piątek, 13 września 2013

Gorące czoło

I znowu w drodze z przedszkola...

Tym razem opowiadając, co się działo w przedszkolu (zbyt często tego nie robi), oznajmił, że Pani Bogusia sprawdzała, czy ma gorące czółko.
Ma od kilku dni katar, nawet zastanawialiśmy się, czy dzień - dwa nie zostać z nim w domu. Więc takie wyznanie wzbudziło mój niepokój. Drążę więc temat. Zeznał, że:
- Pani sprawdzała mu ręką czoło
- stwierdziła, że jest gorące
- na ogródku kazała mu siedzieć na ławce w cieniu.
Jako okoliczności łagodzące temat podał, że
- to na pewno od świecącego mocno słońca,
- nikt mu nie mierzył gorączki,
- czuł się dobrze.
Lampka ostrzegawcza w głowie mi się już pali, szybko analizuję możliwość wolnego w pracy. łudzę się, że może się zgrzał biegając po wybiegu...
Tak czy siak, w domu od razu zrobiłem mu herbatę malinową. Zaraz potem bach termometr pod pachę. Niby w normie, 36,6, ale termometr może być zepsuty.Na metodę ręka - czoło mam za mało czułe receptory. Udało mi się go przekonać, że z dworu dzisiaj nici, porysujemy, poczytamy, pogadamy... Nie wykazywał żadnych objawów chorobowych, więc poszedł następnego dnia do przedszkola.
Nazajutrz go odbieram, Pani Bogusia na mój widok zwija się ze śmiechu. Whazzup ???
- Już żonie tłumaczyłam, czemu sprawdzałam mu czoło :) Tak się rozszalał, jak byliśmy na dworzu, latał jak opętany, skakał po zjeżdżalni, zjeżdżał głową w dół, że zdesperowana wzięłam go na bok i powiedziałam, że musi odpocząć w cieniu, bo ma gorące czoło. Stan czoła uzasadniłam silnym słońcem. I że stąd się bierze jego zachowanie ;)

Więc jest na niego skuteczna metoda, spróbuje wykorzystać w domu :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz