sobota, 24 sierpnia 2013

Most

Nigdy nie wiadomo, co i dlaczego takiemu człowieczkowi utkwi w głowie. I jaki efekt przyniosą próby zainteresowania go czymś.

Lubi maszyny budowlane, pewnie jak większość chłopców w tym wieku. Więc koniecznie trzeba mu pokazać pobliski most zwodzony ! Sam chciałem go zobaczyć w akcji :) Dojechaliśmy, czekamy na rozpoczęcie spektaklu. Szlaban się zamknął, machina ruszyła powoli, ospale... Ja patrzę jak oczarowany, 40 ton staje dęba. Nawet na Najwspanialszej, której zamiłowanie do techniki zwykle kończy się na ocenie estetyki lakieru, jest pod wrażeniem. A Młody mimo powatarzanego w kółko "Patrz synuś, toż to cud prawdziwy" ni to zerka na most, ni to na wodę obok, ni to na skrzeczące w górze mewy, i rzuca "Może już pójdziemy na placyk z dmuchanymi zjeżdżalniami ?". Na szczęście placyk był po drugiej stronie wody, zrozumiał. Myślę trudno, może to jeszcze nie ten wiek...

Po powrocie, jak to się mówi, na kwaterę, bawił się z kolegą na podwórku samochodzikami. Jadą. Nagle Jasiek mój krzyczy "Stop. Szlaban !". Bawią się we wjazd na parking ? Nie. Podnosi ręce do góry tłumacząc koledze "Ulica podnosi się do góry. O tak ! A teraz spada, jedziemy dalej".

Czyli jednak most zrobił na nim wrażenie :)

piątek, 23 sierpnia 2013

Temperatura otoczenia

W zamierzchłych czasach, gdy latorośl nie była jeszcze nawet Borsuczkiem ani Myszem. Tzn. około 4 doby samodzielnego życia, nastąpiło Jego uroczyste przybycie do domu.
Jak odpowiedzialny ojciec postanowiłem przygotować dom. Po lekturze pierdyliona książek i na podstawie tzw. wiedzy ogólnej o życiu wiedziałem, że dziecko nie może zmarznąć, musi być ciepło wokół. Był chłodny listopad. W związku z tym dbałem, by Najdroższa nie robiła przeciągów, i zadbałem o regulację kaloryferów. Tzn. przekręciłem pokrętło do oporu. Walczyłem z pokusą, by wziąć klucz i jeszcze odrobinę przekręcić.

Najdroższa wraz ze świeżo upieczonymi Babciami coś marudziły, że za gorąco, że za mocno grzeją. Po dwóch dniach zorientowały się, że kaloryfer ma pokrętło, i przekręciły je w drugą stronę. Też do końca.

Po powrocie z pracy zastałem wyziębiony, lodowaty dom. Zastanawiałem się, czy zdejmować kurtkę. Pobiegłem do łóżeczka sprawdzić, czy Pierworodny nie wpadł w stan hibernacji.

Sprawdziłem termometr. Słupek spadł z liczby 30 na jakieś 23. Jeszcze wietrzyły, w listopadzie !

Mnie czekała pogadanka rodzinna o warunkach środowiskowych odpowiednich dla człowieka młodszego niż tydzień i przypominająca casus Rozalki, która spędziła trzy zdrowaśki w piecu chlebowym.

Trudno, kobiety wiedzą lepiej, muszę pogodzić się z faktem, że własny syn będzie wychowywany jak jakiś Eskimos....

czwartek, 22 sierpnia 2013

Bujaki

Zmorą każdego rodzice są tzw. bujaki - auta, samoloty, konie, helikoptery, statki, do których pociecha wsiada, rodzic wsuwa w otworek 2 PLN, i dzieciak kilka minut jest bujany ruchem posuwisto-zwrotnym.
Pierwszym problemem jest zazwyczaj zdobycie dwuzłotówki. Na ogół w portfelu brak dwukolorowej monety, w pobliskich sklepikach też z reguły jest towarem deficytowym. A prawie czterolatek ledwie zaczyna rozumieć, że inny pieniążek nie pasuje, i foch gotowy.
W ogóle to nie bardzo rozumiem fascynację kilkulatków bujakami. Junior idzie w zaparte i nie chce mi wyjaśnić, o co kaman...  Pamietam jednak, że gdy tata brał mnie do dziecięcego fryzjera, to gwoździem programu wyprawy była chwila na bujaku w kształcie kowbojskiego wierzchowca. Tylko inny pieniążek go napędzał. Konia, nie tatę.
Po trafieniu monetą w otwór wrzutowy chwila zabawy, dziecięcej ekstazy i... Koniec. Próba namówienia na kolejną rundę. W przypadkach ekstremalnych odrywanie dziecka siłą od cugli, kierownicy, steru...
A nasz chyba zrozumiał problemy z zaopatrzeniem w dwójaki. Odpuścił. Tzn. spuścił z tonu. I rzucił propozycję
- Chodźmy na autko, ale tak bez pieniążka !
Dobra, bawił się doskonale. Wsiadał, wysiadał, kręcił kierownicą, tankował, sprawdzał coś pod maską, z 10 minut mu się zeszło. Zabawa bez pieniążka weszła nam w krew.
Sęk w tym, że na 300 metrach deptaka stało kilkanaście bujaków. Razy 10 minut na sztukę...

środa, 21 sierpnia 2013

Latarnia

Zgodnie z planem zaszczepienia potomstwu pasji turystycznej, nie omieszkałem zaciągnąć go do latarni morskiej. Nawet dwie zaliczylismy. Dużo krętych schodów to coś, co uwielbia ! Nasza Bogini została na dole wygrzewając się w słońcu jak kocica  Dość sprawnie wspięliśmy się na górę, wzbudzając zdziwienie urlopowiczów. Po drodze oczywiście usiłowałem wyjaśnić mu przeznaczenie i zasadę działania latarni. Rys historyczny pozostawiłem na przyszły rok 
Tak więc dotarliśmy na platformę widokową. Widok jak to nad morzem, płasko, plaża, morze po horyzont, chyba nie zrobił na nim wrażenia, mimo moich wysiłków i próby wypatrzenia Wikingów.
Kiedyś muszę z latarni spojrzeć inaczej. Zignorować morze, przyjrzeć się linii brzegowej, ukształtowaniu terenu i układowi wioseczek z drugiej strony. Na pewno ciekawsze to niż monotonia wody i unoszących się nad nią mew. Przemóc atawizm...
Młody już podjął próbę przełamania standardów.
Rzut oka ku podstawie wieży - O, mama tam siedzi !
Rzut oka w drugą stronę - Tata, widzę nasze Volvo !
Trzeci rzut oka... - Tatko, tam jest wesołe miasteczko !!! Musimy tam biec szybko !!!
I pędem rzucił się ku wyjściu. Dobrze, że jeszcze nie odkrył zjeżdżania po poręczy...

wtorek, 20 sierpnia 2013

Przy kutrach

Ot, spacer plażą, nic szczególnego. Na plaży baza rybacka, kilka kutrów. Wybiliśmy mu z głowy pomysł wejścia na kuter. Zakaz zakazem, ale jakby nabrał zapachu, to jakaś mewa mogłaby pomylić go z ulubionym dorszem 
Ale liny były przycumowane grubymi metalami linami, wijącymi się w piasku plaży. Kusiły. Sam się nie powstrzymałem i musiałem stanąć na jednej. Auć ! Kłuje ! Rana kłuta, na pewno głęboka i krwawa, odruchowo wsunąłem stopę głęboko w piach unikając widoku fontanny krwi.
- Jasiu, uwa....!!!
Już siedzi na piachu i ryczy, przesunął stopą po tym samym sterczącym drucie. Powtórzył mój manewr z chowaniem stóp w piasek. Ładnie na pewno głęboko rozciął... Piach trochę zatamuje krew, ale trzeba obmyć, opatrzyć i pewnie na szycie obaj. apteczka została tym razem w domu. Cholera gdzie jest ratownik ?! Dobra, muszę się zebrać w garść. Najpiękniejsza pędzi ku nam, już jej krzyknąłem, że synuś rozharatał stopę. Własne rany na razie pominąłem, dawkując emocje. Boli. Najwyżej potnę koszulkę na bandaż. Nie ma na co czekać.
- Jasiu, pokaż nogę.
Przez łzy wyjmuje z piasku, oglądam, cała.
- Ta cię boli ?
- Nie, druga.
Widać, że wyrośnie z niego prawdziwy mężczyzna.
- Pokaż drugą.
- Tylko nie zakładaj mi plasteerka !
Powoli wyjmuje. Spodziewam się brzydkiej rany. Czuję, że blednę. Nie wiem, czy to strach o pierworodnego, czy upływ krwi... Szybciej. Wyjął. Nic czerwonego nie kapie, piasek czysty. Cud nad Bałtykiem ? Oglądam uważnie resztką sił. Cała ?! Nie... Widać delikatne, zaróżowione podrapanie naskórka. Ten to ma szczęście.
Czas na mnie. Powoli wysuwam stopę z piasku. Od razu tą bolącą. Piasek znowu czysty, ale przecież krew mogła wsiąknąć głębiej, zostać na dnie. Uważne oględziny, gdzie ta rana ?! Też fałszywy alarm ?! O, jest kropeczka, to chyba ta straszliwa rana.

Żona oceniwszy nasz stan zabroniła się tak straszyć. A junior jako kontuzjowany postanowił kilka kilometrów plaży do domu przebyć w pozycji "nabaranie". Kontuzja mu przeszła na widok wypożyczalni rowero-gokartów...

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Pocztówka z wakacji

Wczasy, próba wdrożenia tradycyjnych czynności urlopowych, trochę już staromodnych. Bo kto dzisiaj wysyła jeszcze pocztówki z wakacji, w czasach maili i smsów ? W każdym razie nabyliśmy, napisaliśmy, i wysłaliśmy. Tradycyjnie wysłaliśmy po powrocie ze względu na tradycyjne kłopoty miejscowości wczasowych z zaopatrzeniem w znaczki pocztowe 
Przekazując Młodemu tradycję wysyłania pozdrowień zasięgnęliśmy u Niego rady, do kogo powinniśmy wysłać kartkę. Oczywiście, że do Oli  A z jakim obrazkiem ? Ograniczyliśmy mu wybór do kartki z foczką, plażą i latarnią morską. I tak zaczął negocjować  Miał swoją koncepcję...
- A nie mamy kartki z wesołym miasteczkiem ?
Szczęśliwie nie mieliśmy. Ale ten pomysł byłem jeszcze w stanie zrozumieć... Jednak rozległo się nieśmiałe
- To może chociaż z supermarketem ?

O żesz Ty... Konsument jeden...
Zgłosiłem veto. Stanęło na foczce.