sobota, 15 lutego 2014

Połowy

Siedzimy sobie w domu, nudzimy się, szukam w głowie pomysłu na zabawę.
Już nie wiem, czy to był pomysł mój czy Jaśka. Łowienie rybek. Nie jestem wędkarzem, ale możemy poudawać rejs kutrem po morzu, i łowienie powiedzmy dorszy. Po drodze może być sztorm, możemy spotkać rekina, opłynąć wyspę lodową... Ileż przygód !
Ale przejdźmy do rzeczy. Dotarliśmy do łowiska, pod nami prawdopodobnie ławica dorszy i śledzi. Z kanapy symulującej kuter widać ich błyszczące grzbiety wśród fal. Rybki wymyślił młody rybak. I podniósł kluczowy problem - skąd weźmiemy wędki ??? Dobrze, że nie chciał sieci rybackiej.
Musiałem szybko zanurzyć się w swoim skarbczyku. Sznurek wojskowy jest, zabezpieczony kawałek drutu jest - więc haczyk i żyłkę mamy ! Udało mi się go przekonać, że Wikingom to wystarczało, nie mieli kija i kołowrotka.
I w najlepsze przez dwie godziny łowiliśmy ryby, smażyliśmy, jedliśmy, łowiliśmy następne. A potem na obiad nie było wyjścia, trzeba było zrobić rybę :)

piątek, 14 lutego 2014

Broda

Broda. Golenie się. Codzienność większości facetów. Większość życia spędziłem raczej na gładko. Taki obowiązuje kanon estetyczny. Co jakiś czas dopada mnie leń, albo nowy pomysł na życie. Albo zimowa chęć zyskania nowej warstwy ciepłochronnej :) I utrzymuje kilkudniową szczecinę. Albo po prostu zapuszczam na 1-2 miesiące. Marzy mi się kiedyś długa broda Wikinga albo ZZ Top, ale cierpliwości nie starcza. Szanuję też gust małżonki ;)

Jasiek miał chyba 1,5 roku, akurat się goliłem. Dałem mu prawdziwą maszynkę elektryczną. Swoją starą, po usunięciu nożyków. Musiał mieć też włączoną. Stoję więc przed lustrem, golę się, jedną nogę oparłem o sedes. Patrzę w bok - Jasiunio też jeździ po buźce swoją maszynką. Nogę też zadarł na muszlę, prawie osiągając szpagat. Ledwo trzyma równowagę, ale twardo się goli :) A małżonka w tle zwijała się ze śmiechu :)

Ale Junior raczej woli, jak jestem na gładko ogolony. "Tata, musisz ogolić kłujaki, bo chcę się do Ciebie przytulić". Rozumiem go. Też nie przepadałem za dawaniem buziaka Dziadkowi, który miał bardzo twardy zarost i wąsik krótki, ostry.

I tu mam dylemat. Młody namawia mnie do ogolenia się na gładko. Mi brak cierpliwości do wyhodowania brody godnej Rudobrodego. Żona ostatnio woli mnie w kilkudniowym zaroście. Jak któregoś weekendu uruchomiłem żyletkę, Młody był zachwycony a Najmilejsza powiedziała, żebym szybko tej operacji nie powtarzał ;) Życie jest sztuką niepodejmowania decyzji, a wszystkich i tak sobą nie zachwycę :)

czwartek, 13 lutego 2014

Kruki Odyna

Wieczór. Usypianie. Dziecko nadal pełne energii tylko kombinuje, jakby przedłużyć czas niespania.
Jak był malutki... Tzn w okresie gdy już chodził, a jeszcze spał w dzidziusiowym łóżeczku ze szczebelkami. Pół godziny kombinował, jakby tu się wydostać i dać nogę. To była zabawa, istne zapasy pełne śmiechu, walki o wyjmowane szczebelki, choć wtedy poziom mojej frustracji bywał wysoki. Kiedyś, w chwili desperacji, powiedziałem mu, że musi już cichutko spać, bo niedaleko jest dinozaur.  W dodatku potupałem dyskretnie w ścianę, celem dostarczenia dowodu istnienia dinozaura. Chłopak mi się przejął. Chwilę mi zajęło przekonanie Go, że w łóżeczku jest bezpiecznie, bo dinozaur nie umie tam wejść. Właściwie to o to mi chodziło, żeby nie wychodził. Przed jakiś czas działało. W dodatku zasypiał trzymając mnie za rękę, bo tak chroni mnie przed dinozaurem.
"Kilka" lat później zaczęły się wieczorne spacery - pić, siusiu, jeść, buziak dla mamy, ... Dokonałem próby odświeżenia dinozaura. Szybko mnie usadził stwierdzeniem faktu, że dinozaury wyginęły. Wybił mi ostatni oręż z ręki...
I jak to mi, pojawił się w głowie szybki pomysł. Odyn ! Obserwuje, czy dzieci już śpią. I tym, które ładnie i szybko zasypiają, przysyła dobre sny. Oczywiście wrażliwiec przejął się faktem, że mógłby dostać zły sen. Jakoś to ogarnęliśmy i Młody zaczął myśleć. Zmusiło mnie to do stworzenia dość karkołomnej konstrukcji logiczno-mitologicznej. I oczywiście znacząco przedłużyło proces usypiania - punkt dla Niego.
- Tata, a skąd Odin wie, czy ja szybko zasnąłem ?
- Jest bardzo mądry i wie wszystko, co się dzieje w świecie. - próbowałem Go zbyć. Ciągle nie doceniam syna. 
- Ale przecież go tu nie ma i nie widzi mnie.
Chrześcijańskie pojęcie wszechobecności bożej jest jeszcze zbyt abstrakcyjne. Mitologia nordycka dostarcza prostsze wyjaśnienia. Poszurałem lekko nogą po podłodze.
- Tata, co to za dźwięk, kto to ?
- Jak to, nie wiesz ? Przecież to kruki Odyna !
- Jakie kruki ?
- Te co latają po całym świecie i mówią Mu, kto powinien dostać piękny sen.
- Acha, to już zasypiam...
Okazało się jednak, że nieopatrznie rozbudziłem Jego ciekawość... Zaatakował mnie serią pytań o kruki. Oczywiście szeptem, żeby kruki nie usłyszały...


środa, 12 lutego 2014

Samopoczucie

Całkiem niedawno Jaś oświadczył, że chciałby mieć do zabawy żółtą gumową kaczuszkę. Ok, drobiazg, czemu nie. Dostał, czasem się nią świetnie bawi, kolejny dowód, że banalne tradycyjne zabawki są ponadczasowe :)

Wieczór. Zasypiamy. Jesteśmy już na etapie półsnu. Tzn Jasiek jest, jak coś cichutko z telefonem pod poduszką sobie patrzę w necie. Błogi spokój, chwila tylko dla siebie. I nagle główka leżąca obok całkiem trzeźwo i głośno stwierdza
- Tatko, ja tak idiotycznie się czuję.
?! Nie wnikam, skąd On zna taki zwrot. Bardziej mnie intryguje powód.
- Kaczuszka mi coś popiskuje do uszka.
Nie udało mi się dłużej utrzymać powagi...

wtorek, 11 lutego 2014

Kanapki

Robimy kolację. Ot, z braku ciekawszego pomysłu po prostu kanapki. Ulubiony pasztet przygotowany, chleb ukrojony, masło stoi obok. Nagle jak Struś Pędziwiatr wpada do kuchni Junior z pełnym zapału i nadziei okrzykiem
- Mogę sam zrobić ?
Nie mam akurat jakiegoś szczególnego ciśnienia na tempo przygotowania posiłku, więc czemu nie ? Młody wykazuje pewien zapał do prac kuchennych, kotlety tłucze po mistrzowsku, niech się chłopak uczy. Przyda mu się w życiu.
Dostał do ręki nóż. Z gatunku tych, w których trudno określić, z której strony właściwie jest ostrze. Typowy obiadowiec, którym puree ziemniaczane można przekroić, z całym ziemniakiem już gorzej ;)
Myślę - jak zawsze rozbabra masło i nałoży trochę jak łyżeczką. Wychodzę z kuchni, niech sobie radzi. Kontrolnie co chwila jednak zerkamy, bo zawsze może zechcieć posmarować maslem kuchenkę. A ten - pełne skupienie na twarzy. Bierze kawałek masła nożem, zdejmuje na chlebie (!) i... ugniata, rozsmarowuje, odkrawa kawałki i kładzie na pusty kawałek kromki, wygładza starannie jak Babcia Marysia obrus. Dopóki warstwa masła nie osiągnie grubości jakichś 2 milimetrów. W porównaniu z dotychczasowymi 2 centymetrowymi wzgórzami przeciętymi labiryntem kotlin i wąwozów... Płaskowyż jest idealny.
Potem bierze się za pasztet. Tym razem sobie nie żałuje, zgodnie z zasadą, że w kanapce najważniejszy jest obkład. Grubo, w końcu zima wymaga kalorii. Znów wygładza, kanapka gładka jak pościel z magla.
Po robocie i zebraniu rodzicielskich wyrazów uznania, poszedł zjeść. Własnoręcznie zrobione zawsze najsmaczniejsze.
Zjadł. Westchnął. I poszedł robić nastepną. Przy trzeciej stwierdził, że więcej mu się w brzuszku nie zmieści.

Niestety, nie zaproponował, że nam też zrobi...

poniedziałek, 10 lutego 2014

Kółko i krzyżyk

Nauczył się grać. Mniej więcej.
Wcześnie. Dumni jesteśmy.
Więc gramy. Jeden raz. Drugi. Piąty. Dziesiąty.
Czasem Jaś przegrywa. Czasem. Niezbyt często. Nie można go zniechęcić. Ostatnio po każdej przegranej chował się pod krzesło.
Tylko my jeszcze nie do końca przywykliśmy do takiego trybu gry. Przełamujemy zachowania automatyczne. Hamujemy w ostatniej chwili długopis nad kartką, by nie zakończyć przedwcześnie gry własną wiktorią. Nie takie to proste, ciągle przeoczać oczywiste ruchy.
Cicho  podpowiadamy, mimochodem wskazujemy
- Tutaj postaw kółko, zablokujesz mnie / będziesz miał trzecie w rzędzie / ...
Główkujemy, jakby tu doprowadzić do remisu. Czasem się udaje. To chyba większa sztuka niż zwyciężyć. Albo staramy się tak grać, by wygrał, ale w ostatnim ruchu, po zaciętej walce.

Nie taka to prosta gra...

niedziela, 9 lutego 2014

Oddycha ? Nie oddycha ?

Od maleńkości Junior pochrapuje. Tak ma i już. Zimowy klimat suchego bloku z kaloryferem sprzyja temu zwyczajowi. Jak jest przeziębiony, nazywamy Go traktorkiem.
Ostatnio był trochę chory. Ot, potężny katar, glut do pasa. W nocy oddychał sobie spokojnie i miarowo, ale pod względem chrapania miałem wrażenie, że wziął gdyby przewód i podłączył się do ojcowego wzmacniacza i kolumn. Chrrrrap !
Człowiek duży się martwił. Nasłuchiwał. Co mocniejsze siąpnięcie nosem - leciałem sprawdzić, czy wszystko ok. Jak to przy chorym dziecku każdy nadwrażliwy rodzic. Oby tylko takie choroby nas spotkały, tfu tfu odpukać.
Nauczyliśmy się spać w rytm chorobowego pochrapywania. Trochę jak przy tykającym zegarze - nawet jak głośno tyka, idzie się przyzwyczaić do jego rytmu. Ale każde zaburzenie, zgrzyt, cisza, zmiana rytmu od razu człowieka wybudza, stawia do pionu, jak alarm przeciwlotniczy :)
Chrrrap !
A potem Młody zaczął zdrowieć. Spać cichutko, bezszelestnie. Leżę więc w łóżku i nasłuchuję, czy w ogóle oddycha. Kilka razy wstaję sprawdzić. W porządku, śpi jak noworodek, wracam do łóżka. Zanim się przestawię na normalny rytm, ze trzy razy się budzę w nocy i wsłuchuję w ciszę. Jak chrapnie czy pociągnie nosem też się budzimy.

I powoli zaczynam rozumieć opowieści starszych pokoleń o nocnym czuwaniu nad łóżeczkiem :)