poniedziałek, 7 października 2013

Przyjazd Babci

Odwiedziła nas Babcia Krysia. Spoko, tylko że zamiast normalnie pod sam dom pociągiem dojechać, postanowiła wybrać się Polskim Busem. Zwyciężyły względy ekonomiczne, chęć przygody i eksperymentu, może chciała zmienić coś w swoim życiu ;) Sęk w tym, że ten ibobus wysadza pasażerów na drugim końcu miasta, po drugiej stronie Wisły. Trzeba było po Nią wyjechać. W piątek po południu - wyprawa na pół dnia. Przez most. Więc błysnął mi pomysł, że pojedziemy sobie metrem.
Dobra , odebrałem Juniora z przedszkola, zmierzamy ku domowi trochę się przebrać. Nie będę jechał pod krawatem. Zresztą mieliśmy trochę czasu, akurat na kawke. Cóż... Pod drzwiami okazało się, że nie mam kluczy. Skleroza, z kawki nici. Tylko co dalej ? Czasu nadmiar ! Szybka analiza możliwości, szybka decyzja - załatwiam szybko coś w banku i jedziemy na wycieczkę. Wizyta w banku skończyła się fochem na bank, jedziemy.
Autobus. Tramwaj. Super, dwa pierwsze odcinki bezboleśnie. Wkraczamy w świat metra.
Drobny stres, Młody uświadamia mi, że małpka w metrze się zgubiła. Jaka małpka, o co chodzi ?! Chwila dyskusji i jasne, Ciekawski George i Pan w żółtym kapeluszu. Był taki odcinek :)  Niepokój rozwiany, w ręce dumnie trzyma własny bilet, wsiadamy. Fascynacja pociągami rozszerzyła się na "kolejkę w tunelu". Dojechaliśmy, wyszliśmy na powierzchnię w nowej dla nas części miasta. Wokół bloki, betonowy parking, nowoczesna pętla, w głowie mam obraz chłopaków z Seksmisji albo postapokaliptycznej superprodukcji zza wielkiej wody...
Jesteśmy godzinę przed czasem. Dzwoni Babcia, autobus ma godzinę spóźnienia... Wieje, zimno, żadnej kafejki nie widać, brrr. Czuję objawy początków grypy.
- Jasiek, wracamy, przyjedziemy potem autem.
- Tata, nieeee, musimy czekać na Babcię !!!
Dobra, idziemy na spacer. Szukam choćby pizzerii, a tu nic. Nie jesteśmy tak zdesperowani, żeby się zaszyć na stacji benzynowej. Jedyna w okolicy pizzeria pełna, wiatr przenikliwy, tzw "bloody wind"; jak to nazwała niemiecka sprzedawczyni traktorów wiozącą mnie kiedyś na stopa . Nos mam pełny, czuję się jak każdy facet mający temperaturę 37. Dzwoni Babcia, że stoi w korku pod Łodzią. Podjąłem pierwszą właściwą męską  decyzję  tego dnia - syn za rękę, protestuje to trudno, wracamy. Metro, autobus, jesteśmy w domu, żonka czeka w drzwiach (na szczęście zdążyła wrócić z pracy), serwuje nam gorący żurek. Obok talerza leży gripex. Jak niewiele do szczęścia trzeba :)
Po 20 minutach błogiego relaksu młody do wanny, ja kluczyki w dłoń i z powrotem. Nawet korków nie było za wiele.
A babci autobus przyjechał jednak ciut wcześniej niż przewidziałem, i też trochę się na tym wygwizdowie wymarzła. Pomogło jej to zrozumieć moje poświęcenie :)

Reasumując - Polski Bus jest świetny czasowo i cenowo, ale czemu wysadza ludzi w polu ?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz