sobota, 3 maja 2014

Zamknięte okno

Życie w mieście powoduje konieczność dokonywania trudnych wyborów. Zwłaszcza w lecie, z oknem na wschód, na otwartą przestrzeń. Pod którym jeżdżą tramwaje. Pod którym jest zajezdnia tramwajowa.
Więc... Słońce wschodzi raniutko. Mnie budzi. Pierwszy jasny promyk. Najgrubsze rolety czy zasłony niewiele pomagają. Nigdy się nie spodziewałem, że prawie codziennie będę podziwiał wschód słońca nad kawą...
Tramwaje robią hałas. Zwłaszcza gdy stadami jadą wieczorem do zajezdni. Lub ją opuszczają o 5 rano.
Poza tym od okna ciągnie zimnem. Zwłaszcza od otworzonego. Dlamnie otworzone oznacza również uchylone czy tzw. rozszczelnione ;) I tłumaczę to Najodporniejszej, Najbardziej Polarnej, że zimno, że się przeziębię, że korzonki, że budzi mnie szczękanie własnych zębów. A Ona swoje, że duszno, pot i smród. Ech ;) Nie wygram.

Za to w tym wszędzie Syn wrodził się w Ojca. Ostatnio usypiamy się, temperatura zakrawa o anomalię klimatyczną, sam zostawiłem uchylone okno. I słyszę z łóżeczka
- Tatuś, zamknij okno.
Zgrywam twardziela:
- Po co ? Przecież jest ciepło, tak przyjemniej się śpi... - ale chyba nie jestem przekonujący
- Tata. tramwaje robię hałas. I zimno leci !

Nasza Domowa Eskimoska załamała się. Z jednym miała szansę wygrać, ale z dwoma ?!

piątek, 2 maja 2014

Pani Doktor

Choróbsko i gorączka dopadły Jaśka w piątek wieczorem. Ibu ... poszedł w ruch, schłodził czoło, bo zaczynało parzyć. Jak zwykle ponad 39. Boli główka i wszystko. Tym razem, nauczony doświadczeniem, wiedział już w czym rzecz. Poprzednim razem, jak miał dreszcze, był silnie przestraszony, płaczliwie
- Rodzice, źle się czuję, nie wiem co mi jest...
Zniósł więc dzielnie temat jak na małego mężczyznę.
Jak na naszą służbę zdrowia przystało, jedynym wyjściem było zamówienie prywatnej wizyty. Nie da się w takiej sytuacji przeczekać weekendu, czy iść na tzw ostry dyżur czy nie wiadomo do kogo szukać dyżurnej przychodni. Na szczęście mamy "awaryjną" sprawdzoną już Panią Doktor.
Wypada Jaśka uprzedzić, żeby szoku nie było. Poprzedniej wizyty pewnie nie pamięta, bardzo dawno nie mieliśmy potrzeby weekendowego wsparcia pediatrycznego.
- Jachu, jutro rano przyjdzie do Ciebie Pani Doktor.
- Jaka ? Ta z jedynki ?
Zapamiętał, że "jego" p. doktor siedzi w gabinecie nr 1.
- Nie, z dwójeczki - rzuciłem trochę na odczepnego, i to był mój błąd... Zaczęło się nieszczeście.
- Ja nie chcęęę. Będzie bolało...
- ??? Na pewno nie.
- Ale Tato ! Przecież kiedyś, dawno temu, jak byłem w dwójeczce, na rączce - patrz, o tutaj na rączce - usiadł mi motylek i mocno ukłuł, ja nie chcę motylka !
Rany... W "dwójeczce" jest laboratorium i z rok temu był na pobraniu krwi. Jakim cudem on to pamięta ? Sam mu tą dwójeczkę podpowiedziałem... Każde słowo może być wykorzystane przeciwko Tobie ;)
Cóż, zacząłem plątać w zeznaniach, motać i mataczyć, jakimś cudem go uspokoiłem.

Rano sobie przysnął, Pani Doktor przyszła wcześnie, musiała uczestniczyć w rytuale budzenia.
- Może być nerwowo - stwierdziła
Ale Jasiek stanął na wysokości zadania :) Do tego stopnia, że w wyrazie sympatii dla Pani Doktor przedstawił Jej swojego pluszowego chomiczka.
I temat motylka uznał za nieaktualny :)

czwartek, 1 maja 2014

Skarpetki

Poranek. Najtroskliwsza szykuje Jemu ubranko, podaje jakieś skarpetki żeby włożył. On protestuje
- Te nie, są przecież już za małe !
Ja pewnie bym dla świętego spokoju i z pośpiechu wyjął inne. Ewentualnie w przypływie zapału wychowawczego kazał włożyć i już. A Najtroskliwsza zaczęła Go przekonywać.
- Spróbuj, może jednak będą dobre ?
Ma siłę perswazji, włożył. Spojrzał ze zdziwieniem na swoje stopy
- Miałaś rację. Wyciągnąłem zbyt pochopne wnioski...

środa, 30 kwietnia 2014

Na poczcie

Co jakiś czas coś sobie kupię przez internet. Ot, drobne przyjemności dużego chłopca. Czasem coś zamówię dla Juniora, czasem i dla Najpiękniejszej :)
W związku z tym co jakiś czas bywamy na poczcie odebrać przesyłkę. Jasiek swoim wrodzonym urokiem (to chyba na po Najpiękniejszej) zaskarbił sobie sympatię pań na poczcie. Przynajmniej tej milszej zmiany, bo druga jest z natury skwaszona, niektórzy tak mają.
Więc, Jasiek widzi w skrzynce awizo
- Tata, idziemy na pocztę !!!
Tu następuje trudna chwila, słyszę pełne nadziei
- Może to coś dla mnie ? A może dźwig ?
Cóż... Czasem i dla Niego jest paczka. A dźwig kiedyś w końcu zamówię :)

Wchodzimy. Niemiłe panie na nasz widok mają minę pt. tu się pracuje, tu jest urząd a nie plac zabaw. Miłe panie na nasz widok wyjmują z szuflady herbatniki pierniczki i ciasteczka. Czasem nawet dostaniemy przesyłkę bez kolejki. Torpeduje to moje wysiłki zmierzające Ku uczeni mu cierpliwości i czekania w kolejca. A co za tym idzie, pokory i dystansu wobec mniej miłych aspektów życia i radzenia sobie z nudą, nieraz nieuniknioną bezczynnością.

A najważniejsze - może podpisać formularz pokwitowania odbioru. W rubryce uwagi ;) Dotychczas robił tzw zygzak. A niedawno... Pojawiły się kulfony. W miarę wyraźnie układając się w J A Ś. Koniecznie z kreseczką nad ostatnim kulfonem
- Tata, podpisałem, patrz J A Ś ! Z kreseczką nad S !

Jeszcze rok i nie będę mógł mu wmawiać, że na drzwiach pizzerii jest napisane ZAMKNIĘTE.

A swoją droga, zacząłem się zastanawiać nad rolą Poczty Polskiej w nauce czytania i pisania :)

wtorek, 29 kwietnia 2014

Poopiekuj się mną

Sobota. Młody chory. Jak co jakiś czas. Jakieś mikrozwierzę zaatakowało gardło, standard: antybiotyk, tydzień L4, mała fortuna w aptece. Życie.
Siedzimy sami akurat w domu, późne popołudnie, gorączka atakuje, Jasiek się pokłada.
-Tata, poopiekuj się mną...
- Jak ?
- Usiądź koło mnie. Przytul mnie. Czekaj, Twoje kłujaki niech się mną nie opiekują.
Po chwili znowu
- Tata, będziesz się mną opiekował ?
- A jak mam to robić ?
- No, masz robić wszyscy na co będę miał życzenie.
Po czym nastąpiła seria życzeń. Podaj soczek, herbatę, wodę... Po kilku minutach miał koło siebie 6 kubków z piciem. Upadła mu na podłogę książeczka Misiunia poduszka...
Prawdziwy chory mężczyzna. Zacząłem się zastanawiać, czy może trzy Zdrowaśki w piecu szybciej go uzdrowią niż antybiotyk ? Na szczęście zasnął zmęczony chorobą.


poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Koszyczek wielkanocny

Święconka. W koszyczku tradycyjnie pisanki, kawałek chleba, kiełbasy, ciasta, sól i pieprz, o chrzanie zapomnieliśmy. Kursu Młodego. Bacznie pilnujemy, żeby nie podjadał.
Cóż. W kościele, tuż po święceniu straaaasznie zgłodniał. Chaps - i wsuwa kromala. Był szybszy. I wędruje przez kościół zajadając się suchym chlebem, oglądając Grób Pański. Cóż, właściwie czemu nie :)
Droga do domu przebiegła w klimacie obrony koszyczka przed głodomorem. Ciężko było, ale daliśmy radę. Najciekawsze, że obiektem największych pragnień nie był ogromny czekoladowy zając, a maślany baranek.
I nadeszła wielka chwila, śniadanie wielkanocne, gdy wreszcie można legalnie dopaść skarby z koszyka. Wyperswadowaliśmy mu odgryzanie barankowi głowy. Za rok trzeba i baranka z cukru zorganizować. Grzecznie smaruje chleb maslem. I nagle chaps... Baranek nie ma bukszpanowego ogona. Chyba mu nie zaszkodzi... Jednak za chwilę zaczyna się Jaśkowi strasznie chcieć pić. Chłepcze jak smok wawelski wodę z Wisły. Pęknie czy nie ? W sumie to nie mam pojęcia, jak smakuje bukszpan, może jest pikantny ?
Najbardziej spostrzegawcza z żon szybko wyjaśnia sprawę. Baranek prócz ogona stracił oko. Z ziarnka pieprzu. Wszystko jasne :)

Potem wszystko już się toczyło utartym rytmem. W tym roku nadal nie udało mu się wygrać w konkursie na ilość zjedzonych jajek. Ale wiem, że kiedyś będę musiał oddać mu palmę pierwszeństwa.

niedziela, 27 kwietnia 2014

Święta na czworakach

Wielkanoc. Prezent od Zajączka. Klocki LEGO, upolowany hiperzestaw w cenie... No, nie najniższej, ale zbliżonej do ceny dużego pojazdu. A tu i karetka, i helikopter, i jeszcze szpital :) W związku z czym spędziłem prawie dwa dni na podłodze. Najpierw budowaliśmy. Potem się bawiliśmy. Wstanie choćby na kawałek mazurka było w biegu.
- Jedz szybciej, Tata, bo się bawimy, jedziemy pomóc chorym !
Jak już  wynegocjowałem krótką przerwę, zaraz musiałem mu pomóc wyjąć ratowniczkę z karetki, przyczepić nosze do rąk lekarza, czy przyczepić odpadnięte śmigło helikoptera. Zabawa super, ale czasem warto wyprostować stare kości.
W końcu, zdeterminowany, wyjąłem ze swojej szafy pięknej skarbów lupę. Może na  5 minut nią się zajmie i da mi odetchnąć, wyprostować się.
- Tata, będziesz pomocnikiem detektywa ! Widzisz na podłodze ślady pieska Emily ?Musimy go znaleźć, chodź, szybko.
Płonne nadzieje. Zyskałem tyle, że zamiast siedzieć w jednym miejscu na podłodze łaziliśmy na czworakach po całym mieszkaniu...