W drodze z przedszkola chodzimy na pizzę. Los postawił pizzerię po drodze. Małą i całkiem dobrą. Chodzimy tam w środy. Jakimś cudem wytłumaczyłem Mu, że tylko w środy jest bardzo dobra pizza. Zemściło się to kiedyś, jak chcieliśmy iść tam w sobotę...
Właściwie możemy już mówić "prosimy to co zawsze". Czyli mała dzielona, pół z kukurydzą, pół z serami lub piecząrkami. Po dwa kawałki, dwa pozostałe do domu "dla Mamusi". Przy czym z reguły żarłok zawsze zeżre je w domu przed powrotem Mamusi.
Jemy, pogadamy, fajnie jest.
Ostatnio Młody był nadaktywny. Machał rękami coś mi opowiadając. Cóż, pacnął kubek z piciem, zajął pół stołu... Trudno, starte, dolewam mu, jemy dalej. Coś gadamy sobie i pac ! Tym razem skuteczniej, bo mam mokre spodnie. Obie nogawki. Jakoś to przeżyje. Ciemno, do domu niedaleko... Tylko na dworze minus kilka i wredny wiatr... Załatwił mnie. Nawet dwa punkty dla Niego.
A zemsta jest słodka, nie dostał w domu ulubionej herbatki gruszkowej. Biedne dziecko z wrednym ojcem musiało wypić pomarańczową...
Zapiski z codzienności. Może główny bohater za kilkadziesiąt lat to przeczyta i się rozczuli. Może pokaże moim wnukom ?
wtorek, 28 stycznia 2014
Pizza
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz