sobota, 26 kwietnia 2014

Kwiatek dla Mamusi

Sobie idziemy we troje. Słońce, wiosna, trawnik się zieleni pod blokiem. Jakiś kwiatek na trawniku sterczy. Nie żeby coś szlachetnego - ot, zwykły trawnikowy. Ja się tam nie znam, wiem tylko, że ani to mlecz, ani stokrotka. Jasiek go zoczył, w te pędy bierze się za zrywanie. Najpiękniejsza w te pędy wybija mu ten pomysł z głowy. Nie do końca wiem, czy w związku z ochroną przyrody i estetyki otoczenia, czy dlatego że okoliczne psy sikają na kwiatki i zrywanie ich kłóci się z zasadami higieny. Faktem jest, że Młody odstąpił od czynności, nieśmiało się tłumacząc
- Ale Mamusiu, ja chciałem Tobie dać ten kwiatek...
Usłyszał więc radę na przyszłość
- Jasiu,, to bardzo miłe,  jak chcesz mi dać kwiatek, to musisz wyjąć ze swojej skarbonki  pieniążek i mi go kupić.
Ech, dziś wszystko się kupuje, gdzie podział się romantyzm i wyprawy po kwiaty na łąkę, pobliski klomb czy ogródki działkowe ;) Ale Młody się zasępił trochę. W końcu w skarbonce zbiera na Furby'ego, a nie na kwiatki. A z drugiej strony - Mama lubi dostawać kwiatki. Więc... Jak to rezolutny czterolatek, szybko znalazł rozwiązanie, żeby sprawić Mamusi przyjemność
- Tata, kupisz swojej żonie kwiatek ! Ucieszy się :)

Wilk syty, owca cała, to baca jak zwykle...

piątek, 25 kwietnia 2014

Skarby z szafy

Co jakiś czas, bardzo rzadko zresztą, robimy porządki, czyli lekką selekcję w jaśkowych zabawkach. Zabawkach książeczkach czy ubraniach z których wyrósł. Wędrują  zazwyczaj do worka w szafie i tam kisną. Co jakiś czas są wydawane rodzinie i znajomym obsadzonych młodszymi dziećmi, na cele charytatywne itd itp. Lub trwają w szafie jako tzw pamiątki.
Szafa ma przeznaczenie ogólne, czyli poza tym są tam jakieś ubrania, buty narzędzia i co tam jeszcze z rozpędu wpadnie. Siłą rzeczy czasem ją otwieramy, coś z niej wyjmujemy. Nawet często. I czasami zdarzy się, że z głębi szafy, zza złożonego ładnie koca, zacznie wystawać worek zapomnianych skarbów. W którym kryje się autko, grzechotka, książeczka o Kasi i kotku czy ulubiona bluzka z dinozaurem. Czasami nawet sama wypadnie z szafy.
Takich momentów Jaś nigdy nie przegapi :)
- Czemu miś schował się w szafie ?
- O, moja ukochana książeczka o Tomku, musimy ją poczytać wieczorem !
- Moja koparka, tak dawno się nią nie bawiłem.
- Bluzka z dinozaurem ! Jutro pójdę w niej do przedszkola :)
I wyjmuje. Za naszą namową robi własną selekcję. Czyli w szafie z całego worka zostają 2 zabawki, ewentualnie sweterek, który już nawet przez głowę nie przejdzie.
Ba, przez kilka dni tak pilnuje swoich znalezisk, że nie ma mowy o ich schowaniu cichaczem.
Potem sami o nich zapominamy. Do następnych porządków...

czwartek, 24 kwietnia 2014

Biwak

Piknik pod namiotem w dużym pokoju. Pomysł w dechę. Zwłaszcza, że wybiłem mu z głowy rozkładanie namiotu plażowego :) Stworzyliśmy konstrukcję klasyczną, z krzeseł i koca. Zmieścili się tam pluszowi przyjaciele, śpiwór, On i ja. Trochę pogadaliśmy, trochę pośpiewaliśmy. W końcu zaczęliśmy wypatrywać niebezpieczeństw czających się w ogromnym lesie.
Wokół namiotu kręcił się wilk. Na szczęście zwierz ten nie przepada za ogniem, więc nasze ognisko przed namiotem załatwiło problem.
Potem skądś nadszedł żołnierz. Nie wiadomo skąd. Podobnie jak umundurowane i uzbrojone ludki na Ukrainie. Jasiek postanowił go odpędzić strzałami ze strzelby.Zaprotestowałem.
- Ale przecież żołnierze są fajni i nas bronią !
- Tato, ale  przecież ten to jest Niemiec !
Wyhodowałem więc kolejnego w rodzinie wyznawcę stereotypów i urazów historycznych ;)
I nagle
- Tata, a tam idzie mój praprapradziadek !
Więc pokazałem mu w albumie zdjęcie jego praprapra-, żeby zobaczył, jak przed laty wyglądał urzędnik n-tego stopnia lwowskiej izby skarbowej :)

środa, 23 kwietnia 2014

Baśnie polskie

Ostatnimi czasy postanowiłem zapoznać Jasia z legendami polskimi. Żeby coś wiedział nie tylko o śwince Peppie i ciuchciakach. Żeby miał pojęcie też o Bazyliszku Borucie i Lajkoniku. Również w ramach opowiadania mu bajek i wciągania w świat opowieści wyobraźni i baśni. Zamiast książeczek o strażakach i śmieciarkach.
Po wieczornej książeczce o betoniarce samolocie lub policjantach gasimy światło i rozmawiamy. Lub od kilku dni opowiadam mu baśń. Tak mu się to spodobało, że z nastaniem ciemności od razu rozlega się
- Opowiedz mi jakaś nową baśń !
Problemem zaczyna być ograniczony zasób znanych mi baśni... Chyba muszę poszukać, przypomnieć sobie kilka zapomnianych, mniej znanych, zgłębić na nowo to bogactwo. Z drugiej strony - nie mamy ich tak dużo, tych tradycyjnych,  rdzennie i typowo polskich, krążących w przestrzeni pamięci narodu.
Na start poszła klasyka. Mamy za sobą krwiożerczego smoka wawelskiego. Oczywiście Jasiek pochwalił dzielnego Dratewkę i przejął się, że smok chciał skrzywdzić Polskę ;) Chyba nawet przyjął wreszcie do wiadomości, że Wisła płynie nie tylko w Warszawie... Cóż, trzeba mu rozrzedzić warszawskie zadufanie w sobie.
Przerobiliśmy Lajkonika. Wesołego i kolorowego. Spodobał mu się. Przy okazji trochę mnie poniosło i opowiedziałem mu kilka słów o Tatarach, stepie szerokim i ich koczowiskach. Za to znając raczkujący jaśkowy szowinizm, zresztą zasiany mu przeze mnie, pominąłem wątek najazdu. Niech tam już będzie, tatarzy przyjechali do Krakowa z wizytą, z zaskoczenia, aż z radości hejnalista przerwał hejnał w pół nuty.
Na szczęście Wars i Sawa nie potrzebowali ingerencji w treść. Romantyczna miłość Syreny i rybaka nie wywołała jednak aż takiego zainteresowania jak smok.
I co dalej ? Przed nami Bazyliszek i Boruta. Przypomniał mi się Lech Czech i Rus. A potem ?
Szukam pomysłów !!!

wtorek, 22 kwietnia 2014

Niedziela Palmowa

Niedziela palmowa. W sumie fajne swięto, radosne, z oprawą kolorowych tradycyjnych palemek tworzy ogromne możliwości bycia atrakcją dla dzieciaków. Wiwatowanie, machanie palmami, kolory i śmiech. Idąc tym tropem wybraliśmy się do kościółka. Na mszę dla dzieci. I co ?
Krótka procesja przed kościołem, z palmami. Chaotyczna, ksiądz coś podśpiewywał, ot, tłumek idący bez ładu i składu przed siebie jak stado owiec.
Weszliśmy do kościoła. Tłum siedzi. Zwłaszcza starsze panie. Bez wnucząt. Pewnie pora mszy dla dzieci najlepiej im się wpisuje w rytm dnia. Albo doszły do wniosku, że zdziecinnienie starcze upoważnia je do udziału akurat w tym nabożeństwie. Stanęliśmy więc obok, Młody Chrześcijanin przycupnął na podstawie kolumny. Przynajmniej siedzi. Tylko jakaś staruszka spoglądała wzrokiem pt "Jak można dziecku na to pozwolić w kościele".
Msza jak msza. Raczej rzadko bywamy w kościele, więc dla Jaśka to jakaś nowość, atrakcja. Msza idzie swoim rytmem - kolejne czytania zgodnie z rytuałem, czekam cierpliwie na kazanie. Czytania jak to czytania, dla dziecka kompletnie nudne i niezrozumiałe. Pomiędzy nimi pieśni. Cóż... Wydawało mi się, że to msza dla dzieci. A dobór repertuaru tak bezpłciowy... Ani to piosenki dla dzieci lub choćby młodzieży, ani zestaw tradycyjny znany ogółowi wiernych. Równie mizerny jak tzw polska scena muzyczna oferowana w popularnych rozgłośniach radiowych. Nędza, Panie.
Młody wyjmuje z kieszeni maskotkę i zaczyna się bawić. Nie dziwię mu się, sam mam ochotę wyjąć telefon i sobie pograć ;) Starsza Pani zaczyna pokazywać nas koleżance szepcząc jej coś do ucha, pewnie o złym wychowaniu i karze boskiej...
Kazania w ogóle brak. Pewnie na rzecz procesji.
Jedyną atrakcją dla Młodego było cykliczne klękanie, obserwowanie koleżanki z przedszkola 5 ławek przed nami i delektowanie się rytuałem.
Nawet nie próbowałem mu tłumaczyć, że w kościółku bywa fajnie i Bozia jest ciekawa.
A podobno Salezjanie specjalizują się w wychowaniu młodzieży.

Czy to tak trudno zorganizować w tygodniu jedną mszę dla DZIECI ? Na której ksiądz w miarę możliwości skróci rytuał. Na której dzieci pomachają i powiwatują palemkami ? Na której będą piosenki o Bozi dzieciach barankach słońcu i radości z wiary i świata ? Na której zamiast kazania ksiądz porozmawia z dziećmi, wciągnie je w misterium, pożartuje, przedstawi dzieje biblijne w formie baśni. Na której dzieci będą przed ołtarzem, a nie siedzieć kątem na zabytku architektury albo kamiennej podłodze. Na której zapomną o maskotce w kieszeni. Albo pokażą maskotce fajne miejsce...
Bo jak inaczej przekonać, pokazać cztero latkowi, że fajnie jest zaprzyjaźnić się z Bozią ? I dziwią się potem, że duch w narodzie upada, że kościół pusty, i w ogóle ludzie daleko od Boga i moralności...

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Makieta krówki skończona

Skończyłem. Drzewko stoi, jabłka dojrzewają. Ba, kilka już leży wśród trawy. Nie powstrzymałem się nawet od zrobienia zbrązowień obić na spadkach :)

Teraz dojrzewam, żeby dać to Jaśkowi do zabawy. Na prawo krówki zaraz zechcą zjeść kwiatki. I jabłuszka. Już nawet mam plan, że jak jabłoneczka ulegnie złamaniu, to panikę pniak i makieta zmieni nazwę na "Krajobraz po burzy i uderzeniu pioruna w drzewo" :)

A na razie zabawka stoi na półce i służy do podziwiania ;)

niedziela, 20 kwietnia 2014

Drogi prezent

Idzie Wielkanoc. Idzie zajączek z prezentami. Do mnie nie przychodził. Nie było takiego zwyczaju w domu i już :)

Czasem na zakupach Jaś wypatrzy jakąś zabawkę, której zakup akurat nam nie leży. Albo brzydka, albo droga, albo bubel. Zresztą, nie za każdym razem trzeba mu coś kupić, uczy się czekać lub przyjmować odmowę. Albo mu tłumaczę, że coś jest bylejakie i znajdziemy *KIEDYŚ lepsze, albo, że za drogie. Z reguły rozumie. Argument "drogie" działał przy LEGO, którego niestety nie da się za często kupować, chociaż obaj je uwielbiamy. Nigdy nie było tupania z gatunku "ja chcę !!!", tu chyba mamy sukces wychowawczy i brak frustracji. Z jednej strony ma sporo zabawek, z drugiej - bawimy się z nim i nie ma braków w zaspokojeniu potrzeb. Udało mi się wszczepić dziecku zamiłowanie do nich :) Zresztą, nie było to trudne.

Robimy przed świętami mniej lub bardziej delikatny zwiad, o czym marzy. -- Klocki LEGO CITY !!!
Ok, zgodne z intencjami wychowawczymi :)
- Jasiu, a jaki zestaw byś chciał ? Jaki pojazd ?
Daliśmy mu wybór, czas do namysłu. Sami jesteśmy ciekawi, co wymyśli. Z zastrzeżeniem, że nie ma mowy o kolejnych wozach strażackich - tych mamy pod dostatkiem... Pomysły rzucał różne, różne zestawy widział w sklepach. Cysterna, policja, wyścigówka, TIR z lawetą. W pewnym momencie, bardzo nieśmiało,  cichutko, mówi
- Już wiem, co bym chciał... Ale to jest bardzo drogie... Betoniarkę...
W tym momencie uświadomiłem sobie, ile Młody już rozumie.  Że jest na tyle mądry, że rozumie, że nie może mieć wszystkiego. Marzy o różnych rzeczach, ale nie musi ich mieć. Dojrzały człowiek :)

Ostatecznie ciągle przewijało się hasło "karetka", więc w tą stronę poszliśmy. Czeka nas wybuch radości - i kilka godzin wspólnego składania. Damy radę ! Wspólnie :)