanie ich ! Rozsiadamy się wygodnie obok dwoch robotników warszawskich, w lekko wzmocnionych humorach, pogodnie nastawionych do dnia. Jasiek wyciąga swoje urządzenie, jak magiczną różdżkę. Po chwili autobus wypełnia się kolorowymi tańczącymi w powietrzu kulkami Pasażerowie w mig się rozpagadzają, całkiem odważne uśmiechy wstępują na ich twarze. Tylko jedna kobieta patrzy z oburzeniem. Może to zła czarownica, wysłanniczka księstwa szarości ? Jeśli tak, to jej niechlubna misja skończyła się fiaskiem 

piątek, 7 czerwca 2013

Strzelcy wyborowi

Pierwszy kontakt z bronią miałem około 5 lat. Znajomy rodziców, dziś pułkownik emerytowany, dał mi potrzymać prawdziwy pistolet. Ciężkie bydle, ale do dziś tą chwilę pamiętam. Potem kilka razy strzelał na strzelnicy w wesołym miasteczku z wiatrówki. W liceum na PO po opanowaniu obsługi kosy szykując w trybie karnym strzelnicę zignorowałem możliwość obcowania z KBKSem...

O, jakieś fajne stoisko, podbiegnę sobie, na pewno coś ciekawego tam będzie do zabawy ! Panowie też sympatyczni, fajnie ubrani, prawie jak Tatuś. Mógłby sobie wreszcie bluzę do bojówek kupić, wyglądałby całkiem jak oni. Co my tu mamy ? Miskę ? Nie, to taka śmieszna czapka, we wzorki, przymierzę sobie. Zaraz, ciężka trochę... Rodzice, pomóżcie, zaplączę się w te sznurki. Na nich zawsze mogę liczyć. Mówią, że to się nazywa hełm. Tylko niech wyjaśnią, co to ma wspólnego z hełmofonem, aż taki mądry jak im się wydaje nie jestem. W ogóle bywają śmieszni, tłumaczą mi dokładnie rzeczy oczywiste zamiast tego, czego nie wiem. Widać tacy są ci dorośli, przyzwyczaić się muszę w końcu. O, Pan mi podaje do zabawy strzelaczkę. Wezmę sobie. Ups, ciężkie... Dobrze, że Mamcia pomogła. Przechlapane mają żołnierze, tyle muszą dźwigać. Na pewno są bardzo silni ! Poceluje w niebo. A Tata znowu się mądrzy. To się nazywa M16 ? Tu jest napisane ? Przecież to nie żadne szesnaście tylko jeden i sześć ! Nazwę karabin jeszcze strawię, ale strzelaczka lepiej brzmi.
A teraz pójdziemy na strzelnicę postrzelać z wiatrówki !

Idą następni chętni do strzelania z brzdącem. Dzieciaki mają tu frajdę... O, chłopczyk jakiś młodszy niż zazwyczaj. Spróbujmy, czym skorupka za młodu... Będę mu trzymać pistolet, może nie dać rady, trochę to waży. O jaki chętny, wie gdzie jest spust, więc zrobię mu kurs dla zaawansowanych. Ależ niecierpliwy ! Powoli, chłopcze, spokojnie  Tu masz nabój, będziemy ładować broń. Wiem, śrut jest malutki. Rodzice patrzą z niedowierzaniem, myślą że nie da rady ?! My im pokażemy Upadł ? Weźmiemy następny. O, patrz, tu wsuń w otworek.. Jest, super ! Widzicie, jaki zdolniacha z Waszego syna ? Sama nie byłam pewna czy mu się uda... Teraz patrz tut... Chora Cholercia, strzelił, dobrze że pilnuję kierunku lufy, mogłam oberwać... Zasady bezpieczeństwa mam na szczęście wpojone, instynktowne. To jeszcze raz, załadował śrut jak zawodowy snajper, widzicie ? Powoli, chłopaku, tu musisz patrzeć, muszka szczerbinka... Nie, za dużo emocji na pierwszy raz. Bach, przynajmniej w stronę tarczy  Dzięki, przyjdźcie jeszcze kiedyś, chłopak może mieć dryg do tego 

Ach te moje chłopaki, bawią się doskonale, nie wiem tylko który lepiej  Co jeszcze tu sobie ciekawego znajdą ? Może im lepiej coś sama znajdę, bo znając mojego Micha zaraz włożą obaj maski gazowe i zaczną uruchamiać wyrzutnie rakietowe, albo chociaż wlezą do starej cysterny  O, jakiś karabin, chyba stanowisko strzelca, snajpera ? Wszystko jedno, jest jakaś płachta na ziemi, nie będą tarzać się po mokrej trawie. Posłuchali, kładą się z radością przy karabinie, żeby to się nie pokłócili, który pierwszy się bawi  Widzę, mężyk przyjął podpatrzoną na filmach pozycję strzelecką, synek leży obok na boku i szuka spustu. Dobrali się doskonale. Misiek znowu odgrywa znawcę i próbuje namówić Jacha, żeby zajął poprawną pozycję. Nadgorliwiec, przecież nasze maleństwo mogłoby się samo pobawić po swojemu, a tak ledwo dosięga tego przełącznika... Już dobrze, bawią się razem, chyba nawet celują w jednym kierunku. Ech, faceci, co oni w tym widzą fajnego ? Aż się boję pomyśleć, co wykombinują za kilka lat...

I tym sposobem chyba wszyscy świetnie się bawiliśmy. Następnym razem naszą kobietę wdrożymy w rolę sanitariuszki  Zapuści włosy, zaplecze warkocz i całkiem jak Marusia będzie !




czwartek, 6 czerwca 2013

Na poligonie

Leżą tu jakieś opony, Tata mówi że to tor przeszkód. Niech mu będzie, chyba fajne miejsce, trochę jak mój placyk zabaw kolo domu. Co się tu robi ? Zaraz, Tatko coś gada, znowu każe iść dalej zanim się pobawię ? Mam się nudzić w kolejnej kolejce ? Znowu będzie mi opowiadał chwaląc się, jaki to on mądry ? Posłucham, czasem w końcu pokaże jakiś fajny pstryczek lub zabawę... Co mówi ? Że trzeba iść do przodu skacząc z jednej opony do drugiej, a nie siedzieć w nich jak dzidziuś ? Przecież jestem już duży, poskaczę przez te opony, to chyba faktycznie fajne. Ale samolociku mu nie dam potrzymać Super ! Miał rację, jupiiii ! Ale co dalej ? Siatka , nisko, a ten mój rodzic znowu o tunelu czasu zaczyna ? Musi mniej dinopociągu oglądać, obciach tylko robi  Dobrze, że pokazał, że mam iść pod nią. Zresztą, sam bym na to wpadł , górą przecież się nie da. Na kolana i pełznę, super. Widzę po minie Tatuśka, że chciałby też się poczołgać w błocie. Zaprosić go ? Eee, niech lepiej robi zdjęcia. Jeszcze by zechciał potrzymać mój samolocik...
Ok, wyszedłem, co dalej ? Opony wkopane w ziemię, jupi, hopsa na rumaka ! Wio... Nie ? A, Tata tym razem ma rację, przez otwór przejdę, potem skok na gałęzie, chce jeszcze ! Zaraz, ta Pani się do mnie uśmiecha, zagadam, może będzie fajnie  Wow, nagroda ! Mi by sam tor przeszkód wystarczył, ale przecież kobiecie nie mogę odmówić. Jeszcze jeden samolocik, tacie dam, też niech ma radochę....
Dobra, odsapnę i pójdę z nim na chwilę zobaczyć te wielkie ciężarówy. Wiem, że chciałby taką, może kiedyś wyjmę dwójaki z portmonetki z lewkiem i mu kupię, to mnie powozi. Wieeelka jest, jak to mówił ? Kraz czy Ural ? W końcu kiedyś zapamiętam.
Starczy, jak chce niech sobie patrzy, ja wracam na tor przeszkód. O, a jednak biegnie za mną. Biedna mama nadal w kolejce... A czemu ten chłopiec stoi przed torem ? Trudno, niech sobie czeka, ja pobiegnę. Już wiem, co się gdzie robi  Pani znowu się uśmiecha ? To ja ją poczaruję. Mina niewiniątka, duże oczka i zęby na wierzch. To zawsze działa na dziewczyny  Tym razem książeczka, też fajnie.

I tak jeszcze dwa razy przebiegł tor, do trofeów doszły balonik i nos klauna, a najmilejsza doczekała naszej kolejki na przejażdżkę quadem. Sprostuję - kolejki tego małego czarusia...



środa, 5 czerwca 2013

Piknik wojskowy

Ja swojemu synu współczuję. Czy on nie może mieć normalnych rodziców, którzy wezmą go z okazji jego święta do kina, wesołego miasteczka, cyrku czy zoo ? Mamcia jeszcze wykazuje skłonności w tym kierunku, wpadnie na pomysł statku, zabytkowego autobusu. A nie, tatko błysnął, dzień dziecka spędziliśmy rodzinnie oglądając czołgi, wyrzutnie rakiet i ciężkie wozy łączności... Nie mógł przepuścić okazji  Co ciekawsze, cała rodzina była zadowolona i nieźle się bawiła. Pachnie patologia. Czasem tylko błyśnie mi myśl, co zakiełkuje mu z tego w głowie. W formie poglądów, zainteresowań ? Jednostka aspołeczna i pochrzaniona jak Papcio ?

W samolotach siedział ostatnio, więc już oswojony z wnętrzem, wrażenie mniejsze. Trzeba mu było uatrakcyjnić zwiedzanie, przejść do następnego etapu edukacji. Chyba sam się muszę dokształcać, żeby nie bylo wstydu przy pytaniu gdzie jest kierownica  Przecież nie mam pojęcia, do czego służą pokrętła i przełączniki, zwłaszcza w takiej ilości ! A nie będziemy zgłębiać siły nośnej skrzydła. Na to przyjdzie czas  Ale na razie - szukam punktu zaczepienia, ciekawostki. Silnik odrzutowy Miga siedemnastego, w dodatku centralnie umieszczony w kadłubie ? Fascynujące, jak to działa , utrzymuje równowagę... Wylot i wlot powietrza ? Pudło. Wieżyczka strzelca w ogonku Iliuszyna ? Nie. Czujniki i lufy obrotowe działek pokładowych sam pomijam na razie. Mam, strzelaczka !!! Przynajmniej wiem gdzie jest spust. Ale junior mnie uprzedził - A czemu tu nie ma kierownicy ??? Jak się kieruje ?
Zażył mnie. Kolejne trudne pytanie , na które ojcu nie wypada nie odpowiedzieć. Męska ambicja. Jeszcze nie widział, że w pasażerskich jest coś na kształt kierownicy, więc drążek między nogami traktuje naturalnie. A ja gorączkowo myślę, jak to działa... Lewo prawo przód tył, proste, w końcu pochodzę z pokolenia joysticka  Jakaś rączka jak klamka hamulca rowerowego ? Szczęśliwie nie pyta, cichaczem dowiem się na następny raz. Na górze czerwona podnoszona osłona, pod nią guziczek. To musi być to. Czyżby patent poczciwego joysticka był wzorowany na radzieckiej myśli technicznej sprzed 50 lat ? 
Pokazuję dumnie młodemu, opowiadam, tu się strzela, lufa jest pod skrzydłem. Zerkam na chłopaka z obsługi, uśmiecha się porozumiewawczo, pyta czy czegos nie wyjaśnić. Chyba mnie przejrzał. Cóż, pewnie co drugi facet tutaj ma podobne dylematy i głupi wyraz twarzy. Mogę tylko odgrywać rolę dalej. Szybki wysiłek intelektualny, dwa pytania bardziej zaawansowane niż "a co to jest ?". Krótka dyskusja o zakresie polskich podzespołów wersji licencjonowanej i wykorzystaniu w Wietnamie. Chłopak ciut zaskoczony, że coś tam wiem. Junior zerka o czym to gadamy, nic nie kuma na razie. Mam nadzieję, że w czaszce mu świta, że tatko jest mądry i na czymś fajnym się zna  Z drugiej strony, przy następnej okazji chwilę pobawię się z nim w latanie.
A junior w międzyczasie z zapałem macha drążkiem, bawi się przełącznikami, odkrywa kolejne pokrętła. Niech się nacieszy, rozumiem go, też drugi raz w życiu widzę z bliska kabinę myśliwca. Wcześniej miałem do czynienia tylko z grą na kompie i lekturą "Opowieści i prawdziwym człowieku" 

A z dylematów rodzicielskich zagwozdka: jak wzbudzić w nim zainteresowanie militariami, historią i klimatami powiedzmy męskimi i okołosurvivalowymi bez zabawy w wojnę, przemoc czy przewidywania inwazji Zombie, czyli amerykańskich psychoz ? Pojawia mi się w głowie myśl o przygodzie, harcerstwo, sporty strzeleckie i górskie łazęgi. To za parę lat, zaczniemy od czterech pancernych i leśnych spacerów. Ciekawe, jak junior zweryfikuje te plany....



wtorek, 4 czerwca 2013

Lunatyk

Przeprowadzka do własnego pokoiku odbyła się raczej bezboleśnie. Ot, czasem przed zaśnięciem spacerujemy w kółko między łóżkiem w sypialni rodziców a łóżeczkiem nie mogąc się zdecydować, gdzie jest fajniej. Ostatecznie prawie zawsze, najpóźniej tuż przed zaśnięciem, układa się człowieczek pod własną kołderką. Wskazane, żebym leżał obok, na podłodze. Twardo jak diabli, ale dla dziecka dużo można poświęcić. W ramach racjonalizacji i wygodnictwa jako warstwę dzielącą mnie od desek używam dlugiej poduchy. Korzyści oczywiste: nie stukam miednicą o podłogę, co budziło malucha. Nie ma odłupań na drewnie i siniaków na mnie.
Pewnego wieczoru przełamał rutynę. Postanowił zasnąć przy mnie na podłodze. Ok, mi nie przeszkadza. Idąc moim śladem , pod tyłek podłożył sobie kilka pluszaków, żeby było miękko, przykrył nas obu kołderką, i ... zasnął. Szok. Trzeba będzie te prawie 20 kg wrzucić do łóżeczka. Chwilę mu dałem na wejście w głęboką fazę snu, żeby przypadkiem nie ocknął się w trakcie przemieszczania. Spokojnie w pierwszej fazie operacji usunąłem misie spod pupy, śpi nadal. Kołderka ułożona czeka na swoim miejscu, śpi. Przystępuje do fazy zasadniczej. Powoli, spokojnie, pod pachy... A ten siada ! Ups, znowu się nie udało. Ale... Zerkam.... Oczy zamknięte. Ręce do przodu, w pozycji zombie, czegos szukają. Zbudzić ? Dzwonić po egzorcystę ? Obserwuję gotów do reakcji , skoku, obrony... Namacał łóżeczko, otwór wejściowy. Oczy szeroko zamknięte  Jak sklejone. Lunatyk jeden ! Zaraz się w coś wyrżnie... Rusza przed siebie, podnosi zadek, po omacku, ruchem jakby wyćwiczonym, glowa sunie do przodu, między rękami. Istny zombie, patrzę oniemiały nie mogąc drgnąć. Tułów , nogi, zatrzyma się przed ścianą ? Szybka myśl - powinien spać w hełmie i ochraniaczach. Wyczuł granicę , może ma echolokacje jak nietoperz ? Mam syna wilkołaka ?! Bach na bok, śpi nadal, oka nie uchylił.

Chyba te zdolności odziedziczył po najwspanialszej z żon, która czasem wieczorem podobną metodykę stosuje dokonując migracji z kanapy do łóżka 

"Lunatycy otaczają mnie..."

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Po bajce

Wtajemniczeni wiedzą, że po Dinopociągu ma swoje 5 minut dr Scott, paleontolog. I kończy pogadankę hasłem "a teraz idźcie na dwór i samodzielnie odkrywajcie przyrodę".
Junior obejrzał, i rzucił
- Tata, słyszałeś co pan paleontolog powiedział ?
- Słyszałem.
- To musimy iść odkrywać na dwór ! Teraz !
A na zewnątrz leje...

niedziela, 2 czerwca 2013

Paczka

Dzień dziecka nadchodzi. Babcia przysłała paczkę zaadresowaną do Wnusia. Czyżby z tej okazji ?
Nie ma wyjścia, musimy od razu otworzyć. "Tata, weź swój bardzo ostry nóż i otworzymy teraz !". Spróbuję. Rośnie w przekonaniu, że mężczyzna powinien mieć w kieszeni przynajmniej scyzoryk. Tradycja rodzinna, chociaż z kielecczyzną nie mamy prawie nic wspólnego.
Otwieramy. Hmmm... Odkąd Młody w niepamiętnej przeszłości ruszył samodzielnie przed siebie cyklicznie prowadzimy z rodziną negocjacje dotyczące rozmiaru prezentów dla pociechy. Mamy małe auto,małe mieszkanie, małe dziecko robiące niemały bałagan. Co jakiś czas się zapominają i kolejny kolos trafia do domu  Z pudła wyłania się... na szczęście duża nie ogromna wywrotka. I zestaw do piaskownicy. Hmmmm.... "Tata, super , zabawki na placyk zabaw !". Uśmiech nr 2, wielkie oczy. "Pójdziemy z nim zaraz za placyk ?". Za oknem leje. Spodziewam się scen , próby terroru, focha. Delikatnie podejmuje próbę perswazji. Ku mojemu zaskoczeniu zakończoną bezboleśnie łatwym sukcesem. Dojrzał ? Zrozumiał ? Ma dzień dobroci dla rodziców ? Wszystko jedno, ważne że odpuścił.
Dałem się zwieść trochę i rozmarzyłem o spokojnej kawie w fotelu. Za dużo bym chciał... Powinienem docenić że nie muszę moknąć ! Dać takiemu palec...
W miarę postępu sytuacji otwieram coraz szerzej ze zdumienia oczy. Wchodzi do szafy. Stuka puka szura. Wyłania się po chwili, klocki pod pachą. Zwykłe , drewniane. Co zamierza ? Wsypuje do wywrotki roboczo zwanej TIRem. Wozi na trzy tury do pokoju. "Tata, to będzie taki nanibowy piasek i tak się pobawimy wiaderkiem".
Koncepcja z półki zaawansowanej abstrakcji i wyobraźni. Serce rośnie, duma ojcowska połechtana. Kawa wystygła. Najbliższą godzinę robimy babki z klocków, wiaderkem, foremkami, łopatką. Tylko nie przelatują przez sito. I z koneweczki nie chcą wypłynąć. Nie rozumiem dlaczego...