Życie w mieście powoduje konieczność dokonywania trudnych wyborów. Zwłaszcza w lecie, z oknem na wschód, na otwartą przestrzeń. Pod którym jeżdżą tramwaje. Pod którym jest zajezdnia tramwajowa.
Więc... Słońce wschodzi raniutko. Mnie budzi. Pierwszy jasny promyk. Najgrubsze rolety czy zasłony niewiele pomagają. Nigdy się nie spodziewałem, że prawie codziennie będę podziwiał wschód słońca nad kawą...
Tramwaje robią hałas. Zwłaszcza gdy stadami jadą wieczorem do zajezdni. Lub ją opuszczają o 5 rano.
Poza tym od okna ciągnie zimnem. Zwłaszcza od otworzonego. Dlamnie otworzone oznacza również uchylone czy tzw. rozszczelnione ;) I tłumaczę to Najodporniejszej, Najbardziej Polarnej, że zimno, że się przeziębię, że korzonki, że budzi mnie szczękanie własnych zębów. A Ona swoje, że duszno, pot i smród. Ech ;) Nie wygram.
Za to w tym wszędzie Syn wrodził się w Ojca. Ostatnio usypiamy się, temperatura zakrawa o anomalię klimatyczną, sam zostawiłem uchylone okno. I słyszę z łóżeczka
- Tatuś, zamknij okno.
Zgrywam twardziela:
- Po co ? Przecież jest ciepło, tak przyjemniej się śpi... - ale chyba nie jestem przekonujący
- Tata. tramwaje robię hałas. I zimno leci !
Nasza Domowa Eskimoska załamała się. Z jednym miała szansę wygrać, ale z dwoma ?!