sobota, 4 stycznia 2014

Przejażdżka po lesie

Święta u szwagrostwa na wsi. Wreszcie udało się zebrać całą rodzinę w jednym miejscu.
Najwspanialsza ostatnimi czasy w ramach prezentów z różnych okazji funduje mi męskie przyjemności. Raz paintball, innym razem gokarty, ostatnio kurs kiperski degustacji i oceny piwa.
Wchodzę do pokoju po chwili przerwy w świątecznym obżarstwie i słyszę od Ukochanej - ubieraj się z dziećmi, załatwiłam wam voucher na offroad :)
Szwagier jest leśnikiem i po swoim zakładzie pracy nie przemieszcza się pojazdem z białą tapicerką z cielęcej skórki i 5-cio centymetrowym prześwitem. Wszystko jasne, przed nami wycieczka do lasu !
Więc pakujemy trójkę na tylnym siedzeniu. Jaś najmłodszy, Amelka już w szkole, Nisia - gimnazjalistka prawie mojego wzrostu :) Ja dumnie ląduje za kierownicą, siedzę jak na japońskim krześle zamiast w ulubionym szwedzkim fotelu, dobra, jedziemy w ciemny las. Legalnie, w końcu leśniczy jedzie z nami, to nas z lasu nie wygoni :) Pilot każe skręcać w dróżkę między drzewami - tu jest w ogóle jakakolwiek ścieżka ??? Liście wokół i tyle, jadę mniej więcej między drzewami. Na tylnym siedzeniu włączyły się Młodemu wspomnienia z zakopania kumplowego pojazdu w błocie i zaczyna męczyć, czy na pewno nie będziemy jeździć po wodzie. Autorytet wuja leśnika zadziałał, bo wystarczyło jedno zapewnienie. Cóż, do mnie chyba nie ma aż tyle zaufania. Albo lepiej mnie zna ;)
I nagle zaskoczyliśmy nieletnich - po kolei do mnie na kolana i niech prowadzą prawdziwą terenówkę przez leśne ostępy. Ależ frajda, krzyki śmiechy i piski. Nawet udało nam się ominąć wszystkie drzewa stojące w lesie ominąć. Krzewy już chyba nie ;) Najstarsza sobie odpuściła kręcenie na wujowych kolanach z racji braku szyberdachu, przez który wystawiłaby głowę jak żyrafa. Właściwie to dziewucha jest kilka cm niższa ode mnie, więc chyba mądrze zrobiła :)
Oczywiście gdy "kierowała" Amelka Jasiek siedział z trzymanie smutną miną, całym sobą obrazując zwrot "kupka nieszcześcia" . Talent teatralny to on ma ;)
Koniec końców Młody oświadczył, że już nie chce być strażakiem tylko leśnikiem. I chce mieć takie fajne bojówki jak wujek. O dziwo, swoje plany zawodowe potwierdził kilka dni później, więc chyba mamy szansę rozszczelnić zaklęty krąg pracowników św. Floriana :)

środa, 1 stycznia 2014

Elegant

Młody zaczyna mieć poczucie elegancji i stroju dobrego do okoliczności. A wszystko przez śrubę...
Podczas wojaży świątecznych stałem przy aucie czekając na siostrę swą. Podziwiam, patrzę - a tu coś błyszczy w opinie. Ki czart ? Złota moneta to nie jest raczej, nachylam się - śrubsko. Myślę - wykręcę. Zaczynam i słyszę wszystko mówiące "pssss". Ocho, lepiej jej nie ruszać, nie chce mi się przekładać koła. Wieczór, nazajutrz planujemy powrót do domu 400 km dalej, gdzie ja znajdę fachowca ??? Google za przewodnika, w CH do którego się wybieramy jest jakieś Norauto z wulkanizatorem, sytuacja uratowana.
Czekając na zakończenie prac idziemy sobie przez galerię, sklep typu 5-10-15, i Jaś wypatrzył KRAWATY. Krótkie, dziecięce, prawdziwe - nie na gumkę - do wiązania ! Oczywiście zapałał chęcią bycia eleganckim jak Tatuś gdy idzie do pracy. Pod warunkiem, że nie będzie musiał sam wiązać ;) Ok, wybrał żółty, kazał sobie założyć na Sylwestra, oczywiście do koszuli nie T-shirta. Ma skądś wyczucie. I paradował dumnie :)
Kiedyś się dowie, że można muszkę włożyć...

Więc oby 2014 był co najmniej równie fajny jak odchodzący. I plany noworoczne zostały zrealizowane. Przynajmniej te dotyczące rozpoczęcia sezonu łyżwiarskiego ;)

niedziela, 29 grudnia 2013

Gdzie jest Misiunia ?

Święta. Mamy dużą rodzinę, zawsze przy takiej okazji w domu pełno dziecięcego gwaru. Dzieciaki skaczą, biegają, krzyczą, bawią się, szaleją. Raz pojawi się jakiś nowy guz, innym razem stary obraz spadnie ze ściany i złamie się rama, norma przy spotkaniach dawno nie widzianego stada kuzynów i kuzynek.
Tym razem junior pojawił się z miną zwiastującą problem.
- Co się stało ?
- Misiunia zniknęła.
Misiunia czyli pluszowa Baśka Murmańska. Od wyprawy do twierdzy modlińskiej najukochańsza przytulanka. Wieczorem przy zasypianiu niewyraźna mina zmieni się w spory problem. Krótkie śledztwo wśród dzieciaków - jednak żadne mu nie schowało Misiuni dla żartu. Więc wyruszam z ekspedycją ratunkową. Latarka w dłoń, sprawdzamy pod kanapą, za meblami, w lodówce... Ani śladu, a gdzieś być musi.
Półgodzinne poszukiwania nie dały żadnego rezultatu... Mina Młodego jeszcze mniej wyraźna. Moja wizja wieczoru też. Zdesperowany sprawdza, czy przypadkiem któraś ciocia nie siedzi na Misiuni i jej nie wysiaduje w nadziei, że coś się z maleństwa wykluje. Fałszywy trop. Z rozpędu każe też podnieść się wujkom...
Wiemy, że gdzieś musi być !
Wtem Babcia zaczyna się wiercić...
- Coś chyba mam na fotelu pod sobą...
Jest !!! Misiunia !!! Schowała się w najbezpieczniejszym zakątku domu i zdrzemnęła się, zmęczona hałasem :)
Młody szczęśliwy, wizja szybkiego uśpienia dziecka powróciła, spokojny świąteczny nastrój powrócił.