sobota, 10 maja 2014

Biblioteka

Od pewnego czasu chodzi za mną pomysł biblioteki. Czytamy codziennie, książki jednak i drogie, i zajmują przestrzeń.
Czytamy. Dużo, z zapałem. I to chyba też udało mi się Młodemu zaszczepić.
Przygotowałem grunt, obiecałem Mu wizytę w bibliotece. W końcu się wybraliśmy. Wszedł, oniemiał na widok ilości książek. Oglądał, przeglądał. Ale miał plan, umyślony z góry cel. Po dopełnieniu wstępnych formalności rzuciłem hasło
- Chodź, wybierzemy sobie książeczkę.
Na to Jasiek bez namysłu wypalił
- Ja chcę Koziołka Matołka !
Na szczęście był i od kilku dni go czytamy.

A bibliotekę trafiliśmy zwykłą, ze szczątkowym działem dziecięcym. Na szczęście po drodze z przedszkola mamy też  taką stricte dla dzieci. Trzeba będzie ją zainicjować

piątek, 9 maja 2014

Sklep modelarski

Odświeżyłem stare hobby. Sklejam F-22, niewypał amerykańskiego wyścigu zbrojeń. Przypominam sobie warsztat, ćwiczę drobne ruchy pędzla. Coś wyjdzie lepiej, co innego gorzej, jak w życiu. Nabieram wprawy przed dużym Tygrysem leżącym od kilku lat na szafie.
W toku prac uświadomiłem sobie brak wszystkich potrzebnych materiałów. Musiałem pójść po szpachlówkę. Poczułem się trochę jak prawdziwy polski blacharz handlujący autami po dziadku z Reichu :)
Siłą rzeczy, czy też organizacji dnia i rodzinnej logistyki, wybrałem się tam z Jasiem. Hmmm... Jak się można było spodziewać, dostał oczopląsu. Autka, samoloty, statki, czołgi..Chciał wszystko naraz, obejrzeć, dotknąć... I co wprawilo mnie w zachwyt, nie usłyszałem
- Kupisz mi ???
tylko
- Zrobisz kiedyś taki samochód ? (pokazywał jakiegoś ZIŁa z Krasnoarmiejcami) A może zrobimy go kiedyś razem ?
Poczułem sukces wychowawczy i edukacyjny. Muszę w końcu kupić mu samolocik do złożenia wspólnego.

A potem, nagle
- Tata, patrz jak świetna trasa dla samolotów ! Zróbmy taką dla mnie !!!
Co za trasa dla samolotów ?!  Jakaś makieta lotniska stoi na wystawie ? Prowadzi mnie za rękę
- Tatuniu, tam, taką jak ta na pudełku !
Sprzedawca już zaczął szukać odpowiednika wśród towarów. Tym razem udało mi się wymigać od zakupu lotniskowca w dużej skali... Ale pomysł kusi, zapadł mi w pamięć.

czwartek, 8 maja 2014

Gra w pizzę

Zaczęliśmy grać w gry planszowe. Zabawa fajna, czas mija, Młody uwielbia. Kilka ich w szufladzie leży. Między nimi taka jakaś dziwna, zatytułowana "Pizza". Za diabła nie mogliśmy się połapać, o co w niej chodzi. W związku z tym Jasiek sobie ją czasem wyjmował, na tekturowych kawałkach pizzy układał żetony z obrazkami kiełbasy, sera czy pomidora i bawił się w kucharza.
Kilka dni temu wczytałem się w instrukcję. Chyba miałem bardzo świeży umysł, bo ogarnąłem zasady. Dość proste, w przeciwieństwie do ich opisu. Sprawnie objaśniłem je Jaśkowi. Załapał. I zaczęliśmy komponować pizzę. Według przepisu. Kto pierwszy ułoży potrzebne składniki na swoim kawałku. Zachowując dobrokoleżeńską współpracę. Czyli jak Jasiek chciał pomidorka, to dostawał go poza kolejką. Jak ja chciałem krewetkę, to nie dostawałem. Nawet zgodnie z kolejką. O dziwo, czasem mogłem wygrać. Raz na pięć rund.
Podjęliśmy nawet próbę wyjaśnienia reguł Najpojętniejszej. To chyba jednak jest męska gra :)

Koniec końców, miło i wspólnie zleciało nam deszczowe przedpołudnie, a o to chodziło.

środa, 7 maja 2014

Rybka przy kluczach

Jakiś rok temu, na Dzień Ojca, dostałem od Syna breloczek. Chyba w przedszkolu mieli sklepik z prezentami. Potem się dowiedziałem, że Jego ukochana Majeczka swojemu Tacie wybrała taki sam breloczek.
Breloczek jak breloczek, kawałek metalu w kształcie rybki. Dynda przy kluczykach do auta na wyraźne życzenie dziecka. Przeszkadza tam. Czasem odpada i skrupulatnie przyczepiam go znowu. Czasem zaczepia się o sklepowy koszyk. Podzwania w czasie jazdy o kluczyki. Wkurza i wadzi trochę. Ale go nie odpinam. Oczywiście trochę dlatego, że Młody by zauważył i byłby krzyk, protest, "czemu nie lubisz rybki ode mnie". Trochę, żeby wiedział, że szanuję i są dla mnie ważne prezenty od niego. A poza tym zżyłem się z rybką. Nabrała wartości sentymentalnej. Jako pierwszy "poważny" prezent na Dzień Ojca, samodzielnie przez dziecko wybrany. I do głowy mi nie przychodzi zdjąć jej i włożyć do szuflady. Trochę jak stary zegarek - już niemodny, trochę spieszy, trochę uwiera pasek, trzeba nakręcać, głośno tyka, nie pasuje do koszuli - ale tyle lat jest ze mną, tyle wspomnień, prezent od Kogoś Ważnego itd itp
Więc wisi przy kluczykach. Razem z szalonym łosiem. I będzie wisiał, póki się nie zgubi.

Zwłaszcza, że przy męskich kluczach zazwyczaj wisi stos niepotrzebnych rzeczy - latarka, scyzoryk, breloczki, otwieracz do kapsli, itd itp. Taka męska biżuteria ;)

wtorek, 6 maja 2014

Chory facet

Kumpel (mój) był chory. Szliśmy z Jaśkiem wzdłuż garaży po auto, patrzymy - siedzi i dłubie coś przy swoim motorze. Znaczy - wydobrzał. Kilka słów zamieniliśmy, idziemy dalej. Jasiek dzieli się ze mną przemyśleniami:
- Tata, Marcin szybko wyzdrowiał, to super ! Całkiem jak Mamusia, Ona też zawsze krótko choruje.
- A tatuś też tak robi ? - ciągnę go za język
- Nie, Ty zawsze jesteś długo chory.
Cóż. Choruję rzadko, ale jak już to po męsku. Czyli przy 38 gorączki namawiam Najtroskliwszą na wezwanie pogotowia i notariusza ;)

poniedziałek, 5 maja 2014

Dźwig

Kiedyś, pewnie z pół roku temu, Jasiek wymyślił, że chciałby mieć zabawkowy dźwig. Po co mu on ?
Kiedyś, w ramach koncepcji maszyn budowlanych, dostał koparkę. Potem wywrotkę. Ładowarkę. Nawet betoniarkę. Bawiliśmy się w plac budowy. Na tacy rozsypaliśmy jakąś kaszę czy ryż, kopaliśmy w niej doły, ładowaliśmy na wywrotkę itd. Mi w głowie pojawił się pomysł makiety do zabawy w budowę. Kiedyś pewnie zrealizuję...
Ale cóż to za budowa bez dźwigu ?
Więc w końcu się zlitowałem. Nad sobą też :) Ile razy przychodziła pocztą jakaś przesyłka, tyle razy słyszałem pełne nadziei
- Może to dźwig dla mnie jest w paczce ?
Paczka przyszła. Powiedziałem mu, że jest zaadresowana "do Jasia" - dzieci uwielbiają dostawać listy i paczki. Powoli sam rozpakował. Chyba już nie wierzył, że kiedyś może dostać dźwig - szczęka pełna mleczaków odbiła się od ziemi, oczy wyszły z oczodołów jak na kreskówkach, wydawał z siebie niezbyt artykułowane popiskiwania zachwytu. Zachwyt pełen, od kilku dni bez koparki nigdzie się nie rusza. Tylko czasem trzeba mu rozplątać sznurek, na którym wisi hak.
Mnie też podkusiło, żeby zabawę wzbogacić o podnoszenie różnych przedmiotów. W końcu do tego służy dźwig. Na pierwszy ogień poszły spinacze biurowe i małe karabińczyki. Szybko przestały wystarczać. A że Junior poznał już moje zdolności modelarskie, zażyczył sobie, żeby mu zrobić jakieś paczki skrzynki i kratownice. Cóż, nie mam wyjścia. Zawsze może to być pierwszy krok do makiety :)

A na marginesie... Już kiedyś pisałem, że spełniam własne marzenia z dzieciństwa kupując mu autka SIKU. Tanie nie są, weszliśmy w te bardziej skomplikowane. Ale raz, że porządne i mogą być bazą do przyszłej makiety kolejowej. A dwa - mają mnóstwo ruchomych elementów. W dźwigu wysuwa się teleskopowo ramię, na hak można coś zaczepić, sznur zwinąć na kołowrót, kabina się kręci, i nawet ma wysuwane nóżki do stabilizacji. W skali 87, więc malutkie. I nawet zachwycona Najwspanialsza orzekła, że warto, choćby ze względu na rozwój chwytności palców, czyli fachowo mówiąc motoryki małej :)

niedziela, 4 maja 2014

Wyjazd z garażu

Od pewnego czasu Jasiek nie wyprowadza ze mną auta z garażu siedząc mi na kolanach. Zostaje na zewnątrz I kieruje ruchem machając rękami. Przy okazji mówi mi, czy coś jedzie. Zmiana zwyczajów, nowa fascynacja i zabawa :) Mi tak wygodniej.
Ale przede wszystkim zmiana ta uświadomiła mi, jak chłopak wyrósł, dojrzał. Na tyle, że względnie mogę mu zaufać, zostawić go przy drzwiach samego. Nie ucieknie przed siebie zaintrygowany czymś, nie wbiegnie mi pod koła, nie złapie nagle auta. Będzie spokojnie czekał aż wyjadę. Oczywiście bez przerwy gadając coś do mnie przez otwarte okno.

Nawet się pewnie nie obejrzę, jak powie
- Tata, daj kluczyki, dzisiaj ja wołowinę wyprowadzę z garażu.
Pozostaje otwartą kwestią, jakie będziemy mieli wtedy auto I co z garażem :)