piątek, 7 grudnia 2012

Św. Mikołaj

Chyba pierwszy w miarę świadomy Mikołaj dla Młodego. Bo póki był Borsuczkiem to nie bardzo ogarniał zewnętrzną rzeczywistość i tradycję. Na etapie Mysza raczej też nie miał wyczucia czasu i obyczajów. Odkąd się uspołecznia w placówce oświatowej, jest uświadomiony oraz wymienia wiedzę z kolegami. Więc... chciałem go trochę uświadomić, w czym rzecz. Pokazuje mu na jakimś obrazku brodatego staruszka w czerwonym kubraku, a ten mi wypala "To Mikołaj, gdzie ma sanie ?". Znalazłem wersję z saniami, google rulez, a ten mi oświadcza, że przy saniach są renifery. A ja już miałem przygotowaną w zanadrzu opowiastke o różnicach morfologii (?) jelenia łosia i renifera... Ale powymądrzać i tak się musiałem, o Finlandii, kole podbiegunowym, śniegu i zimie polarnej. A co, może kiedyś zostanie zimolubem jak rodzic.
Ok, w temat wprowadzony, piszemy list do św. Mikołaja. Kilka maziajów z objaśnieniem, że to auto. Czyli chyba trafiłem... List na okno, wychodzimy z pokoju, w końcu święty nie lubi towarzystwa. Odludek jakiś ? Niech mu będzie, czasem na starość ludzie dziwaczeja, Młody zrozumiał. Nagły powrót - trzeba uchylić okno, żeby miał jak wejść. W sypialni. Trzeba będzie spać w swetrze jak się wymrozi. Pobawimy się potem w eskimosów i zbudujemy ma środku igloo...
Oczywiście co jakiś czas sprawdzamy, czy może długobrody dziadek zabrał list... Czekamy. Wiadomo, rano przyjść nie może, bo raczej nici z przedszkola  W końcu... listu nie ma ! Jak on to zrobił ? Nieważne. Krótkie objaśnienie dalszej procedury, Junior od razu wali do swojej poduszki, "JEST PREZENT !". Super, nawet się spodobał  Mamy kolejny pojazd budowlany do przesypywania kaszy  Młody musi jednak sprawdzić, czy wszyscy dostali prezenty, myk pod maminą poduszkę. "JEST !". No, to super. Myk pod tatową. "Nie ma ?!". Rozważamy, że może tatko był niegrzeczny ? W Jasiowym głosie słychać wyraźny niepokój, jakby rozczarowanie. Chyba mnie lubi trochę, i ma jakieś tam poczucie sprawiedliwości. Kurczę, sam się zastanawiam, co przeskrobałem. Chwilę gawędzimy, ale w powietrzu coś wisi, gęstnieje, niespełnienie, niepokój, taki fajny tatuś i nie ma prezentu ? Może Mikołaj się pomylił, zapomniał, może poduszka nie taka, może list do Świętego był nieczytelny ? Idzie się upewnić, może po prostu nie zauważyliśmy paczuszki ? "Rodzice, JEST prezent dla tatusia !!!". Jednak Mikołaj coś na chwilę przeoczył, ale na szczęście wrócił. W końcu ma sporo na głowie  Teraz mogliśmy spokojnie zająć się zabawą w budowę. Jednak... co parę minut sprawdzał pod poduszkami, czy nie ma jeszcze jakiejś paczuszki ?
I jak takiemu wyjaśnić, że Mikołaj przychodzi tylko raz w roku ? A co to jest rok ? Zaczynają się trudne pytania 

czwartek, 6 grudnia 2012

Roboty drogowe

Wracaliśmy, powiedzmy jak zwykle, z przedszkola, a tu się okazało, że po drodze remontują ulicę. Niby zwykła szybka wymiana nawierzchni, która człowiek zauważy tylko dlatego, że korki osiągnęły natężenie niewyobrażalne, i szybko skwituje w myśli, że może przez jakiś czas będzie w miarę równo i wreszcie zasypią tą cholerną dziurę, której nijak nie dało się ominąć i groziła udawaniem koła. Optyka rodzica ciekawego świata trzylatka jest jednak zupełnie inna... Z jednej strony wiadomo, że szybko dziś nie dojdziemy do domu przy takiej atrakcji i wizja gorącej herbaty oddala się, z drugiej jest okazja urozmaicić młodemu dzień.
Dobra, sam osobiście podjąłem decyzje o nadłożeniu drogi i przyjrzeniu się remontowi z bliska. Cóż, że pada trochę, życie nauczyło mnie nosić dwa parasole 
"Tata, kopara !!!! Idziemy popatrzeć ???". Wiedziałem Pewnie, że idziemy ! Walec, koparka, inne bliżej mi nieznane maszyny, jak u Boba Budowniczego ! Jeżdżą, warczą, świecą, robota wre, aż miło popatrzeć, jak Polska rośnie w siłę. Super, pożyczyliśmy, nawet sprawnie ruszyliśmy dalej. Życie byłoby zbyt piękne....
Zaczęło mocniej oddać, wręcz lać. Młody parasol dzierżył w różnych miejscach obok siebie, czasami nawet trafiał nad głowę. Wizja choroby niezbyt mi się uśmiechała. A obok, na ulicy, megakorek. Dosłownie wszystko zastygło w bezruchu, jak zamrożone lub zastygłe pod lawą Pompeje. Kilka autobusów pod rząd. Mokro, zimno, trochę wieje. Człowiek marzy o misce i nogach w gorącej wodzie zanurzonych, gorącej herbacie z malinami, dziadkowej krzepkiej naprędce. Kurczę, został z tyłu, gapi się na autobusy. Co w nich ciekawego ?! Żeby to chociaż betoniara była ! Nie, najzwyklejszy autobus. "Tata, patrz, autobusy !". Walczę z parasolem, żeby mu na nos nie padało. Kiedy on go zdążył pogiąć ?! Zaraz wybuchne, zacznę go pchać, ciągnąć, zaganiac jak owczarek owce. Obietnica zabawy lekko zadziałała. Zamiast stać przesuwa się. We właściwym kierunku, o dziwo. Tylko tempo... gąsienicy wygrzewającej się na słońcu... Co jest fascynującego w autobusach ??? Drepcze niezbyt zadowolony, krok za krokiem, metr za metrem, jak skazaniec, parasol ciągnie za sobą, ja także dookoła niego namawiając, kusząc zabawą, strasząc dinozaurem, cedząc w myśli niebyt cenzuralne określenia. Kropla za kroplą coraz bardziej mokro. Nie wiem ile to trwało... Wolę nie wiedzieć.... Doszliśmy. Wykręciliśmy odzież. Wypiliśmy gorąca herbatę. Muszę spróbować wracać z nim autobusem. Chociaż jeden przystanek 

środa, 5 grudnia 2012

Młody ratownik

Człowiek wraca zmęczony z pracy... Ma ochotę chwilę nic nie robić... Dłuższą chwilę. Włącza dziecku telewizor, idzie parzyć kawę. Z obawą, bo zmienili program, zniknął ulubiony Ciekawski George, jego miejsce zajęła Mama Mirabelle... Niepokojące, przy Georgu miałem 15 minut dla siebie. Ale nie jest źle, obejrzał, udało mi się zdobyć kawę  Po chwili jednak Młody wparował do mojego azylu w kuchni. Z okrzykiem, że musimy uratować Zebcię, ma chore kopytko. O dziwo, biedną Zebcię zlokalizował w piekarniku. Oczywiście, na ratunek przyjechał wozem strażackim, jakże by mogło być inaczej  Instynkt nauczyciela mi się włączył,choremu zwierzątku musi pomóc pan doktor z karetki. Przyniósł mi karetkę, żebym też mógł się bawić  Chyba nie miałem wyjścia...
Tak więc dwa ludziki weszły do piekarnika. Doskonała okazja do wdrażania zasad pierwszej pomocy. Skoro Zebcia ma złamane kopytko, trzeba je opatrzyć, skleić gipsem, założyć opatrunek, nakleić plasterek. O naiwny ojcze ! Przecież jej w kopytko wszedł kamień ! Dobrze, że chociaż doktor mógł się nią zająć, nie tylko strażak. Potrzebował do tego narzędzia, akurat pod ręką znalazł się toporek strażacki. Lepszy rydz niż nic, młody McGyver rośnie  Stuk stuk, kamyk wypadł, szur szur, opatrunek też założony, obaj coś wymyśliliśmy do zabawy. Wilk syty i owca cała... Ale nie odjeżdżamy, nagle okazało się, że Zebcia jest utknięta i nie może się wydostać skądś. Całe szczęście, że wraz z, karetką przyjechał strażak, mógł się wykazać. Po chwili Zebcia mogła spokojnie odejść dalej z Mamą Mirabelle i Kizią, wombatem z Australii, która przyjechała w gości. Mogę wypić kawę ?
NIE. Tym razem Zebcia uszkodziła kopytko w szafie. Potem na komodzie. Na kołdrze. W drugiej szafie. W pralce. Za fotelem. Na parapecie. I tak zeszło popołudnie... Kawa wystygła, kilka łyków w locie połknąłem.
Sam tego chciałem  Podobno. Decyzja o pierwszym dziecku jest zupełnie nieświadoma 

wtorek, 4 grudnia 2012

Pogawędka trzylatków

Młody się uspolecznia  Co jakiś czas opowiada, że z Lenką bawił się kocurem. Zastanawiam się, czy Lenka jest fajna koleżanką, czy chodzi o kotka  Może młoda dama podrywa go "na kocura" i sama wysuwa pazurki ? Śladów na plecach nie miał 
Wychodząc wczoraj z przedszkola zapytał mnie, czy jutro pobawi się z Lenką kocurem. Akurat najbardziej zainteresowana ubierała się naprzeciwko, nie będę robił za pośrednika czy swatkę, niech sam załatwia swoje sprawy...
I wdali się w rozmowę, językiem trzylatków. Zacytować, odtworzyć nie jestem w stanie, zbyt duża bariera językowa. Grunt, że się dogadali.
W międzyczasie z tatą Lenki odkryliśmy, że kotkiem czasem się bawią razem, ale czasem mój aniołek brutalnie go zawłaszcza ! Trzeba mu będzie zrobić ćwiczenia z poprawnego traktowania płci pięknej.
Jak się rozgadali, to wyszło ma jaw, że do Lenki przychodzi w nocy szary duch z wielkimi oczami, a Jaśka nawiedza mięsożerny dinozaur . O ile ja do powstania legendy dinozaura się przyczyniłem, to tata Lenki zrobił oczy wielkie jak ten duch. Może Ją mama usypia ?

Ale obaj byliśmy w szoku, jakie słownictwo bogate mają, i jak świetnie takie nagle człowieczki wymieniają myśli, wrażenia, odczucia i marzenia. No, czyli komunikacja społeczna rozwija się. A Młody co drugi dzień opowiada, jak się kotkiem bawił, i że go Lence nie zabierał. Ciekawe, ile w tym prawdy, a ile dziecięcej fantazji