Wybraliśmy się na męski spacer po mieście. We dwóch, ostatnie dni wakacji. Trochę przed siebie przez miasto, trochę z określonym mgliście celem "placyk zabaw". W głowach nam majaczy Ogród Krasińskich z dłuugaśną i stromą zjeżdżalnią. Ale "po drodze", "w najbliższej okolicy" kusi mnie wciąż tworzone Muzeum Historii Żydów Polskich. Więc ciągnę tam młodego turystę. Po drodze pokazuję mu budynek "centrum policji" (wzbudziło zainteresowanie), rozwiewam wątpliwości czy dojdziemy do placyku, podziwiamy nisko przelatujące myśliwce pozostawiające za sobą biało-czerwone smugi dymy, chyba jakieś święto lotnictwa. Doszliśmy, bez zbyt głośnych jęków, że to daleko i nie zdążymy na placyk.
Oczywiście Junior na widok fajnego budynku zaproponował
- Tata, wchodzimy do środka ?
I super, że jest ciekawy świata, chce poznawać nowe. W sumie to mój spory sukces wychowawczy :) Ale najpierw miałem w planie obejrzenie budynku z zewnątrz. Zawszeć to kawałek ciekawej nowoczesnej architektury. Junior na szczęście przystał na taki plan. Tym bardziej, że fasada jest obłożona szklanymi płytami z ciekawym wzorem. I można w te płyty pukać palcami - wydają świetny dźwięk ! A pod nimi leżą kamyczki do kolekcji :)
Idziemy dalej. "Na przedpolu" widnieją małe strome górki. Pewnie element małej architektury.
- Tata, idę się wspinać !
- Dobra, a potem możesz się sturlać !
Ten pomysł tak go zachwycił, że o mały włos turlanie nie stało się celem wycieczki. Udało mi się go jednak namówić na dalszą wędrówkę. Wchodzimy do środka. Kontrola bezpieczeństwa. Prawie jak na lotnisku. Bramka, skaner do toreb itp. Plecak prześwietlony, my obaj sprawdzeni, Jasiek zachwycony, ja zdziwiony, że bramka nie wykryła całkiem dużego noża w mej kieszeni ;-) Nie wzbudziliśmy podejrzeń, ot - tata inteligent z dzieckiem na wycieczce...
Jeszcze po drodze plecak do szafki i idziemy. W sumie to jeszcze pusto, wystawa główna w przygotowaniu, na czasową o jakimś tam człowieku, czysto historyczną, nie będę ciągnął prawiepięciolatka. Ale za to wnętrze ! Czysta przestrzeń, czysty kształt, oparty na symbolice historyczno-tradycyjnej podanej w nowoczesnej formie. Wystają fragmenty przygotowywanej ekspozycji. Junior biega, próbuje wspinać się po cieniach, obaj zadowoleni. Można stać i cieszyć się po prostu kształtem przestrzeni. Delektować się nim. Właściwie na razie niewiele więcej jest udostępnione. A, przepraszam, jest jeszcze sklepik z pamiątkami, którego nie pozwolił mi ominąć. Łupem padła książka o złotej rybce i kafelek pod gorące garnki z motywem ludowym. No i jeszcze zakładka "z rybką" :) Niezbyt związane chyba z kulturą żydowską. Budżet domowy chyba to wytrzyma...
Po obejrzeniu wnętrza ruszyliśmy wreszcie na upragniony placyk zabaw z dłuuugą zjeżdżalnią.
Młody zadowolony, wszystko Mamie opowiedział po powrocie. Czyli czegoś się nauczył. Muszę tylko wyplenić z niego zalążki genetycznego antysemityzmu, ujawnione w trakcie opowiadania Najwspanielszej przygód z wycieczki
- Byliśmy w muzeum z Tatą ! Muzeum żydów - brzydów - ble...
A swoją drogą - ostatnio obserwuję, jak fajnie Junior zaczął bawić się językiem, słowami. Rymuje, uprawia radosne słowotwórstwo, z pełną świadomością tego co robi, i niesamowicie go to cieszy :)