Pępowina odcięta, kończy się frajda dla Tatki, samodzielność wygrywa. Chwila, gdy duma miesza się z tęsknotą za pięknym czasem...
Spadł śnieg. Spory. Nagle. Więc - kurtki na grzbiety, pędzimy do tzw. Biedry po sanki. Zeszłoroczne zużyły się. W dużym stopniu pod Tatą zjeżdżającym z dzieckiem z duuużej góry ;)
Rozsiadł się młokos jak Basza, wio Ojciec, szybciej ! Rok temu lżej szło. Synuś jakby lżejszy był... Za to przestał stosować hamulców ;)
Jesteśmy na górce osiedlowej. Pierwszy zjazd tzw zboczem dla maluchów. Dwa razy muszę zejść go pchnąć dalej. Śnieg niewyślizgany. Idziemy więc na zbocze dla starszych. No, bardziej strome. Zjeżdżamy razem. że to niby Jaś malutki i muszę go asekurować. Ale jazda, super ! Patrzę obok, a człowieczki jego wzrostu same zjeżdżają. Nie będę mu przecież obciachu robił :)
Z duszą na ramieniu, wbrew sobie raźnym głosem by dodać mu otuchy
- Chcesz zjechać sam z dużej górki ? Duży już jesteś, dasz radę !
Patrzy na mnie niepewnie. Nie wiem, czy się boi zjechać, czy że tata się rozmyśli. Pchnąłem lekko, jedzie, pędzi. Oczywiście biegnę za nim, bo przecież może się kruszynka przewrócić ! Właściwie to zjeżdżam na butach, powodując małą lawinę i o mało nie przechodząc do pozycji "turlanko". Sanki na dole, Młody obok, rany, spadł, a jak coś mu się stało ?! Lecę, "Jasiu, wszystko ok ???". Sanki płaskie, daleko do ziemi nie miał :) Podnosi głowę, iskry zachwytu w oczach "Tatuś, ekstra, jeszcze chcę !!!"
No to dawaj, Synu ! Nawet z małym wysokiem był jeden zjazd. Tylko... ja też chciałem sobie pozjeżdżać...
- Jasiek, zjedziemy teraz razem ?
Nawet nie śmiem proponować, żeby mi pożyczył sanki na samotny zjazd.
- Nie, wolę sam, już umiem.
Czyżby koniec wspólnych zabaw ? Czyżbym został na sankach do roli zwierzęcia pociągowego ? Głupio tak...
Pozostaje na nadzieja, że jak nasyci się samodzielnością, zechce staruszkowi sprawić odrobinę radości.