czwartek, 10 października 2013

Czy na pewno ?

Dziecko bywa męczące. Zwłaszcza, gdy się uczepi jednego tematu i w kółko powtarza ... Jako rodzic jestem przyzwyczajony, że przez godzinę vw kółko drąży jeden temat, zadaje jedno pytanie, jakby się upewniał. Zwłaszcza, gdy coś go męczy, denerwuje, niepokoi. Reaguję różnie, zależnie od własnego stanu psychicznego: czasem po trzecim pytaniu udaję głuchego (zazwyczaj skutkuje to coraz głośniejszym powtarzaniem pytania), czasem cierpliwie odpowiadam i tłumaczę, czasem go ochrzanię i rozglądam się za kneblem... Znajomi, zwłaszcza bezdzietni, nie są przyzwyczajeni...

Podczas wyprawy poza asfalt kumpel zgłosił pragnienie przejazdu przez jakąś rzeczkę, próbę zanurzenia. Ot, chęć zostania marynarzem, może nawet podwodniakiem. Jaśka ten pomysł wyraźnie zmartwił. Nie dał się zbyć byle "nie martw się, zobaczymy" w odpowiedzi na pełne obaw "Wujek, ale nie wjedziemy do wody ???". Brak widocznych cieków wodnych wcale go nie uspokoił. Pytanie padało średnio co trzy minuty przez półtorej godziny. Zbywaliśmy go, zapewnialiśmy że nie, pomijaliśmy milczeniem... Z podziwem patrzyłem na kolegę raptusiewicza, skąd wydobywa tyle cierpliwości, i czekając na moment, kiedy wysadzi nas z auta na środku pola. A ten tylko raz skonstatował, że Junior jest konsekwentny i wytrzymały.

Po półtorej godziny Jasiek zmienił front. I pytał, czy na pewno już jedziemy  do miasta. Sam miałem ochotę wsadzić go do bagażnika... Zrozumiałem motywy wynalazcy knebla...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz