piątek, 5 września 2014

Spacer z muzeum po drodze

Wybraliśmy się na męski spacer po mieście. We dwóch, ostatnie dni wakacji. Trochę przed siebie przez miasto, trochę z określonym mgliście celem "placyk zabaw". W głowach nam majaczy Ogród Krasińskich z dłuugaśną i stromą zjeżdżalnią. Ale "po drodze", "w najbliższej okolicy" kusi mnie wciąż tworzone Muzeum Historii Żydów Polskich. Więc ciągnę tam młodego turystę. Po drodze pokazuję mu budynek "centrum policji" (wzbudziło zainteresowanie), rozwiewam wątpliwości czy dojdziemy do placyku, podziwiamy nisko przelatujące myśliwce pozostawiające za sobą biało-czerwone smugi dymy, chyba jakieś święto lotnictwa. Doszliśmy, bez zbyt głośnych jęków, że to daleko i nie zdążymy na placyk.
Oczywiście Junior na widok fajnego budynku zaproponował
- Tata, wchodzimy do środka ?
I super, że jest ciekawy świata, chce poznawać nowe. W sumie to mój spory sukces wychowawczy :) Ale najpierw miałem w planie obejrzenie budynku z zewnątrz. Zawszeć to kawałek ciekawej nowoczesnej architektury. Junior na szczęście przystał na taki plan. Tym bardziej, że fasada jest obłożona szklanymi płytami z ciekawym wzorem. I można w te płyty pukać palcami - wydają świetny dźwięk ! A pod nimi leżą kamyczki do kolekcji :)
Idziemy dalej. "Na przedpolu" widnieją małe strome górki. Pewnie element małej architektury.
- Tata, idę się wspinać !
- Dobra, a potem możesz się sturlać !
Ten pomysł tak go zachwycił, że o mały włos turlanie nie stało się celem wycieczki. Udało mi się go jednak namówić na dalszą wędrówkę. Wchodzimy do środka. Kontrola bezpieczeństwa. Prawie jak na lotnisku. Bramka, skaner do toreb itp. Plecak prześwietlony, my obaj sprawdzeni, Jasiek zachwycony, ja zdziwiony, że bramka nie wykryła całkiem dużego noża w mej kieszeni ;-) Nie wzbudziliśmy podejrzeń, ot - tata inteligent z dzieckiem na wycieczce...
Jeszcze po drodze plecak do szafki i idziemy. W sumie to jeszcze pusto, wystawa główna w przygotowaniu, na czasową o jakimś tam człowieku, czysto historyczną, nie będę ciągnął prawiepięciolatka. Ale za to wnętrze ! Czysta przestrzeń, czysty kształt, oparty na symbolice historyczno-tradycyjnej podanej w nowoczesnej formie. Wystają fragmenty przygotowywanej ekspozycji. Junior biega, próbuje wspinać się po cieniach, obaj zadowoleni. Można stać i cieszyć się po prostu kształtem przestrzeni. Delektować się nim. Właściwie na razie niewiele więcej jest udostępnione. A, przepraszam, jest jeszcze sklepik z pamiątkami, którego nie pozwolił mi ominąć. Łupem padła książka o złotej rybce i kafelek pod gorące garnki z motywem ludowym. No i jeszcze zakładka "z rybką" :) Niezbyt związane chyba z kulturą żydowską. Budżet domowy chyba to wytrzyma...
Po obejrzeniu wnętrza ruszyliśmy wreszcie na upragniony placyk zabaw z dłuuugą zjeżdżalnią.

Młody zadowolony, wszystko Mamie opowiedział po powrocie. Czyli czegoś się nauczył. Muszę tylko wyplenić z niego zalążki genetycznego antysemityzmu, ujawnione w trakcie opowiadania Najwspanielszej przygód z wycieczki
- Byliśmy w muzeum z Tatą ! Muzeum żydów - brzydów - ble...

A swoją drogą - ostatnio obserwuję, jak fajnie Junior zaczął bawić się językiem, słowami. Rymuje, uprawia radosne słowotwórstwo, z pełną świadomością tego co robi, i niesamowicie go to cieszy :)

czwartek, 4 września 2014

List

Ostatnie dni wakacji, Junior z Najpiękniejszą jeszcze mają wolne. Ja już nie :(
Wracam sobie z pracy do domu. Zaglądam do skrzynki na listy. Coś jest, wyjmuję po kolei. Ulotka od pizzy, gazetka z Kauflanda. Jakaś koperta z czerwonym logo. Pewnie "list" od jakiegoś radnego albo zaproszenie na prezentację super antyalergicznych garnków. Już miałem odłożyć pakiet "korespondencji" na kupkę podobnej makulatury, gdy coś mi przestało pasować na kopercie. Koślawe  "T A T A" ? To może nie być spam. Otwieram... A to sobie wymyślili :) Znaczy, powoli zaczynamy naukę pisania. Z chyba niezłym wynikiem. Super sprawa, pierwszy list od syna. I to prawdziwy, a nie email. Chyba wypada mu odpisać ;)

W dodatku powiedział, że mam ten list zabrać ze sobą jak będę jechał w delegację :)

środa, 3 września 2014

Na basenie

Wakacje nie mogą się obyć bez pływania. I wizyty na basenie. Przynajmniej dla dzieci ;) W związku z tym, przy okazji, zaliczyliśmy dwa aquaparki. Potężny wrocławski i lokalny w Jarocinie. Przy okazji odwiedzin rodziny.
Młody oczywiście zachwycony, woda, ciepło, jakaś zjeżdżalnia, czego więcej dziecku potrzeba ?
Jednak w tym roku czuł lekki respekt przed wodą. W sumie to dobrze, trzeba uważać i wiedzieć, co można, a co niekoniecznie.
Rok temu pływał z nami jak szalony. Tzn holowaliśmy go po całym terenie, na plecach, na brzuchu. W tym... jakby mniej chciał się położyć, czuł się zagrożony nie mając gruntu pod nogami. Mimo wszystko dał się namówić na przepływ na zewnątrz, czy głębszą wodę.
Zjeżdżalnię też preferował brodzikową. Raz dał się namówić na zjazd ze mną z tzw familijnej, zrobił małego nurka pod wodę i stwierdził, że wystarczy tych atrakcji. Z drugiej strony - rok temu po zjeździe z niej byłem w stanie utrzymać go w górze nad powierzchnią po zjeździe. W tym... Jakby urósł i zrobił się cięższy ;)
Rwąca czy też leniwa rzeka też zmieniła wymiar zabawy. Kiedyś kładł się i ja go płynąłem. Teraz biegł po dnie. Fakt, już swobodnie wystaje głową nad powierzchnię :) Nadal bawiliśmy się nieźle w porwanych przez strumień.
Za to nauczył się nurkować. Zatyka nos i bach - kuca pod wodą. "Tata, pokażę Ci sztuczkę !". I na zmianę robiliśmy podwodne sztuczki :)

Chyba trzeba będzie zacząć chodzic na basen...

wtorek, 2 września 2014

Zbieramy znaczki

A raczej chyba będziemy zbierać :)

Matka moja wygrzebała z czeluści pawlacza resztki mojej kolekcji filatelistycznej. Czyli kilka klaserów. Dobra, biorę do siebie, ciekawe, co w nich jeszcze jest ;)
Tak jak myślałem, niewiele,za to sporo wspomnień. Miałem chyba z 8 lat, gdy Tata kupił mi klaser z kilkoma znaczkami. Jako zaczyn kolekcji. Temat podchwyciłem. Potem były wymiany z kolegami, abonament, uzupełnianie serii, okresowe kierunkowanie zbiorów... Przy okazji sporo o świecie się dowiedziałem z obrazków na znaczkach :) Ostatecznie wskutek potrzeb życiowych zrobiłem rozsprzedaż. Dzisiaj szkoda mi tylko ładnego zbioru GG, Freiestadt Danzig, terenów plebiscytowych itp... Trudno, może kiedyś Junior to odbuduje ?
Mój tata zbierał znaczki. Mój Teść zbierał znaczki. Ja zostałem znaczki. Jasiek też może spróbować ;)
A Junior... Dopadł klasery. I był zachwycony. Taka fascynacja od pierwszego wejrzenia. Kolorowe, ze zwierzętami, pociągami, rakietami...
- A ten pan to kto ?
- Towarzysz Lenin, Jasiu.
Nie zapytał na razie, kim on był.
- A co tu jest napisane ?
- A z jakiego kraju jest ten znaczek ?
- A co to za pieczątka ?
I w końcu...
- Ja też chciałbym mieć jakieś hobby...
Na razie stanęło na tym, że hobby to też zwiedzanie, modelarstwo, zbieranie autek czy czytanie książek. A ja wiem, że niedługo jakoś poukładam te znaczki i przekażę Młodemu Pokoleniu. Jako zaczyn kolekcji. I zabawy na kilkanaście przynajmniej lat.

Ot, historia rodzinna zatacza koło.

poniedziałek, 1 września 2014

Wśród osłów

Bałkany kojarzą mi się m. in. z osłami. Ciągnącym wózek pełen arbuzów przez górskie ścieżki. Wizja została kiedyś spotęgowana lekturą "Bohatera na ośle", chyba Bulatovicia, w tamtejszej mozaice kulturowej. Mniejsza z tym... Istotne, że postanowiłem rodzinie pokazać osła. Żywego, w scenerii adriatyckiego wybrzeża. Traf chciał, że niedaleko naszej kwatery wakacyjnej zlokalizowałem farmę margaracy, czyli osiołów. Więc, ruszamy.
Farma jak farma, kilkadziesiąt sztuk w zagrodzie, całkiem malutkich, w kwiecie wieku, i posiwiałych staruszków. Można głaskać, oglądać, nie spodziewałem się na przykład, że mają takie twarde uszy ;)
Od sympatycznego chorwackiego gospodarza Młody dostał miskę pełną ziaren kukurydzy. Dla osiołków :)
Na widok żółtej miski całe stado zbiegło się w róg zagrody. Oczywiście wydając z siebie dzikie, głośne porykiwania. A po chwili Synuś wezwał mnie na ratunek
- Tatuś, one mi zabrały miskę !!!!
Faktycznie, siłę w zębach mają :) Wyrywają miskę bez problemu. W związku z tym poczęstunek kontynuowaliśmy źdźbłami trawy :)

I tak Junior dowiedzial się, jak wygląda osioł. Podobało się. Osłom chyba też ;-)

niedziela, 31 sierpnia 2014

Trawa

Gdy Jaś był malutki...
Miał wtedy jakieś 8-9 miesięcy. Jeszcze nie chodził. Co nie znaczy, że nie przemieszczał się z prędkością błyskawicy ;) Czuł jednak pewną awersję do trawy. Próby postawienia go na zielonej trawce kończyły się wysoko podkurczonymi nóżkami i grymasem...
Byliśmy w wakacje na "agroturystyce" u rodziny. Domek, ogródek. Trawnik, kocyk dość duży. Na kocyku Jaś bawił się w najlepsze. Nagle... Jedna nóżka, właściwie goła stópka, dotknęła trawy. Chwila konsternacji, namysłu. Ratunku, trawa mnie dotyka !!! Może mnie ugryźć !!! Pędem na środek kocyka !!! Uff, uratowana...
I tak co kilka minut w ferworze zabawy noga zaczynała wystawać poza bezpieczny materiał w świat dzikiej przyrody. Po czym następował szybki odwrót taktyczny na z góry ustalone pozycje.

Myślałem sobie: prawdziwy mieszczuch...