piątek, 31 stycznia 2014

Śnieżne Anioły

Idziemy przez śnieg. Spadł. Może chociaż kilka dni poleży. Przynajmniej dzieci się dowiedzą, jak to białe cudo, coraz rzadziej spotykane, zmora drogowców, wygląda i co z tym zrobić można.
Na przykład można zrobić Anioła. Znak czasów, w mojej młodości nazywało się to Orłem. Bardziej patriotycznie ;)
Więc Jasiek bach na śnieg i macha energicznie rękami i nogami. W sposób skoordynowany, co nieczęsto mu się zdarza ;) Oczywiście padla zaraz propozycja
- Tatuś, połóż się i też zrób Aniołka :)
Zazwyczaj nie odrzucam takich pomysłów, ale tym razem miałem na nogach dżinsy zamiast spodni tzw traperskich, i przemoczenie ich mi się nie uśmiecha. Zrozumiał. Nadrabiał za mnie. Po zrobieniu siódmego czy ósmego stanął, przyjrzał się ostatniej sztuce, i stwierdził
- Ten Anioł to Konfitur Chichotek.

Niby imię i nazwisko jak każde inne...

czwartek, 30 stycznia 2014

Dziadkowie

Wróciło dziecię z przedszkola. Są na etapie przygotowań Dnia Babci i Dziadka. I zadało jedno trudniejszych pytań
- A czemu ja mam tylko jednego dziadka ?
I co takiemu odpowiedzieć ?
W temat śmierci nie jest jeszcze zbytnio wprowadzony, zwłaszcza w kontekście rodziny. Jak już pisałem, na grobki chodzimy, niby wie, że tam sobie śpi dziadzio, wujek, prabcia, ale na razie albo nie kojarzył, albo przyjął jako fakt ciut abstrakcyjny. Oczywisty. A tu nagle odkrył, że inne dzieci mają prócz stanu dlań normalnego, czyli dwie babcie plus dziadek, jeszcze drugiego dziadka !
Kiedyś to pytaniemusiało się pojawić. Nie będę mu ściemniał, zacząłem coś niemrawo bąkać o niebie szukając koncepcji wyjaśnienia zawiłości tajemnicy przemijania. Nierozwiązywalnej. I chyba nie trafiłem w dobry moment, może był zmęczony i zareagował emocjonalnie.
Najpierw seria pytań
- czy wszyscy tam pójdą,
- czy w tym niebie będzie na pewno dobrze i będzie jego pokoik zabawki odkurzacz piekarnik łóżeczko młotek...

Temat chyba był poruszany w przedszkolu, skądś informacje wziął. I nagle zaczął szlochać, że tatuś jak będzie stary nie może iść do nieba, i zostawić Jasia, bo Jaś będzie tęsknił. I nie pójdę do żadnego nieba. Takiego smutku jeszcze u Niego nie widziałem, ledwo go uspokoiłem po pol godzinie. Przejął się chłopak wiecznością.

Za wcześnie widać na takie abstrakcyjne tematy. Chciałbym, żeby myślał kiedyś o przemijaniu jako czyms naturalnym, bez głupiego buntu, jako o przejściu do następnego nieznanego etapu. Nie o ostatecznym rozstaniu, bo raz, wszyscy dołączymy kiedyś do wieczności, dwa - we wspomnieniach i grobach nadal są z nami Ci co odeszli. Oni na nas czekają, dla nas najważniejsze jest to, co wnieśli w nasze życie.

Kiedyś wrócimy do tej rozmowy. Stopniowo, etapami. Chciałbym, żeby pewnych, tych najważniejszych, rzeczy dowiedzial się od nas, nie od kolegów w przedszkolu czy szkole.

środa, 29 stycznia 2014

Na sankach

Pępowina odcięta, kończy się frajda dla Tatki, samodzielność wygrywa. Chwila, gdy duma miesza się z tęsknotą za pięknym czasem...

Spadł śnieg. Spory. Nagle. Więc - kurtki na grzbiety, pędzimy do tzw. Biedry po sanki. Zeszłoroczne zużyły się. W dużym stopniu pod Tatą zjeżdżającym z dzieckiem z duuużej góry ;)

Rozsiadł się młokos jak Basza, wio Ojciec, szybciej ! Rok temu lżej szło. Synuś jakby lżejszy był... Za to przestał stosować hamulców ;)

Jesteśmy na górce osiedlowej. Pierwszy zjazd tzw zboczem dla maluchów. Dwa razy muszę zejść go pchnąć dalej. Śnieg niewyślizgany. Idziemy więc na zbocze dla starszych. No, bardziej strome. Zjeżdżamy razem. że to niby Jaś malutki i muszę go asekurować. Ale jazda, super ! Patrzę obok, a człowieczki jego wzrostu same zjeżdżają. Nie będę mu przecież obciachu robił :)
Z duszą na ramieniu, wbrew sobie raźnym głosem by dodać mu otuchy
- Chcesz zjechać sam z dużej górki ? Duży już jesteś, dasz radę !
Patrzy na mnie niepewnie. Nie wiem, czy się boi zjechać, czy że tata się rozmyśli. Pchnąłem lekko, jedzie, pędzi. Oczywiście biegnę za nim, bo przecież może się kruszynka przewrócić ! Właściwie to zjeżdżam na butach, powodując małą lawinę i o mało nie przechodząc do pozycji "turlanko". Sanki na dole, Młody obok, rany, spadł, a jak coś mu się stało ?! Lecę, "Jasiu, wszystko ok ???". Sanki płaskie, daleko do ziemi nie miał :) Podnosi głowę, iskry zachwytu w oczach "Tatuś, ekstra, jeszcze chcę !!!"

No to dawaj, Synu ! Nawet z małym wysokiem był jeden zjazd. Tylko... ja też chciałem sobie pozjeżdżać...
- Jasiek, zjedziemy teraz razem ?
Nawet nie śmiem proponować, żeby mi pożyczył sanki na samotny zjazd. 
- Nie, wolę sam, już umiem.
Czyżby koniec wspólnych zabaw ? Czyżbym został na sankach do roli zwierzęcia pociągowego ? Głupio tak...

Pozostaje na nadzieja, że jak nasyci się samodzielnością, zechce staruszkowi sprawić odrobinę radości.

wtorek, 28 stycznia 2014

Pizza

W drodze z przedszkola chodzimy na pizzę. Los postawił pizzerię po drodze. Małą i całkiem dobrą. Chodzimy tam w środy. Jakimś cudem wytłumaczyłem Mu, że tylko w środy jest bardzo dobra pizza. Zemściło się to kiedyś, jak chcieliśmy iść tam w sobotę...
Właściwie możemy już mówić "prosimy to co zawsze". Czyli mała dzielona, pół z kukurydzą, pół z serami lub piecząrkami. Po dwa kawałki, dwa pozostałe do domu "dla Mamusi". Przy czym z reguły żarłok zawsze zeżre je w domu przed powrotem Mamusi.
Jemy, pogadamy, fajnie jest.
Ostatnio Młody był nadaktywny. Machał rękami coś mi opowiadając. Cóż, pacnął kubek z piciem, zajął pół stołu... Trudno, starte, dolewam mu, jemy  dalej. Coś gadamy sobie i pac ! Tym razem skuteczniej, bo mam mokre spodnie. Obie nogawki. Jakoś to przeżyje. Ciemno, do domu niedaleko... Tylko na dworze minus kilka i wredny wiatr... Załatwił mnie. Nawet dwa punkty dla Niego.
A zemsta jest słodka, nie dostał w domu ulubionej herbatki gruszkowej. Biedne dziecko z wrednym ojcem musiało wypić pomarańczową...

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Idąc do pracy

Podobno codzienne powtarzalne rytuały budują poczucie bezpieczeństwa. Więc, jak kiedyś opisałem, budzenie poranne przebiega wg ustalonej procedury. Jak już się ogarnę z poranną toaletą, śniadaniem itp, budzimy, opór jest, wybiera kto go zaniesie do drugiego pokoju, znika pod pluszakami, ja się zbieram do pracy. Od pewnego czasu proces został rozbudowany o odprowadzenie mnie do windy. Nie chce mu się wkładać kapci czy czegoś, więc... wskakuje mi na ręce. Ot, nie ma jak ponosić rano na rozgrzewkę 20 kg. Półśpiące jeszcze 20 kg. Sposób niesienia też jest ściśle uregulowany...
Wysoko, lekko go nadrzucam przez ramię. Cele są dwa
- w zależności od warunków atmosferycznych, tatuś miewa miłe w przytulaniu futerko na kurtce,
- plecak ! Ma tzw uchwyt transportowy, którego fajnie jest się potrzymać. Zasady asekuracji ?
Dochodzimy do windy. Zaczynam się spieszyć...Autobus ucieknie, trzeba będzie kilka minut stać na przystanku. Bywa zimno. Ale Młody ma inne podejście. Zwłaszcza jak ma w ręce Misiunię. Najpierw Misiunia próbuje nacisnąć przycisk od windy. Bezwzględnie muszę Ją skarcić. To przecież Jasia zadanie, nie tej łobuziary ! Ok, dopchał się do guzika, winda przyjechała. Buziak i wreszcie do pracy ? Nic z tego ! Wchodzę do windy z nim na ręku. Cały czas oczywiście trzyma uchwyt plecaka, więc przy kolejnych punktach programu muszę się jakoś schylić, przykucnąć :)
Teraz wybieramy piętro, na które mam zjechać. Parter. Powtarzamy przywołanie do porządku Misiuni. Parter wciśnięty. I szybko jeszcze pierwsze piętro. Czemu nie zrobić tatce kawału ? Potem tłumaczę sąsiadom, gdy któryś się dosiądzie, że to nie ja się pomyliłem :)
Przesiadka na mamusię.
Zjeżdżam ? Nie.. Buziak i przytulanko ! I "miłego dnia". Jeszcze muszę raz czy dwa złapać zamykające się drzwi, bo "cofa ważnego muszę Ci powiedzieć". Czasem jest to "kocham Cię", czasem "będę tęsknił". Ostatnio coraz częściej coś z zestawu
- nie zapomnij kupić gruszki
- pójdziemy na pizzę
- odbierzesz mnie dziś później z przedszkola ?
- no to pa
-  ...
I zjeżdżam. Autobus coraz częściej widzę od tylu. Zimno. I pewnie za chwilę w autobusie odbiorę telefon, żebym pamiętał kupić gruszki. 

niedziela, 26 stycznia 2014

Mrozoodporni

Na zewnątrz jakieś -15 stopni. Wg termometru za oknem.
Niektórzy twierdzą, że to anomalia pogodowe. W styczniu ujemne temperatury ?! Skandal !
Ludzie wokół przemykają szybko, na ulicach pustawo, kto nie musi nosa za drzwi nie wystawia. Narzekają, że mróz srogi, że brrr, że zima stulecia. Na ulicach pojawiły się koksowniki...
A to zaledwie kilka dni dość normalnej o tej porze roku pogody. Nad anomalią bym się zastanawiał przy -30 w dzień. Około.
Więc, cieple swetry na grzbiety, kalesonki na tyłki, w tramwaj i na łyżwy jedziemy. Wraz z dziecięciem. My się zimy nie boimy ! I wychowamy Go na Jasia polarnego, co najlepiej się czuje, ja gdy płyn w termometrze przymarza :)

O ile opieka społeczna się nami nie zainteresuje i nie zamknie nas pod zarzutem narażenia dziecka na bezpośrednie ryzyko... Hibernacji czy wychowania na normalnego człowieka. Co ostatnio dość modne chyba jest :(