sobota, 10 listopada 2012

Obowiązki domowe

Nie podejrzewałem, że tak banalny obowiązek domowy może być pretekstem do wyprawy .

Wyrzucanie śmieci. Zsyp na piętrze, 5 metrów do przejścia od drzwi. Góra 8.
Rzucam beztrosko "Idę wyrzucić śmieci" schylając się po worek. Niespodziewany odzew "Idę z Tooobą !". Ups, to jednak nie będą dwie beztroskie minuty samotności. "Gdzie mój śmieć ?". Cóż, jak na samodzielnego trzylatka przystało, nie zadowoli się pomocą w niesieniu. Na tą okoliczność czekają 2 samotne butelki po Coli czy mineralnej i pudełko po ryżu/soku/mleku/... Dzielnie dźwiga, dumnie. O, zapomniał kapci włożyć. Wielkie poszukiwanie, gdzież one mogą być... Znalazły się. Oczywiście nie w szafce, a pod stołem, za kanapą, koło wanny. Dziwnym trafem nagle od razu sobie przypomina, gdzie je posiał...
Wychodzimy. "Ja pierwszy !!!". Mam nadzieję, że tym razem też nie uda mu się trafić żeliwną klapą w czoło. Wrzuca swoje śmieci i macha tą klapą, żeby z łoskotem spadły. Wiem, u mnie to podpatrzył... Pomoc ? Nawet już takiej propozycji nie wysuwam. Spadły. Otwiera. "Tata, włóż swój śmieć". Nie mam wyjścia, uczy się pomagać. Może na starość poda mi szklankę wody  Mój worek też głośno spada.
Wracamy ? To byłoby zbyt piękne 
"Tata, zjedziemy na ósemę ?". W slangu oznacza to mniej więcej propozycję przejażdżki windą. Wolę jej nie odrzucać. Burzyć szczęście dziecka ? Latami budowaną więź i zaufanie ? Pasję odkrywcy i podróżnika ?
Więc wspinamy się schodami piętro wyżej. Stairways to heaven  Tam trzeba, tzn. potomek musi, nacisnąć guziczek . Czekamy na windę. Jest. Z godnością i spokojem wkraczamy do niej. Młody wciska ulubiona ósemę. Ledwo dosięga, ale daje radę.
Czasami winda mu nie pasuje. Uzna, że jest np. brudną. Albo za ciemna. Wówczas wysyłamy ją w dół i czekamy na drugą. Dobrze, że są dwie.
Po chwili zjeżdżamy na upragnioną, swojską ósemę. Wracamy.

"Co wy tam tak długo robiliście ?"
Mamy swoje męskie sprawy...

piątek, 9 listopada 2012

Jeże

Czekam sobie w przedszkolnym przedsionku na potomka. Wyłania się jak zwykle z dzikim okrzykiem "Tataaa !!!". Moment bezcenny. Ale... Coś wychodzi razem z nim... "Synuś, co to jest ?" "Jeż !!!". Ok. Pół ziemniaka, oczy z pinezek, kolce z wykałaczek. Na grzbiecie raczej irokez niż kolczasta kulka. Jeż buntownik ? Podany smakowicie na zielonym listku. Chyba niejadalny. A mi w brzuchu coś poburkuje 
Niesiemy więc jeża do domu. Schowanie go w bezpieczną otchłań teczki nie wchodzi w rachubę. Przecież musi mu pokazać świat i drogę do domu  Chwała Bogu, przestało podjąć. Jeż musi wędrować na liściu, żeby nie zmarzł. Dziwne, młody się o kogoś troszczy  Jakiś sukces wychowawczy więc odnieśliśmy. Albo przedszkolanka
Dzierży go dumnie przed sobą, poprawia, żeby nie spadł. Zrozumiał, że jeż nie lubi odpoczywać na mokrej ziemi. Listek by zmarniał. Oficjalnie jeż złapałby wilka. Kurczę, zrozumiał powiedzenie, czy mu żal biednego wilka ???
Duma go rozpiera. Młodego, nie jeża. Naprzeciw idzie kobiecina z psem. Jasiek z jeżem. Będzie konfrontacja ? Nie. Janko zagaja rozmowę
- Dzień dobry 
Pani z pieskiem lekko zaskoczona z uśmiechem odpowiada. Jeszcze nie wie, co ją czeka.
- Mam jeża. I listek !
Acha, na szczęście właścicielka Magica ma dobry humor i daje się wciągnąć w pogawędkę. Dowiedziała się, że Janko sam go zrobił bo jest jesień. W zamian, pozwoliła pogłaskać Magica. Młody w siódmym niebie.
W sklepiku rozparty dumą też się pochwalił. Nie dał sobie wmówić, że jeżyk może mu uciec.
- Przecież nie ma nóżek !
Korzyścią z posiadania nowego zwierzątka był jeszcze fakt, że uznał, że z jeżem nie można biegać. Ani wchodzić do kałuży. Ani myć go w, kałuży.
Doszliśmy. Idąc za ciosem, zrobiliśmy jeszcze dwa jeże. Jaś obdzwonił babcie oznajmiając im, że ma "całą rodzinę jeżów". I trzymając przy uchu słuchawkę pokazywał im palcem : "Mama Tata i Jaś". On w ogóle lubi pokazywać coś do telefonu. Może w jego czasach wideorozmowy będą normą 

Ciekawe, co przyniesie jutro...


czwartek, 8 listopada 2012

W kałuży

Z dzieciństwa przypomniał mi się taki wierszyk:
"Już od rana na podwórzu 
wśród patyków i wśród liści 
przycupnęli nad kałużą 
pracowici kałużyści. 
Wygrzebują brud z kałuży, 
niech kałuża będzie czysta! 
Pełne ręce ma roboty 
każdy dobry kałużysta! 
Rękawiczką i chusteczką 
dwóch błocistów chodnik czyści. 
Obrzucają się szyszkami 
bardzo dzielni szyszkowiści. 
Dwie kocistki pod ławeczką 
cukierkami karmią kota... 
Świątek, piątek czy niedziela 
na podwórku wre robota!"

Nie mam pojęcia, dlaczego wszystkie znane, nieznane na pewno też, dzieciaki uwielbiają kałuże. Sam zobaczywszy deszcz czułem dreszcz ekscytacji. Wiedziałem, że jak uda mi się namówić rodziców na wyjście na zewnątrz, każą mi włożyć kalosze. I wybiegne z tupotem w kałużkę, chlup, plusk, rozbryzgując wkoło fontannę.
I pewnie dlatego nie spinam się dzisiaj, nie drę się "stój, będziesz mokry, zmarzniesz, przeziebisz się, będziesz chory nudził się w domu, mama będzie się gniewać, przyjdzie dinozaur, policjant, .........". Ba, ja z zazdrością patrzę na galop przez kałuże, w tle iskrzy myśl o kupnie gumofilców w kratkę, nawet bez kratki. Też tak chcę ! To jest fun, jak woda wdziera się do gumniaka od góry, spodnie można wyżymać przynajmniej do kolan.

Szliśmy do domu w deszcz, gumowa peleryna, ja miałem w ręce parasol. Co mi tam, niech pohasa. Wtem... Hop, bęc, plusk, ślizg. Patrzę, w bryzgach błota pierworodny sunie, pędzi na brzuchu przez kałużkę jak motorówka Marszałka. Oczywiście zaraz szloch. A ja kurczę płaszczyk, garniturek, krawacik. Też mi się elegancji zachciało, powinienem w dresie chodzić. Jak połączyć dress-code z odbieraniem dziecka z przedszkola ???
Więc biorę mokrą wydrę w dwa palce, chusteczka, schowam wierzchnią warstwę bagniska, przestaje przypominać Jozina s bazin, cały, krwi czy ran szarpanych nie dostrzegam. Powód szlochu zaraz się wyjaśnił, przecież to oczywiste. "Jestem caaałyyy moookly i nie mogębiegać po kałużkaaaach". Jasne. I co z nim zrobić ? Płaszcz do czyszczenia ? Eee, nie chce mi się go taszczyć, niech ćwiczy charakter  I szedł taki, sztywny jak cyborg, szeroko rozstawione nogi, bo mokro, krokiem robota, ręce szeroko, trochę jak Godzilla, lekko pociągając nosem, bo już, nie może po kałużkach... W sumie teraz mógł, już i tak był cały mokry 

Chlipy nie są moim ulubionym dźwiękiem, wychodzi na wierzch męska bezradność wobec łez. Łatwiej sobie poradzić z radosnym, niczym nie sprowokowanym buntem. Ale błysnęła, o dziwo, w mej głowie myśl o pogawędce dydaktyczno pocieszającej. Więc opowiadam jemu, kontrolując uwagę słuchacza, jak to za młodu porą roztopów wędrowałem trasą szkoła dom, i ujrzałem piękna ogromną kałużkę. Tak się do mnie śmiała, tak zapraszała, jak zalotna urocza panienka. Błąd, w tym wieku to żadna zachęta  Jak ogromna remiza pełna lśniących wozów strażackich. Ta alegoria bardziej przemawia do potomka na razie  Spojrzał w moją stronę, pociągnął nosem, chyba się lekko zaciekawił. Ciągnę więc. I z rozmachem, krokiem marszowym, z przychlupem, wdepnąłem w kałużę. I... Pauza krótka, teatralna, dla zbudowania nastroju... Na spodzie był czysty piękny mokry lód, i z impetem usiadłem w środku kałuży. Usta młodego drgnęły w grymasie uśmiechu. W oku błysk. Nie wiem, czy nadziei że tatko okaże się człowiekiem nie superbohaterem, czy szelmowsko ironiczny, kpiący. "I płakałeś ?". Dobrej odpowiedzi nie ma. Ego każe zaprzeczyć. Ale jak to zniesie jego psychika ? Nie ma c co ryzykować. Stanęło na kompromisowym trochę. Potem z zapałem i przejęciem opowiadał mamusi, że tatuś jak był malutki też trochę płakał. Chyba trafiłem 

Doszliśmy do domu, szybkie przebieranie i osuszanie, czemu woda na gorąca herbatę tak długo się gotuje ?

środa, 7 listopada 2012

Pędząc autostradą

Wracaliśmy sobie po dłuższym świątecznym weekendzie do domu, pogoda śliczna, słoneczko, ruch niezbyt duży, autostrada. Tak, kilka ich już u nas jest  W radiu muzyka dla uszy przyjemna, młody spokojnie obserwuje świat za oknem, najwspanialsza z żon zbyt intensywnie nie obserwuje wskaźnika km/h. Można rzec, sielanka, i jeszcze fotel wygodny. Więc suniemy dostojnie z prędkością oscylującą wokół dozwolonej. Co jakiś czas wyprzedzimy jakąś ciężarówkę, czy sznur wolniejszych, którym pewnie bardziej przeszkadza dźwięk silnika bądź zwiększony apetyt na paliwo.
Nagle potomek kwituje z "Volvo jest najszybsze. Wszystko wyprzedza". Z radością odkrywam w nim zaczątek mężczyzny. Do tej pory tylko powtarzał za najwspanialszą z żon "Nie za sibko, musisz jechać ostrożnie".
Ale nagle... W lusterku widzę nerwowe mruganie światłami, komuś testosteron uderzył do głowy, Zbliża się jak błyskawica. Młokos nie jestem już, nie będę się ścigał. Zjechałem, puściłem, niech sobie jedzie. I usłyszałem pełne rozczarowania "Ktoś wyprzedził Volvo". Przecież to niemożliwe ! Chyba następnym razem nie powściągnę pierwotnych instynktów. Ciekawe, co na to powie najwspanialsza z żon. Może zobaczy we mnie dzielnego samca ? Albo idiotę leczącego kompleksy i wciągającego w to niewinne dziecię 

wtorek, 6 listopada 2012

Nowe buty

Dostaliśmy polecenia, wracając do domu mieliśmy przymierzyć konkretnie wybrane buty, w określonym sklepie, i jak będą dobre - kupić. Trafiliśmy do sklepu, przymierzyliśmy, kupiliśmy nawet te co trzeba. Oczywiście, potomek po meczu postanowił w nich iść do domu. Ok, cieszy się, przy okazji będziemy mieli z głowy testy praktyczne. Wynik pozytywny, wygodne chyba, nie śliskie, nawet na górkę się wspięliśmy. Testy muszą być wszechstronne !

Wysiadamy z windy, i... Pierworodny stwierdził, że nowe buty musi wnieść do domku w pudełku. Oczywiście, negocjacje wykluczył z góry. Rozsiadł się w korytarzu, zdjął lekko już zakurzone, ślicznie równiutko ułożył w pudełku. Na nogach wylądowały stare. Nowe dumnie niósł w pudełku.

Tylko przechodząca sąsiadka dziwnie spoglądała. Może wątpi w moje zdolności pedagogiczne ?



poniedziałek, 5 listopada 2012

Żółwik

Bawiliście się kiedyś w żółwiki ?

Pierworodny zaordynował, że będziemy bawić się w żółwiki. Zaintrygowany uznałem, że może być ciekawie. Jest szansa poznać jakąś zabawę z przedszkola, bo ostatnio mało opowiada...
Więc wysunął krzesła na środek. Kazał się położyć i wsunąć pod krzesło. Zmiescilem się, trzymam linię  Okazało się, że tak żółwik wchodzi do skorupki.
Potem wyszliśmy ze skorupek i robiliśmy wyścigi, bo podobno żółwiki bardzo szybko biegają. Biegają to złe słowo. Pozycja, hmm... Z etapu pomiędzy przemieszczaniem się za pomocą obrotów plecki-brzuszek a pominiętym raczkowaniem. Jakby parodia czołgania się. Wiemy, o co chodzi. Tylko 3-latek i 36-latek w takiej pozycji w małym przedpokoju... Cóż, łamiemy schematy 
I powrót na odpoczynek do skorupek. Odpoczywając oglądał bajkę. Mi się udało zajrzeć do gazety.

Dobrze, że żółwiki biegają bez skorupek !

niedziela, 4 listopada 2012

W ZOO

Dawno temu byliśmy w zoo. Junior był już biegający (chodzić nadal nie potrafi), mówiący, kumaty. Biegał skakał przewracał się. Czasem coś w klatce go zaintrygowało. To małpka, to rybka, wykazywał zainteresowanie. Wybiórczo. Atrakcje były, trochę śmiechu, rozrywka zapewniona.

Nagle zobaczył słonia. Z bajek wiedział, że coś takiego istnieje. I że jest fajne. I na pół zoo rozległ się radosny okrzyk.

TRĄBUŚ !!!

I nawoływanie:
Trąbuś, cześć, oć przywitać się z Jasiem.

Trąbuś początkowo nie reagował szczególnie. Może duże ucho mu się zawinęło i nie słyszał dobrze ? Może małymi oczkami nie dostrzegł Jasia ? W każdym razie głos młodego zwiastował rozczarowanie, jakby się zaczynał łamać... Szczęśliwie trąbatego coś w naszej okolicy zaintrygowało, dostojnie, acz ochoczo, przytruptał w nasze pobliże, pomachał trąbą. To na pewno do Jasia na powitanie 
Słoń zadowolony, junior szczęśliwy, my uspokojeni.

A potem trzeba było wytłumaczyć, dlaczego nie można dotknąć Trąbusia...