wtorek, 29 lipca 2014

Palce w drzwiach

Wypadki chodzą po ludziach. Szczególnie tych niewielkich.
Najdroższa wracała z pracy, my byliśmy już obaj w domu, domofon zrobił pikpikpik. Zgodnie z przyjętym zwyczajem zawsze po Nią wychodzimy pod windę - a to przywitać, a to pomóc dźwigać siatkę, a to wyskoczyć zza węgła z dzikim okrzykiem.
- Jasiek, idziesz po mamusię ?
- Nie, muszę w grze skończyć etap...
Ok, idę sam. Jestem w korytarzu i słyszę dźwięki. Znaczy, Młody zdecydował się jednak wyjść. Otwiera drzwi, wychodzi, czuję silny powiew. Znaczy, przeciąg zrobił. Drzwi łup, Jasieczek w krzyk
- Aauuaaaaaaaaaa !!!!!!
Cholera. Stoi. Krwi brak. Dłoń. Palce nie wiszą bezładnie. Jest źle, ale nie drastycznie. Działać szybko, bez potrzeby reanimacji. Kasia wbiega zdezorientowana i przerażona, Ciocia tuli, ja nurkuję w lodówce po zimny okład. Po dłuugiej chwili sytuacja opanowana, ale specjalnie dotknąć się nie pozwala, boli, puchną palce.... Złamane ? Zmiażdżone ? Stłuczone ? Kość nie wystaje. Młody chyba trochę spanikował, niczego konkretnego nie dowiemy się od niego. Szpital i prześwietlenie ? Kość nie wystaje. Opuchlizna nie nabiera kolorów. Ba, nawet można mu trochę zgiąć palce  bez dużych protestów. Poczekamy. Zimny okład, altacet.
Oczywiście w nocy śpi jak trusia, rączka w górę, żeby tylko niczego nie dotknąć. Norma.
Nazajutrz. Paluchy spuchnięte. Altacet. Dotknąć pozwala. Zgina lepiej. Możemniej się już boi. Robię za radą kolei domowe prześwietlenie. Czyli mocna latarka do palca i z drugiej strony próbuję coś dostrzec. Teatr cieni. To kość czy żyłka ? Nawet nie wiem, czego szukać. Coś się rusza. Mięśnie czy krwinki ? Trzeba było uważać w szkole na biologii...
Ale ogólnie chyba jest lepiej, czekamy na rozwój wypadków. Kolor palców naturalny.
Po 3-4 dniach palce wróciły do naturalnej objętości. Zacisnął pięść. Diagnoza trafiona. Grubokościsty po mnie, będzie twardziel ;) znowu mu się udało bez większych strat. I wychodząc na korytarz staje i krzyczy
- Tata, idę ! Trzymaj drzwi !

poniedziałek, 28 lipca 2014

Lotnisko

Wujek wziął Jasia na wycieczkę na lotnisko. W sumie też miałem to w głowie od pewnego czasu, ale jakoś się nie złożyło. Młody zachwycony, widział samoloty, punkt odpraw, tylko na płytę go nie wypuścili ;)
I oczywiście
- Rodzice, a może na wakacje polecimy samolotem ? Bardzo bym chciał...
Po naszych wykrętach spuścił trochę z tonu
- To może chociaż do Modlina ?
Dobrze, że nie do Skaryszaka ;)