sobota, 5 października 2013

Kiedy Jasia nie było...

Zaczynają się tematy filozoficzne, abstrakcyjne i niepojęte również dla nas. Graniczące z absolutem, przemijaniem, metafizyką. Z wielką pomocą niektórym tu przychodzi religia, wiara na poziomie biblii pauperum. My jednak od religii tak trochę z boku stoimy, więc zdani jesteśmy na głębię własnej refleksji... Głębia własnej myśli znad kierownicy czasem samego mnie poraża ;)
W ramach piasek pogaduszek różnych czasem przenosimy się w odległe czasy, zaczynając od "dawno temu, kiedy babcia / prababcia była malutka...". I zaczęło się przewijać pytanie "A gdzie my wtedy byliśmy ?". Ups. Dobra, będę szczery: "Nas jeszcze nie było." Natychmiastowy dociekliwy odzew, z lekkim niepokojem "To gdzie byliśmy ? A ja byłem z Wami ?". Za pierwszym razem wystarczyło, że "gdzie indziej". Za drugim już nie...
Wydawało mi się, że wybrnąłem z problemu gdzie był nasz domek. Nie było, bo go budowali. I tatuś z mamusią mieszkali gdzie indziej. "Z Jasiem ?". Pozostało zająć go czymś innym...
Aż błysnął we mnie geniusz :) Nagle, za kółkiem na ruchliwej ulicy. My z Jasiem przecież byliśmy gdzieś indziej, bo babcia z dziadkiem musieli nam wszystko tu przygotować. Potem mamusia z tatusiem przyszli i szykowali domek dla Jasia, a Jaś spał zanim wyskoczył z brzuszka. Ten skok zawsze budzi salwę śmiechu i można zmienić temat :) Tym raczej przyjęliśmy wersję, że Jaś spał i czekał. Tym razem wystarczyło...

Czekam na problemy
- gdzie dokładnie byliśmy
- czy Jaś spał tam bez nas i tęsknił
- jak to było jak rodzice się jeszcze nie znali i z kim był Jaś wtedy
- ...

Czas zgłębić filozofię, teorię dziedziczenia genów, mitologię nordycką i świat bajek terapeutycznych :)
Swoją drogą, to chyba trudniejsze pytanie niż co z nami będzie po śmierci...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz