Sobie idziemy we troje. Słońce, wiosna, trawnik się zieleni pod blokiem. Jakiś kwiatek na trawniku sterczy. Nie żeby coś szlachetnego - ot, zwykły trawnikowy. Ja się tam nie znam, wiem tylko, że ani to mlecz, ani stokrotka. Jasiek go zoczył, w te pędy bierze się za zrywanie. Najpiękniejsza w te pędy wybija mu ten pomysł z głowy. Nie do końca wiem, czy w związku z ochroną przyrody i estetyki otoczenia, czy dlatego że okoliczne psy sikają na kwiatki i zrywanie ich kłóci się z zasadami higieny. Faktem jest, że Młody odstąpił od czynności, nieśmiało się tłumacząc
- Ale Mamusiu, ja chciałem Tobie dać ten kwiatek...
Usłyszał więc radę na przyszłość
- Jasiu,, to bardzo miłe, jak chcesz mi dać kwiatek, to musisz wyjąć ze swojej skarbonki pieniążek i mi go kupić.
Ech, dziś wszystko się kupuje, gdzie podział się romantyzm i wyprawy po kwiaty na łąkę, pobliski klomb czy ogródki działkowe ;) Ale Młody się zasępił trochę. W końcu w skarbonce zbiera na Furby'ego, a nie na kwiatki. A z drugiej strony - Mama lubi dostawać kwiatki. Więc... Jak to rezolutny czterolatek, szybko znalazł rozwiązanie, żeby sprawić Mamusi przyjemność
- Tata, kupisz swojej żonie kwiatek ! Ucieszy się :)
Wilk syty, owca cała, to baca jak zwykle...