poniedziałek, 13 lipca 2015

Łodzią po Wiśle

Wybraliśmy się na niedzielny spacer z przyjaciółmi. Z kumplem byłem akurat zmęczony mocno po udanym poprzednim wieczorze, ale cóż ;)
Dreptamy więc dostojnie dwurodzinnie, Jachu z Olą biega i szaleje wokół jak dwa satelity. Skąd one mają tyle energii ?
Obeszliśmy stadion, przyjęliśmy kierunek główna nadwiślańska plaża. A tam zgiełk i hałas, kakofonia dwóch dyskotek, tłum. I strach trochę zdjąć buty, czy piach nie skrywa jakiś zdradzieckich szkieł i kapsli.
A 200 metrów dalej - pusty czysty kawałek kolejnej plaży. Również cichy. Ot, człowiek to stadne zwierzę.

Ale na brzegu stoi łódź!  Duża, drewniana. Darmowe przejażdżki ! Więc cała bandą się ładujemy. Płyniemy nurtem królowej polskich rzek, w drewnianej łupinie. Jest to przeżycie, przyznać muszę. W końcu to nie kajak na Obrze, budzi szacun.
Wrażenie duże. Pośrodku całkiem sporej rzeki, pod potężnym mostem, obserwując wiry, mijając znacznie większe statki. Fale bujają nasz kawałek drewna budząc emocje.

Przygoda na wodzie. Woda groźną jest. Więc zakładamy kapoki. Bezdyskusyjne. To też element przygody.
Najlepszym sposobem wyrobienia dziecku pewnych nawyków jest przykład. Zawsze byłem przeciw podejściu "musisz bo jesteś dzieckiem, dorośli mają inne prawa". Dzieć to taki sam człowiek jak my, tylko trochę inny :) Z punku widzenia wygody rodzica - pozwoli to unikać dyskusji "a czemu ja muszę a Wy nie !". Więc też wkładamy kapoki.
- Teraz jesteśmy rodzinka kapokowcow ! To takie specjalne mundury do łodzi !
I już jest przygoda, duma i nawyk na przyszłość.
Swoją drogą, z chęcią wlozylem też. Tegim plywakiem nie jestem. Rzeka zdradliwa bywa - prądy, wiry. A że spanikowanym dzieciem w wodzie odpukac łatwiej w kapoku sobie poradzić.
I wyszło mi szkolenie BHP prawie ;)

Abstrahując. Przepływka łodzią się udała. Dzieciaki zachwycone.
Tylko Jasiek znalazł w kapoku gwizdek ratunkowy, który okazał się dodatkową, fascynująca atrakcją dnia...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz