piątek, 4 października 2013

W banku

Byliśmy w banku.
Kiedyś załatwienie czegoś z Młodym było mało realne. Zakupy stawały się pogonią między półkami. Kontakt z osobą po drugiej stronie biurka czy okienka - czyli bank poczta ubezpieczenie urząd ... - wymagał przywiązania go do krzesła, uśpienia chloroformem, bądź przerywania sprawy co chwilę z hasłem "łapaj zbiega".
A tu proszę - jak w filmie propagującym rodzinną sielankę. W długiej kolejce spędził czas na kolorowance ze smurfami i oglądaniu ulotek. Ba, mi też kazał rysować. Miał reakcję - czas szybciej leci przy malowaniu nóżek smurfa na fioletowo.
Owszem, dopadł w międzyczasie wertikali, ale całym sobą pokazywał mi, że  robi to tylko po to, żebym się nie martwił, że za spokojnie siedzi, że coś mu dolega.
Podeszliśmy do okienka. Krzesło jedno, wiadomo kto się w nim rozsiadł. Przycupnąłem na oparciu na ręce, jak zwykle gotów to skoku, udaremnienia próby ucieczki. A tu nic. Siedzi, słucha, bawi się długopisem... Jak nie moje dziecko.
Na marginesie dodam, że dzieciak pod ręką stonował trochę ton mojej dyskusji z panią z okienka. Przy dziecku trochę nie wypada się unosić na kobietę. Aczkolwiek, przynajmniej na początku, robiła wszystko, aby mnie poniosły emocje. Dopiero jak jej uświadomiłem, że zbywanie mnie raczej nie leży w interesie banku, postanowiła mi pomoc rozwiązać problem...
Sprawa załatwiona polubownie, ku mojej uciesze, bo szkoda mi czasu na pisanie skarg. A Jasiek tylko dwa razy odszedł od okienka. I tylko w celu wymiany kredki na inny kolor.
I jak chwaliłem przed Najwspanialszą Jasia, jaki był grzeczny, szybko dodał jako podsumowanie że Pani w banku przeprosiła tatusia.

Skąd u niego takie pokłady grzeczności ? Albo ujawniły się długo kumulowane w ukryciu, albo przysłowiowa cisza przed nawałnicą. Nauczony doświadczeniem szykuję się na to drugie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz