Nie podejrzewałem, że tak banalny obowiązek domowy może być pretekstem do wyprawy .
Wyrzucanie śmieci. Zsyp na piętrze, 5 metrów do przejścia od drzwi. Góra 8.
Rzucam beztrosko "Idę wyrzucić śmieci" schylając się po worek. Niespodziewany odzew "Idę z Tooobą !". Ups, to jednak nie będą dwie beztroskie minuty samotności. "Gdzie mój śmieć ?". Cóż, jak na samodzielnego trzylatka przystało, nie zadowoli się pomocą w niesieniu. Na tą okoliczność czekają 2 samotne butelki po Coli czy mineralnej i pudełko po ryżu/soku/mleku/... Dzielnie dźwiga, dumnie. O, zapomniał kapci włożyć. Wielkie poszukiwanie, gdzież one mogą być... Znalazły się. Oczywiście nie w szafce, a pod stołem, za kanapą, koło wanny. Dziwnym trafem nagle od razu sobie przypomina, gdzie je posiał...
Wychodzimy. "Ja pierwszy !!!". Mam nadzieję, że tym razem też nie uda mu się trafić żeliwną klapą w czoło. Wrzuca swoje śmieci i macha tą klapą, żeby z łoskotem spadły. Wiem, u mnie to podpatrzył... Pomoc ? Nawet już takiej propozycji nie wysuwam. Spadły. Otwiera. "Tata, włóż swój śmieć". Nie mam wyjścia, uczy się pomagać. Może na starość poda mi szklankę wody Mój worek też głośno spada.
Wracamy ? To byłoby zbyt piękne
"Tata, zjedziemy na ósemę ?". W slangu oznacza to mniej więcej propozycję przejażdżki windą. Wolę jej nie odrzucać. Burzyć szczęście dziecka ? Latami budowaną więź i zaufanie ? Pasję odkrywcy i podróżnika ?
Więc wspinamy się schodami piętro wyżej. Stairways to heaven Tam trzeba, tzn. potomek musi, nacisnąć guziczek . Czekamy na windę. Jest. Z godnością i spokojem wkraczamy do niej. Młody wciska ulubiona ósemę. Ledwo dosięga, ale daje radę.
Czasami winda mu nie pasuje. Uzna, że jest np. brudną. Albo za ciemna. Wówczas wysyłamy ją w dół i czekamy na drugą. Dobrze, że są dwie.
Po chwili zjeżdżamy na upragnioną, swojską ósemę. Wracamy.
"Co wy tam tak długo robiliście ?"
Mamy swoje męskie sprawy...
Wyrzucanie śmieci. Zsyp na piętrze, 5 metrów do przejścia od drzwi. Góra 8.
Rzucam beztrosko "Idę wyrzucić śmieci" schylając się po worek. Niespodziewany odzew "Idę z Tooobą !". Ups, to jednak nie będą dwie beztroskie minuty samotności. "Gdzie mój śmieć ?". Cóż, jak na samodzielnego trzylatka przystało, nie zadowoli się pomocą w niesieniu. Na tą okoliczność czekają 2 samotne butelki po Coli czy mineralnej i pudełko po ryżu/soku/mleku/... Dzielnie dźwiga, dumnie. O, zapomniał kapci włożyć. Wielkie poszukiwanie, gdzież one mogą być... Znalazły się. Oczywiście nie w szafce, a pod stołem, za kanapą, koło wanny. Dziwnym trafem nagle od razu sobie przypomina, gdzie je posiał...
Wychodzimy. "Ja pierwszy !!!". Mam nadzieję, że tym razem też nie uda mu się trafić żeliwną klapą w czoło. Wrzuca swoje śmieci i macha tą klapą, żeby z łoskotem spadły. Wiem, u mnie to podpatrzył... Pomoc ? Nawet już takiej propozycji nie wysuwam. Spadły. Otwiera. "Tata, włóż swój śmieć". Nie mam wyjścia, uczy się pomagać. Może na starość poda mi szklankę wody Mój worek też głośno spada.
Wracamy ? To byłoby zbyt piękne
"Tata, zjedziemy na ósemę ?". W slangu oznacza to mniej więcej propozycję przejażdżki windą. Wolę jej nie odrzucać. Burzyć szczęście dziecka ? Latami budowaną więź i zaufanie ? Pasję odkrywcy i podróżnika ?
Więc wspinamy się schodami piętro wyżej. Stairways to heaven Tam trzeba, tzn. potomek musi, nacisnąć guziczek . Czekamy na windę. Jest. Z godnością i spokojem wkraczamy do niej. Młody wciska ulubiona ósemę. Ledwo dosięga, ale daje radę.
Czasami winda mu nie pasuje. Uzna, że jest np. brudną. Albo za ciemna. Wówczas wysyłamy ją w dół i czekamy na drugą. Dobrze, że są dwie.
Po chwili zjeżdżamy na upragnioną, swojską ósemę. Wracamy.
"Co wy tam tak długo robiliście ?"
Mamy swoje męskie sprawy...